Epilog II

11.7K 291 19
                                    

Dwa tygodnie później:

Dziś wstałam z samego rana i zaczęłam się pakować do szpitala. To już za tydzień moja córka, albo syn przyjdzie na świat. Z Alanem myśleliśmy nad imieniem k stwierdziliśmy, że jeśli będzie dziewczynka to nazwiemy ją Sofie, a jeśli chłopiec to Mike. Moje relacje z Alanem są prawie jak w małżeństwie, ale jednak jesteśmy tylko zwykłymi rodzicami, ponieważ jednak nikt z nas nie posunął się by zapytać drugiego o chodzenie. Życie moje jak i Lili po wejściu do tego domu zmieniło się. Jestem w rodzinie Williams akceptowana taka jaką jestem, a rodzina Leona jednak mnie nie akceptowała w stu procentach. W ostatnim czasie zmieniłam numer telefonu by nie mieć żadnych wspomnień z tamtych czasów. Mój kontakt z Mariką i Brunem jest tak naprawdę zerowy. Od kiedy przeprowadziłam się tu czasem spotkamy się przypadkowo na mieście, ale to tylko przypadkowo, bo los tak chciał. Mar zawsze była po mojej stronie, ale Bruno to jednak przyjaciel Leona, więc dziewczyna raczej przeszła na stronę męża.

Włożyłam wszystkie potrzebne rzeczy, które przydają mi się po porodzie do szpitala i zasnęłam torbę. Odpiełam kabel od ładowarki, a następnie załączyła telewizor w salonie i zaczęłam przeglądać moje socjal media. Ostatnio na Instagramie zauważyłam, że gdy dodaje zdjęcie z moich okrągłym brzuszkiem w lustrze mam więcej follow i like oraz komentarzy. Odpisywałam na komentarz pod jednym z nich, gdy poczułam skurcz w podbrzuszu. Pani ginekolog powiedziała, że to normalne i wspominając poprzednią ciążę miałam tak kilka tygodni, a pomimo tego urodziła w podanym terminie, jednak te skurcze były już regularne.

Weszłam w kontakty i wybrałam numer do Alana, który po nie odbierał, więc ponowiłam połączenie, ale gdy nie odebrał postanowiłam zadzwonić do pana Darka. Pierwszy sygnał, drugi i odebrał.

- Panie Darku czy mógłby pan przyjechać do domu Alana. - powiedziałam czując kolejny nadchodzący skurcz.

- Kate co się dzieje? - zapytał zaniepokojony.

- Zaczynam rodzić.

- Jasne już jadę. - powiedział, a ja odłożyłam telefon na stolik.

Alan:

Siedziałem właśnie na konferencji i jakoś nudziło mi się. Nie miałem za bardzo co mówić, a słuchać nie było co tych inwestorów, którzy nawet nie wiedzą co to znaczy prawdziwa inwestycja. Po niecałej godzinie wyszedłem z pomieszczenia i wyciągnąłem telefon, a na wyświetlaczu pojawiły mi się dwa nieodebrane połączenia od Kate, do której od razu oddzwoniłem. Pierwszy sygnał, drugie, trzeci i nic, więc zadzwoniłem ponownie, ale znów nic. Wyszedłem z wieżowca i od razu wsiadłem do samochodu jadąc w stronę domu. Kate zawsze odbiera odemnie telefon, no chyba że coś się dzieje.

Po chwili bylem juz pod domem. Znalazłem klucze i odtworzyłem drzwi wchodząc dla środka.

- Kate jestem! - krzyknąłem, ale odpowiedzi nie dostałem. - Kate? - powtórzyłem, ale znów odpowiedziała mi głucha cisza, gdy przerwał dźwięk mojego telefon, który odebrałem.

- Alan Kate rodzi! - wydarł mi się do telefonu ojciec.

- Jak to? Gdzie? Już jadę! - byłem spanikowany i nie wiedziałem co mam robić, co dzieje się z nimi.

- Najbliższy szpital. - oznajmił, a ja bez dłuższego przeciągania znalazłem się w samochodzie, a następnie pod szpitalem.

Wbiegłem do wnętrza białego budynku jak poparzony. Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotey, a jakiś dzieciak mnie nawet zaczął nagrywać. Podbiegłem do jakiejś pielęgniarki, która przekierowała mnie do rejestracji, do której kolejka nie miała końca.

- Gdzie jest Kate Ross? - zapytałem wpychając się w kolejne przed starszych ludzi.

- Panie jest kolejka! - powiedziała jaką starsza kobieta.

- Ona rodzi. - dodałem nie słuchając ludzi dokoła.

- Porodówka. - odpowiedziała mi kobieta z rejestracji. - Do windy i na trzecie piętro. - dodała, a mnie już tam nie było.

W ostatniej chwili przed zamknięciem się drzwi windy znalazłem się w środku i nacisnąłem metalowy przycisk z cyfrą trzy. Ludzie z windy skanowali mnie dziwnym wzrokiem, ale ja miałem to gdzieś teraz było dla mnie ważne by znaleźć się obok Kate. Gdy po kilku sekundach windą otworzyła się na moim piętrze wyszedłem i zapytałem pierwszą pielęgniarkę, którą spotykałem na korytarzu.

- Gdzie Kate Ross?

- Spokojnie. - uspokoiła mnie.

- Gdzie ona? - dopytywałam.

- Tam. - pokazała, a ja zauważyłem mojego ojca siedzącego na krześle.

- Gdzie ona jest? - zapytałem, a mężczyzna popatrzał na mnie.

- Tu. - pokazał palcem i usłyszałem płacz dziecka.

Drzwi się momentalnie otworzyły, a z nich wyszła jedna z pielęgniarek.

- Pan Alan Williams? - zapytała patrząc na mnie.

- Tak. - odpowiedziałem.

- Gratuluję ma pan zdrowego synka. - powiedziała, a ja dalej nie dowierzałem. - Chce pan ich zobaczyć? - zapytała, a ja pokiwałem głową na tak.

Kobieta przepuściła mnie w drzwiach, a ja zobaczyłem Kate, która trzymała na rękach moje dziecko. Podeszłem do nich bliżej, a łez nawet nie mogłem powstrzymać. Nachyliłem się nad Kate i pocałowałem ją w czoło.

- Kocham Cię. - powiedziałem.

***

Zapraszam wszystkich na 2 cześć pod tytułem ,,Wróg numer jeden"❤️

Mała Księżniczka [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now