Pięćdziesiąt pięć

6.8K 210 7
                                    

- Też z imprezy. - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- I Leon nie ma nic przeciwko? - zdziwił się.

- Miał, ale się zmienił i zaakceptował to. Dziwne co nie? - zapytałam.

- Bardzo. - odpowiedział i w tym momencie do sali wszedł on. - To ja będę się już zbierał. - wstał na wyprostowane nogi i puścił pomieszczenie wymieniając wrogi kontakt wzrokowy z brunetem.

- Co on tu robił? - zapytał i podszedł do mnie.

- Przyszedł mnie odwiedzić, a ty co tu robisz?

- To samo. Dawno się wybudziłaś? - zapytał i usiadł na szpitalnym łóżku.

- Kilka godzin temu.

- Czemu nie zadzwoniłaś? - złączył nasze dłonie.

- Jakoś nie było czasu, ale cieszę się, że przyszedłeś. - uśmiechnęłam się. - Gdzie Lili?

- Z Mar. Kate musimy poważne porozmawiać. - powiedział poważnym tonem.

Alan:

- Szef już wychodzi? - usłyszałem piskliwym głos Mii.

- Muszę załatwić kilka spraw na mieście.

- Rozumiem.

- Do zobaczenia jutro. Możesz wyjść godzinę wcześniej jak chcesz. - powiedziałem i opuściłem piętro wsiadając do windy.

Wychodząc z budynku widziałem wzrok innych na sobie, ale nie rozumiałem o co im wszystkim chodzi, a gdy spojrzałem się na kogoś tą osoba udawała, że robi coś innego. Czy ja coś mam na twarzy? Czy oni wiedząc coś czego ja nie wiem?

Wyszedłem z budynku i wsiadłem do samochodu. Pierwsze co zrobiłem to pojechałem do firmy, z którą zaczynam współprace by podpisać z nimi umowę, a następnie postanowiłem pojechać odwiedzić Kate w szpitalu.

Kate:

- Musimy teraz? Nie możemy jak wyjdę ze szpitala? - zapytałam to nie jest miejsce na załatwianie takich spraw.

- Kate ja muszę wiedzieć jak sobie życie dalej ułożyć. - powiedział co złamało mi serce.

- Masz kogoś?! - zapytałam podnosząc swój ton.

- Oczywiście, że nie. - zaprzeczył. - Od jakiegoś czasu między nami stało się coś dziwnego. Moje badania, twoja ciąża, twój szef. To wszystko miesza mi w głowie. Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza jak i Lili, ale jeśli wy nie jesteście ze mną szczęśliwe... - zatrzymał się, a mi, aż łezka w oku się zakręciła. - Chciałem wyjechać z wami na te dwa tygodnie byś była jak najdalej od Williamsa. Nie chciałem Cię stracić. Wiem, że uważasz, że to moja wina, że tu teraz leżysz, ale ja naprawdę nie miałem tego w planach.

To co mówił było czystą prawdą. Przez zmianę szefa mój związek się rozpada. Nie przez Leona tu leżę, a Alana. To wszystko jego wina.

- Jeśli chcesz możemy w tym momencie zakończyć ten związek i każdy pójdzie w swoją stronę. - po tych słowach łzy poleciały z moich oczu.

- Leon błagam dajmy sobie jeszcze jedną szansę. - popatrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Ostatnią. - dodałam.

Sama nie wiem czy robię dobrze, ale jednak czuję chyba coś do Leona. Chyba tak to bym się nie rozkleiła przez jego słowa. Brunet zbliżył się do mnie i objął zamykając w uścisku.

- Cii... - wyszeptał mi na ucho. - Nie płacz. - przejechał ręką po moich włosach.

***

Po godzinnej rozmowie doszłam do wniosku, żeby Leon nie siedział tu ze mną, a zajął się Lili. Dziecko też potrzebuje opieki ojca. Co prawda nie biologicznego, ale jak dla niej był, jest i będzie, póki nas coś nie rozłączy.

Leżałam sobie i przeglądałam media społecznościowe, gdy zobaczył męska sylwetkę w drzwiach. Wystraszyłam się na jego widok, ale dobrze, że przyszedł wyjaśnię mu kilka spraw.

- Mogę? - zapytał na co kiwnęłam głową na tak.

- Chciałabym Ci coś powiedzieć, bo raczej wątpię, że się jeszcze kiedyś zobaczymy. - zaczęłam i usiadłam odkładając telefon na szafkę przy łóżku, a w tym czasie brunet zajął miejsce na krześle obok.

- Czyli jednak odchodzisz? - zapytał.

- Tak. - odpowiedziałam na co mój szef w sumie już były wstał i podszedł do okna stawiając do mnie tyłem.

- Kate nie rób mi tego. - powiedział patrząc przez szybę i włożył ręce do przednich kieszeni.

- Znajdziesz kogoś na moje miejsce. Jest dużo osób w mieście chętnych na bycie twoją sekretarką. - zaśmiałam się, ale on nie odpowiedział, więc postanowiłam kontynuować. - Umiesz mi, że są osoby, które będą miały lepsze kwalifikacje odemnie.

- Tu nie chodzi o pracę. - zaprzeczył.

- To o co, bo nie rozumiem? - zapytał już zakłopotana.

- O nas. - powiedział co mnie zdziwiło.

- Alan nas nic nie łączy. - wytłumaczyłam. - To był jeden jedyny raz przez alkohol.

- Chciałaś tego. - powiedział bardziej twierdząco niż pytająco. - Odpowiedź.

- Chciałam, ale to dla mnie nic nie znaczy.

- Nasze dzieci dla Ciebie też nic nie znaczy? - powiedział i odwrócił się do mnie, a ja zaniemówiła.

Mała Księżniczka [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now