Sześćdziesiąt cztery

6.9K 194 33
                                    

Kilka tygodni później:

Siedziałam w łazience i przemywałam rozmazany tusz z policzek. Nigdy nie czułam się tak jak teraz. Dotknęłam wacikiem lekko oka, które przyprawiało mnie o jeszcze większy ból. Po całkowitym zmyciu makijażu z twarzy, można było dostrzec fioletową śliwę pod prawym okiem. Leon... To właśnie zrobił mi dziś Leon. Jestem w ciąży, a czuję się jakbym miała zaraz ją stracić.

Kilka minut wcześniej:

- Odprowadzę was pod dom. - powiedział Alan, którego spotkałam z Lili na spacerze po parku.

- Nie chcemy Ci robić kłopotu. - odpowiedziałam.

- I tak idę w waszym kierunku. - odpowiedział i posłał mi uśmiech.

- Okey.

Całą drogę rozmawialiśmy o wakacjach Lili. Ustaliliśmy, że Alan weźmie ją ze sobą w lipcu na dwa tygodnie za granicę. Cieszę się, że zrozumiał co czuje do Leon i nie zaczyna tego tematu. Sama nie rozumiem czemu nie znalazł sobie przez cały ten czas drugiej połówki.

Po kilku minutach byliśmy już pod moim domem. Może lepiej to zabrzmi jak powiem pod domem Leona, w którym mieszkam z Lili.

- To my już będziemy iść. - powiedziałam i spojrzałam na mężczyznę wymieniając kontakt wzrokowy.

Twarz bruneta zaczęła się zbliżać w moim kierunku, a ja stałam jak wryta nie wiedząc co robić, a nagle poczułam jego miękkie wargi na moich.  Zaczęłam odwzajamniać pocałunek, gdy przypomniało mi się gdzie jestem. Wyrwałam się z transu i ostatni raz spojrzałam na jego twarz. Na moje szczęście Lili po długiej zabawie na placu zabaw zasneła i nie musiałam czekać, aż się pożegnają.

- Do zobaczenia. - powiedziałam i zniknęłam za kamienną furtką.

Szłam przez chodnik prowadzący prosto pod drzwi, przypominając sobie co właśnie przed chwilą się stało. Na co pozwoliłam przed dom, w którym jest Jonas i mógł wszystko widzieć. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka zostawiając wózek z Lili w przed pokoju. Zdjęłam buty, a tuż obok mnie pojawił się właściciel tego domu z kamienną twarzą i zaciśniętą pięścią.

- Co to miało być?! - zapytał podniesionym tonem.

- Nie rozumiem o co Ci chodzi. - powiedziałam i go wyminęłam.

- Powtórzę ostatni raz. Co to miało być? - zatknął.

- Przecież nic się nie stało byłam na spacerze z Lili. - zaczęłam się bronić.

- Czemu kłamiesz? - zapytał.

- Nie kłamię. - powiedziałam i odwróciłam się w jego kierunku.

Nie zdarzyłam mu się dobrze przypatrzeć, gdy z moją twarzą zetknęła się jego pięść. Zawyłam z bólu. Dostałam w prawe oko. Gdyby nie ściana za mną sama nie wiem co by się stało. Złapałam się za obolałe miejsce, patrząc na tego kto mi to zrobił przez załzawione oczy. Stał jak osłupiały. Poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Otworzyłam drzwi obok mnie i znalazłam się w łazience, w której się zamknęłam i usiadłam na sedesie.

Teraz:

Spojrzałam jeszcze raz na śliwę pod okiem. Usłyszałam trzask drzwi głównych i przekręcanie w nim klucza. Spojrzałam przez okno, gdzie ujrzałam sylwetkę Leona kierująca się do czarnego samochodu. Czekałam jak wsiądzie do środka i odpali silnik, a gdy to już zrobił wyszłam z pomieszczenia, w którym się znajdowałam.

Od razu poszłam zobaczyć czy Lili jeszcze śpi, Ana moje szczęście ona ma taki twardy sen, że nic ja nie obudzi. Przestawiłam wózek z małą do salonu, a sama poszłam po fluid by chociaż przed nią ukryć ból jaki zadał mi jej ojczym.

***

Był już wieczór na dworze było ciemno, a na niebie ani księżyca, ani gwiazd. Lili przed chwilą usnęła, a ja siedziałam w salonie i oglądałam serial w telewizorze. Nagle usłyszałam przekręcający się klucz w drzwiach, a przez moje ciało przebiegły dreszcze. Bałam się jak nigdy. Po chwili w salonie pojawił się on. Z kwiatami i pluszowym misiem, który był większy od Lili. Podszedł do mnie i uklęknął przed kanapą.

- Kate o ja nie wiem co we mnie wstąpiło jestem zazdrosny o Ciebie i Williamsa. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.

- Wybaczam Ci. - powiedziałam.

- Naprawdę? - zdziwił się, ale uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Tak.

Mała Księżniczka [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz