9

2K 111 14
                                    

Leżąc w szpitalnym łóżku wzrok Mili wędrował od okna do wenflonu założonego w zgięciu łokcia. Czekając, aż Julita wróci z łazienki śpiewała pół-szeptem krótkie piosenki jakie przyszły jej tylko do głowy. Stan Julity znacznie się pogorszył odkąd zaczęła brać chemię, ciągłe wymioty, drżące ręce, wypadające powoli włosy, widok męczącej się dziewczyny dobijał ją. Mając wrażenie, że ta krucha osoba jest tak bardzo łatwa do złamania, cierpiała wewnętrznie, pomimo tego gdy kilka razy dziennie słaby uśmiech przelotnie pojawiał się na twarzy blondynki. Biała pognieciona pościel zaczęła interesować niebieskooką jeszcze bardziej gdy zegar wskazywał dziesięć minut do jedenastej, kilka szram na starym materiale przykuło jej uwagę. Z zaciekawieniem zaczęła wodzić po nich opuszkami palców niewiele myśląc, ponieważ myśli sprawiały jej większy ból głowy. Wzdychając na dźwięk spuszczanej wody w łazience niechętnie spojrzała się na podniszczone białe drzwi przygotowując się na to by pokrzepić jakimś sposobem współlokatorkę.
-Jak się czujesz?- spytała widząc blade oblicze Julity.
-Nie mam już czym wymiotować.- szepnęła siadając z skrzypnięciem na łóżku.- za trzy godziny kolejna dawka a ja czuje już, że umieram.
-Nie mów tak!- pisneła jak pięciolatka zrywając się z mało wygodnego materaca.- Masz sie nie poddawać! To początek drogi do zdrowia.- mówiąc to złapała blade opuchnięte powoli od chemii poliki dziewczyny. Szare zamglone oczy wpatrywały się w jej rozmyte niebieskie tęczówki z troską i możliwe, że bólem ale nie na myśl o nowotworze czy chemii ale bólem który jest inny, wewnetrzny. Mila dobrze wiedziała jaki ból skrywa jej koleżanka, tylko ona mogła wiedzieć tak jak inni co chorują.- Nie patrz tak na mnie, obie cierpimy. Oszczędź to spojrzenie na bliskich.- szepnęła przytulając ją i po sekundzie poczuła jak jej biała koszulka staje się mokra od łez.
-Przychodzą jutro, nie chcę patrzeć na nich.- załkała ściskając kurczowo boki Mileny.- Ich wzrok, zachowania! Będę sama musiała ich pocieszać! Nikt mnie nie pocieszy!
-Wiem, ale spójrz na to Julita...- odrywając ją delikatnie od siebie, spojrzała ponownie w jej szare szkliste oczy.- Oni myślą, że przeżywają piekło, nie wiedzą jak to jest tu być, żyć z swoim chorym ciałem. Nie radzą sobie bo nie mogą tego czuć tylko my. Chcesz pocieszenia? Nie dam ci go ale powiem ci, że nie jesteś jedyna. Każdy chory pociesza zdrowego to chyba już nasz obowiązek.- ostatnie słowa przeszły przez jej gardło z trudem przypominając sobie wszystkie chwile z przyjaciółmi i rodziną, gdy zamiast sama płakać to ocierała ich łzy i przytulała. Nie rozumiała po części kiedyś dlaczego wszyscy zdrowi są tak samolubni i nie potrafią wykazać się odpowiednim współczuciem i wsparciem jednak po jakimś czasie zrozumiała ich zachowanie ich sposób spędzania czasu przy chorym. Zrozumiała, że nie radzą sobie bo nie mają uczuć, które trzyma w sobie chory, nie wiedzą co się dzieje i nie mogą sobie tego wyobrazić. Stwierdzając, że to przykre z ciężkim oddechem usiadła na metalowym krześle na przeciwko już mniej zapłakanej koleżanki. Machając nogami próbowała uspokoić swoje postrzępione nerwy czekając wciąż na siostrę i lekarza, którzy jak na złość się spóźniają. Cisza panująca w pokoju przytłaczała już i tak samotne dziewczyny, bez sił i chęci wstały z siedzeń, aby rozprostować coraz słabsze nogi. Migrena i kujący ból w głowie zaskoczył Milene tak bardzo, że przez moment przed jej oczami pojawiły się mroczki.
-Wszystko w porządku?- cichy chrapliwy głos Julity rozbrzmiał dwa razy mocniej niż powinien.- Mila lepiej się połóż.
-To tylko migrena.- sykneła zakrywając prawą stronę twarzy dłonią.-Zaraz minie.- szepnęła tym razem uginając się w pół z coraz większym pulsującym bólem w prawym oku, który tak jak mówiła przeszedł po kilku dłuższych chwilach. Zmęczona jeszcze bardziej, odgarneła włosy i z uśmiechem spojrzała na zmartwioną przyjaciółkę.
-Chodź, odwiedzimy tą dziewczynę.-mruknęła zakładając ręce pod biustem.- Jeśli moja siostra u niej siedzi to się wkurze! Spóźnia się już godzinę.- mówiąc to wparowała bez proszenia do pokoju brunetki, widząc leżącą dziewczynę patrzącą się w sufit poczuła zażenowanie swoim zachowaniem.
-Mila puka się!- krzyknęła wchodząca za nią Julita.
-Przepraszam, jak się czujesz?- nie dostając odpowiedzi westchnęła. Złość na siostrę minęła na widok brunetki, która bez żadnych emocji przeniosła wzrok na odsłonięte okno. Szare niebo spowite ciemnymi jak dym chmurami zaczęło błyskać po chwili uwalniając fale deszczu.
-Chodź, widać że słabo się czuje i nie tylko ona.- Julita łapiąc ramię Mili spojrzała z grymasem na zmienione oblicze dziewczyny, tak jak dobrze pamiętała w tamtym tygodniu jej oczy lśniły wraz z zdrowymi ciemnymi włosami, skóra która była blada idealnie kontrastowała z wszystkim co można było dostrzec w jej urodzie. Teraz zauważyła, że dziewczyna poznana na początku ich pobytu zmieniła się, skóra bledsza w niektórych miejscach sina lub zielonkawa, blask zdrowych włosów zastąpił matowy kolor, oczy spochmurniały ukrywając wszystko co w niej siedziało, coraz chudsze nogi, które nie chciały sie za bardzo poruszyć nawet jeśli dziewczyna w tym momencie położyła się na boku zasłaniając włosami twarz by jej sine wory pod oczami nie były widoczne dla nikogo. Chude posiniaczone od dużej ilości wenflonów ręce, w niektórych miejscach Julita miała wrażenie, że są w kształcie palców i dłoni. Widok tak zniszczonej już dziewczyny przyprawił ją o ciarki, zauważając jak Mila po takiej samej dokładnej obserwacji podbiegła do niej i tak po prostu ją przytuliła, zerwała się również z swojego miejsca i tak samo jak ona przytuliły razem Anastazje.
-Wiem, że nie znamy się za dobrze, wiem, że moja siostra cię odwiedza, wiem, że nie powinnam cię przytulać ale my też cierpimy i chciałabym dać ci bliskość.- pod wpływem emocji głos Mileny drżał wraz z jej dolną wargą. Brunetka słysząc jej słowa otworzyła szerzej przerażone oczy, które zaszkliły się przez pojawiające się łzy. Bez słowa pozwalała się przytulać by poźniej postarać się o podziękowanie za ten gest, jednak nie dała rady, brak sił spowodowany przez dużą dawkę niechcianego leku uniemożliwił jej jakąkolwiek rozmowę.
-D-d-dzię..- jąkała się by po sekundzie umilknąć i niezgrabnie drżącymi rękoma ścisnęła dłonie dziewczyn dziękując im niewielkim uśmiechem.
Nikt tak naprawdę nie myślał już o niczym, oddane chwili własnego wsparcia spojrzały się w trzy na siebie ukazując niepewne i wstydliwe uśmiechy. Samotność w tych czterech szpitalnych ścianach w łatwy sposób pozwalała by pacjenci się poddawali, zagłębiali się w swoim wnętrzu, w marzeniach, które nigdy się zapewne nie spełnią. Ta właśnie samotność powodowała, że człowiek z każdym dniem zmieniał się, bez możliwości cofnięcia się do poprzedniego bycia tym kim się było.

~~~~

Kolejny rozdział! Zapewne są błędy ale przez kroplówkę trochę kręciło mi się w głowie pisząc to wszystko haha Mam nadzieje, że się podoba :)

Nie zostawiaj mnieWhere stories live. Discover now