40 Koniec.

2.8K 167 115
                                    

Uwaga uwaga bardzo ważna notka na koniec odnośnie całego opowiadania więc przeczytajcie ją ❤

~~~~

Czując potworny ból głowy z sapnięciem przykryła twarz jedną z leżących obok poduszek. Promienie słońca przebijały się przez jasne rolety oświetlając idealnie jak na złość ciało dziewczyny. Mając ochotę zagrzebać się w jakimś cichym i ciemnym miejscu, jęknęła, gdy mimowolnie obruciła twarz o kilka centymetrów.
Obiecując sobie, iż to był ostatni raz, kiedy tak mocno piła poczuła jak nocny spożyty alkohol przewraca się w jej żołądku. Pomimo wszystko, wódka zmieszana z winem i tequillą to nie był dobry pomysł i teraz cierpiąc, odliczała w głowie sekundy mając nadzieje że kac morderca, który nie ma serca odejdzie, ale to tylko złudna nadzieja, którą sobie robiła.
Zdenerwowana, bez sił odrzuciła poduszkę z głowy, uwalniając poplątane kosmyki włosów. Kolejne obrucenie głowy, kolejny atak pulsującego bólu i ponownie ciężkie sapnięcia.
Nie miała szczerze mówiąc ochoty na wstanie z łóżka, nigdy również nie potrafiła zrozumieć jakim cudem wszyscy bohaterzy z opowieści budzą się bez problemu po ostrym za przeproszeniem melanżu, łykają zwykłą aspirynę i po prostu wracają do żywych. Kobieta aż marzyła, by kiedyś coś takiego przeżyć, ale niestety chyba nie było jej to dane. Jak nie miała kaca, to nie piła dużo, ale gdy sięgnęła po większą ilość alkoholu od razu jak na złość dostawała karę następnego dnia i na co jej to było? Nie wiedziała, chociaż przynajmniej było warto i teraz mogła z bólem cieszyć się z tych wszystkich mdłości i bólów w ciele bo przecież tylko raz świętuje się trzydziestedrugie urodziny.

Spoglądając mimowolnie na zegarek stojący obok łóżka na brązowej szafeczce zauważyła jak dochodzi powoli dwunasta. Dopiero teraz zrozumiała ze smutkiem co jej się śniło, wspomnienia zalały jej umysł przez nocne rozmowy i czując ukucie w sercu, przełknęła żółć zbierającą się w gardle, mając nadzieję że zaraz nie zwróci wszystkiego co było w żołądku.
Niestety, pomyliła się i po chwili biegnąc do łazienki, którą miała na szczęście w sypialni, otworzyła białe drzwi i wpadając do pomieszczenia ostatkiem sił uklękła przed toaletą zwracając wszystko.
Wiedziała że to nie przez zatrucie alkoholowe, rzadko wymiotowała przez to. Jednak tylko jedna rzecz wywoływała u niej tak skrajne emocje, jakie powodowały od razu mdłości i poczucie słabych nóg.
Wycieńczona, cofnęła się będąc wciąż na kolanach i cała trzęsąc się oparła głowę o czarną lśniącą szafkę.
Przez tyle lat wciąż miewała koszmary, wciąż co jakiś czas okropna przeszłość wracała, powodując u niej ataki paniki, tym bardziej gdy budząc się zastawała pustą i zimną stronę łóżka. Jednak nie przyznawała się do tego, rzadko można było zobaczyć jak strach związany ze wszystkim co przeżywała oplata jej serce ostrym drutem, wywołując okropny ból i chęć ucieczki.
Stwierdzając że już nic nie ma w żołądku wstała ostrożnie, nie dotykając podłogi jedną stopą. Sama zdziwiła się jak potrafiła szybko biec skacząc tylko na lewej nodze, a jednak udawało jej się to wszystko idealnie, przez co rzadko używała kul choć lekarz ostrzegał przed tym iż może uszkodzić kolano, ale miała dość tego jak się musi poruszać po własnym domu.
Sięgając po niebieską szczoteczkę, nałożyła pastę i zaczynając myć powolnymi ruchami zęby, spojrzała się na własne odbicie w lustrze.
Jaśniejsze o dwa odcienie włosy, wciąż ten sam nie zmieniający się kolor oczu i pogryzione usta.
Minęło tyle lat i tyle czasu, a jednak miała wrażenie że się nie zmieniła, może tylko trochę delikatnych zmarszczek jej przybyło od ciągłego uśmiechania się.

Chcąc w końcu wyjść jak człowiek z własnej sypialni, poprawiła włosy zakładając na siebie za dużą koszulę chcąc ukryć jako tako widoczną bieliznę; w której spała. Zaspana i głodna zauważyła jak jej dłoń drży ze stresu, gdy sięgając do srebrnej klamki przypomniała sobie o wszystkim co jej się śniło, cały pobyt w szpitalu, wszyscy poznani ludzie, a co najważniejsze poznanie jednej wyjątkowej osoby. Pamiętała spędzane razem dni i noce, rozmowy o tym jak się czuły w tamtym czasie, przez co obie wiedziały jak to wszystko przeżywały.
Bojąc się że nocne koszmary staną się prawdą, w głębi serca miała nadzieje że może tym razem, gdy otworzy te drzwi to ją zobaczy.
Zobaczy swoją ukochaną, robiącą śniadanie lub leżącą na kanapie i oglądającą telewizje. Miała nadzieje, że naprawdę to zobaczy i wszystko to działo się każdego dnia. Brzmi to jak zaburzenie psychiczne, jakby była zwykłą idiotką, która nie może zrozumieć że wszystko co się wydarzyło jest za nią i musi zaakceptować to co jest teraz, w tym czasie i tego dnia, jak i następnego.
Będąc gotowa, wzięła głęboki oddech zaciskając mocno palce na klamce i ciągnąc drzwi do siebie zobaczyła mały korytarz prowadzący w stronę salonu.
Opierając ręce o jasne beżowe ściany, mijała wspólne zdjęcia z rodziną i przyjaciółmi, które powiesiła. Skacząc ostrożnie, czuła jak serce mocno uderza w jej klatce piersiowej, jakby miało zaraz wyskoczyć.
Z ogromnym zawodem zauważyła wchodząc do salonu że jest pusty, krzywiąc się na okropną ciszę oparła się o skórzaną białą kanapę. Nienawidziła ciszy od bardzo dawna, odkąd jej psychika została skrzywiona nie cierpiała bycia samej i nie słyszenia choćby oddechu drugiej osoby.
Poprawiając już trochę za długie włosy, odbiła się od kanapy kierując się w stronę kuchni, która była w dalszej części domu. Cieszyła się że nie ma tu schodów, nie wyobrażała sobie chodzenia po stopniach i męczenia się. A jeśli mowa o zmęczeniu, właśnie w tym momencie poczuła słabość w lewej nodze przez co wpadając z hukiem do kuchni złapała się w ostatniej sekundzie blatu.

-Jezus Maria, nic ci się nie stało?!- krzyk kobiety sprawił, że spojrzała się wprost na nią przełykając głośno ślinę.- Chodź tu do mnie cholero jedna.

Czując jak para ramion podnosi ją z podłogi nadal patrzyła się w te same oczy, które widziała od dobrych kilku lat. Milczała, nie chcąc zepsuć tej chwili, bała się że to tylko sen i jeśli się odezwie to, to wszystko zniknie a nie chciała tego. Zimny blat dotknął jej jak zwykle rozpalonej skóry i dopiero teraz zdając sobie sprawę iż głupio myśli, roześmiała się z własnego strachu.
Koszmary jak i wspomnienia, były często sprawką iż nie rozumiała co się działo w rzeczywistości, przepełniona strachem musiała dostać zapewnienie iż wszystko co się dzieje w teraźniejszości jest naprawdę i to nie zniknie. Wiele razy miała zwątpienia w to czy jest wystarczająca dla innych, czy tak naprawdę nie jest wybrakowana i czy nie jest po prostu jednym wielkim zmartwieniem dla innych.
Przeżycia pozostawiły na jej sercu wiele blizn i ran, które dopiero teraz powoli się leczą.

-Mówiłam byś chodziła o kulach na dłuższe przechadzki po domu.- mruknęła dając buziaka w czoło.- Nic ci się nie stało?

-Nie, ale możesz mnie...- ucieła, gryząc boleśnie usta od środka.- Możesz mnie przytulić?

Nic więcej nie musiała mówić i pytać, ponieważ została objęta w szczelnym uścisku, dzięki któremu mogła objąć nogami biodra stojącej przed nią osoby.

-Znowu koszmary?

-Tak.

-Jestem tu skarbie i nigdzie się nie wybieram rozumiesz? Nie wierz swojej głowie w tej sprawie.- szeptała, złączając ich czoła, dzięki czemu wspólnie patrzyły się w swoje oczy.

-Tak wiem, więc co zrobisz mi na śniadanie?- uśmiechając się założyła ręce na szyje kobiety.

-Moja narzeczona ma sprawne ręce więc sama sobie zrobi śniadanie.- widząc jak prycha pod nosem i tak poczuła jej dłonie na swoich biodrach.

-A jeśli słodko się uśmiechne i zrobię oczy szczeniaczka?- wydęła dolną wargę mrugając kilkakrotnie.

-No nie wiem.

-Saaaraaa nooo.- jęknęła przeciągle.

-Już dobrze, zrobię ci maluchu.- przewracając oczami, roześmiała się odrywając ciało od dziewczyny.- Ale moja Anastazja musi mi pomóc bez względu na ten upadek.

-Jestem gotowa szefowo!- krzyknęła z pełną determinacją, unosząc rękę ku górze.

Była szczęśliwa, pomimo swoich koszmarów miała przy sobie kogoś wspaniałego. Ten czas, który minął był wart ciągłej walki o swoje zdrowie i bycie z dnia na dzień lepszą osobą. Między nimi zdarzały się słabe okresy, gdzie potrafiły się kłócić i milczeć a jednak nadal się kochały nie chcąc żyć zdala od siebie. Miały wrażenie, iż będą na zawsze ale jednak "na zawsze" może trwać tylko sekundę więc nie mówiąc czegoś takiego po prostu cieszyły się dniem dzisiejszym, nie myśląc aż tak o przyszłości.
Kochały się i mając przy sobie wspaniałych przyjaciół i rodzinę, były spełnione. W zdrowiu i w chorobie najważniejsze jest wsparcie i bycie przy sobie fizycznie jak i słownie. Akceptacja drugiej osoby z widocznymi słabościami pozwoliła im obu sprawić, iż to wszystko było warte ciągłej i długiej walki, gdzie Anastazja nadal chorując i tak korzystała z życia, nie czując się choćby trochę gorsza od innych, tym bardziej, gdy przy Sarze zapominała o swojej słabości mogąc czuć się pełnowartościowa i wystarczająca.

~~~~
Najbardziej chciałabym podziękować osobom które to czytały na bieżąco i mam nadzieję że wiele osób tutaj zajrzy 😁🙈 nie mogę uwierzyć że komuś to się spodobało ale wracając do sedna.
CAŁA ta opowieść jest złączeniem moich wspomnień które trochę pozmieniałam aby wszystko miało ład i skład i logiczne myślenie żeby nie zrobić wielkiego misz maszu czy czegokolwiek haha Wszystkie postacie żyły lub żyją w realnym życiu dlatego niektóre rozdziały szczerze mówiąc bardzo trudno mi się pisało ale jestem szczęśliwa kończąc tą opowieść 😄 oczywiscie pozmienialam troche wyglad jak i imiona postaci 😝 zamierzam wszystko dać na laptopa i to poprawić może nawet rozbudować bardziej! Ale w tedy was o tym powiadomie 😁
Dziękuje za wszystkie komentarze jak i gwiazdki ❤ i jakby ktoś chciał o coś zapytać z tym opowiadaniem to zapraszam do skrzyneczki 😜

Ps.: 20.01.2020 -> orginał opublikowalam "po drugiej stronie"

Nie zostawiaj mnieWhere stories live. Discover now