Prolog

7.2K 452 418
                                    

– Matt, co wiemy o ofierze? – Cassandra powoli podeszła do mężczyzny, klęczącego nad ciałem nastolatka. – Masz jakieś dane lub coś, co pomogłoby nam go zidentyfikować? – zapytała, marszcząc czoło.

– Niestety nie miał przy sobie żadnych dokumentów – odparł, wstając. – W dodatku, patrząc na jego twarz, czy może raczej to, co z niej zostało, dość trudno będzie go zidentyfikować – dodał, spoglądając ze smutkiem na martwego chłopaka.

Matthew Roosevelt był detektywem kryminalnym od paru dobrych lat, ale jeszcze nigdy nie widział tak strasznego przypadku - zmasakrowana twarz, lecz reszta ciała nienaruszona, a ręce złożone jak do modlitwy. Wyglądało to na dzieło jakiejś religijnej sekty. Jednak mężczyzna nie przypominał sobie, żeby w ciągu ostatniej dekady słyszał o jakimkolwiek kulcie, który wykonuje takie rytuały. Miał więc nadzieję, że nie jest to coś nowego, co powstało tuż pod ich nosami.

– Cóż, przekażę informację do centrali. Może ktoś niedawno zgłosił zaginięcie nastolatka – powiedziała ze współczuciem policjantka. Z trudem panowała nad łamiącym się głosem, mimo wielu lat pracy w policji. Cierpienie dzieci zawsze nią wstrząsało. Sama miała dwie, małe córki. Nie chciała nawet myśleć o tym, jakby zareagowała, gdyby ktoś znalazł ich zwłoki.

– Dzięki, Cass – odparł Matt, kładąc swoją dłoń na jej ramieniu. Zawsze to robił, gdy widział, że z jego partnerką nie jest najlepiej. Była świetnym detektywem, ale przede wszystkim matką, która martwiła się o swoje dzieci. Matthew nie do końca rozumiał to uczucie, chociaż miał żonę, to nie planował nigdy potomstwa, mimo że jego ukochana wiele razy go do tego namawiała, co prowadziło do wielu kłótni między nimi. Ich małżeństwo wisiało na włosku.

– Ja pójdę rozejrzeć się po okolicznych knajpach, czy sklepach. To mało uczęszczana ulica Brooklynu, ale ktoś musiał coś widzieć. Przekaż reszcie, aby poszukali jakiś kamer, może jest nagranie z tego, co tutaj zaszło.

Cassandra pokiwała głową na znak zgody i odeszła do reszty policjantów, którzy właśnie spisywali zeznania kobiety, która znalazła ciało – niskiej, niepozornej staruszki, trzęsącej się ze strachu. Matt wziął głęboki wdech, odwracając wzrok od nieboszczyka. Mimo że już ktoś zakrył jego twarz czarnym materiałem, to i tak na sam widok zwłok detektywa skręcało. Nie mógł przestać myśleć, że pod czarną chustą znajduje się podrapana, oskórowana wręcz aż do kości twarz dzieciaka, w dodatku pozbawiona oczu i wszystkich zębów. Roosevelt był pewien, że ten widok będzie prześladować go w koszmarach przez najbliższe tygodnie.

Przerażało go to, do czego zdolni są ludzie.

– Detektyw Roosevelt. – Niespodziewanie do Matta podszedł jakiś mężczyzna w, wyglądającym na drogi, garniaku. – Miło mi pana widzieć.

– To nasz teren – warknął Matthew. – Co robi tutaj 8-6?

Mężczyzna uśmiechnął się wrednie w odpowiedzi.

– Cóż, chyba będziemy musieli współpracować.

– Nie wydaje mi się.

– To się jeszcze okaże. – Zaśmiał się.

Matt wywrócił oczami, nie odzywając się już. Nie chciał tracić czasu na przekomarzanie się z detektywem z innego posterunku na Brooklynie. I tak robili to dość często, nie potrzebowali do tego mieć wspólnej sprawy. Po ciele mężczyzny przeszedł dreszcz, mimo że sprawa nie zapowiadała się wesoło, naprawdę chciał ją rozwiązać sam. Nie zamierzał korzystać z niczyjej pomocy, zwłaszcza nie detektywa Jake Smith'a, z posterunku 8-6. To, że za nim nie przepadał, to było mało powiedziane. Nienawidził tego mężczyzny, przez wiele rzeczy, jedną z nich było to, że podejrzewał, że jego żona ma z nim romans.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz