Rozdział 2 | To ty pojawiłeś się na tym świecie przez przypadek, nie demon

2.2K 258 294
                                    

Martin DeVine rankiem jeszcze nie był mordercą.

Był tylko zagubionym dzieciakiem, noszącym przyduże okulary, które ledwo mieściły mu się na nosie, nie mającym żadnych przyjaciół, w dodatku którego jedyną rozrywką były nocne maratony kreskówek, czy też anime i czytanie dziwnych, postapokaliptycznych oraz fantastycznych książek.

Był nastolatkiem, który interesował się wszystkim co niekonwencjonalne, nieludzkie. Głównie to ta ciekawość pchnęła go do chęci sprawdzenia, czy byłby w stanie zabić człowieka.

Postanowił zrobić to o wpół do czwartej, gdyż, nie mógł już dłużej znieść tego, że dwunasto-klasiści ustanowili go sobie za cel, za worek treningowy. Ukradł więc kuchenny nóż z restauracji swojej matki, który później schował na dnie swojej szafki, aż do końca szkolnych zajęć. Kiedy lekcje się skończyły, wyjął go z niej, włożył do plecaka, a następnie poszedł drogą, którą zawsze wracał jego dręczyciel. Tak, nastolatek doskonale przygotował się do morderstwa.

Kiedy ten był już sam i wesoło słuchał swojej muzyki Martin przeszedł do działania. Muzyka grała tak głośno, że sportowiec nie usłyszał skradającego się nastolatka, który idealnie to wykorzystał, zachodząc go od tyłu.

DeVine w prawej dłoni mocno ściskał nóż, który wbił swojemu oprawcy chwilę później w specyficzny punkt, między żebrami, dzięki czemu od razu przebił jego serce, zabijając go na miejscu. Przeczytał o tym w internecie, ale nie sądził, że to naprawdę zadziała.

Nie wyobrażał sobie, że tak łatwo zostanie mordercą.

Uśmiechnął się.

– Murder lives forever – zanucił fragment swojej ulubionej piosenki "Savages"*. – Is it running in our blood? Is it in our DNA?

Był szczęśliwy tak jak nigdy wcześniej. Tak, był w stanie zabić człowieka, ba sprawiło mu to nawet ogromną przyjemność. Martin tyle lat był upokarzany, w końcu to się skończyło.

W końcu był wolny.

Jednak zamiast pozwolić chwili triumfu trwać, po tym jak ciało jego oprawcy bezwładnie upadło na ziemię, zaczął myśleć gdzie powinien ukryć zwłoki. W końcu nie mógł je tak po prostu zostawić na ulicy, mało uczęszczanej, lecz wciąż ulicy. Dlatego też, za pomocą całej siły, jaką posiadał, zaciągnął martwego sportowca w zaułek, gdzieś za jakiś śmietnik.

– Dobrze ci tak. – Zaśmiał się, patrząc na trupa. Dopiero teraz przetarł rękawem swojej bluzki ubrudzone świeżą krwią okulary. Tak długo czekał na tą chwilę, że teraz się nią rozkoszował. Nie obchodziło go to, że mógł za to później trafić do pierdla. Ważne było dla niego to, że osoba, której nienawidził najbardziej na świecie leżała pod jego nogami, martwa.

Martin nie zauważył jednak, że ktoś był w tym miejscu przed nim, że ktoś przygotował już to miejsce do złożenia ofiary. Przez ubrudzone krwią okulary, DeVine nie zobaczył wcześniej czarnego pentagramu namalowanego na ziemi. Pentagramu ofiarnego, specjalnie przygotowanego dla demona.

Dlatego nie spodziewał się, że ciało jego oprawcy, po kilku sekundach stanie w płomieniach. Że pochłonie je ogień z wnętrza piekieł.

Gdy zwłoki nagle zapłonęły Martin z wrażenia aż upadł na ziemię. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego to się stało. Nie rozumiał co się właśnie działo, dlaczego zwłoki płoną, lecz nie palą się.

Słyszał tylko głośne bicie swojego serca, a euforia, która ogarnęła go po morderstwie została zastąpiona przez nagły strach, z każdą sekundą coraz potężniejszy.

Po minucie ogień przybierał na sile, dlatego DeVine odsunął się jeszcze bardziej, lecz nie zamierzał uciekać, ponieważ jego wrodzona ciekawość kazała mu zostać i zobaczyć co się wydarzy.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz