Rozdział 7 | To kawiarnia, nie pub

1.4K 211 29
                                    

Przez chwilę Matthew był sam na sam z Anthonym w kawiarnii. Dopiero po upływie dziesięciu minut zaczęli przychodzić pozostali klienci, głównie kobiety po sześćdziesiątce. Wszyscy okoliczni mieszkańcy wiedzieli, że ta kawiarnia nie ma stałych godzin pracy, ale im to nie przeszkadzało, większość i tak była na emeryturze, przychodzili zawsze chwilę po otwarciu, zwabieni mocnym, magicznym wręcz aromatem kawy.

Prawdą było, że w tej małej, mało znanej kawiarni na obrzeżach Brooklynu wszystko było magiczne. Nawet sam budynek, który jeszcze rok temu stał w Londynie.

– Widzę, że pan policjant lubi mocną kawę, czyż nie? – Zaśmiał się Anthony, gryząc się w język, gdy mimowolnie dodał Question Tags* do zdania. Musiał z tym uważać, nie chciał, by policjant zorientował, że Anthony pochodzi z Wielkiej Brytanii. Nie, dlatego, że wstyd mu było, że jest Brytyjczykiem, po prostu wolał, żeby zwykli śmiertelnicy wiedzieli o nim jak najmniej. A przesadne używanie Question Tags było z natury przypisywane Brytyjczykom.

– Tak, pozwala mi złapać myśli, co ostatnio idzie mi naprawdę beznadziejnie. Tyle kłopotów w pracy, drugie morderstwo, skradzione zwłoki. – Język Matta znowu magicznie zaczął się rozplątywać, zdradzając sekrety jego pracy. A jego umysł nawet tego nie zanotował, mężczyźnie wydawało się, że zakończył zdanie na myśli. – Widzę, że interes kwitnie. Próbowałem znaleźć was w internecie, ale ani śladu. Nie myślał pan nad założeniem fan page? – Matt wcale nie był taki stary, za jakiego wszyscy go mieli.

Za to Anthony nie był taki młody jak wszyscy uważali.

– Internet to sztuczny świat. Nie ufam mu – odpowiedział, polerując filiżankę. – Wolę staroświecką reklamę, tabliczki umieszczone przed wejściem, czy dobre, polecające słowo moich klientów.

– Ty cały jesteś staroświecki – wtrąciła się kobieta, która dopiero co weszła do kawiarni.

Stukot jej piętnasto-centymetrowych, czarnych szpilek odbijał się echem po całym pomieszczeniu. Przez krótką chwilę obaj mężczyźni mieli wrażenie, że to jedyny dźwięk, jaki słyszą, ale szybko został zagłuszony przez głośne rozmowy pozostałych klientów.

Kobieta poprawiła swoje długie, blond włosy jednym, eleganckim ruchem dłoni, uśmiechnęła się kusząco, a następnie usiadła obok Matthewa przy barze.

– Jedną szkocką, poproszę. – Mówiła z wyraźnym, brytyjskim akcentem, nie obchodziło ją to, że ktoś może się nią przez to przesadnie zainteresować. Gdy mogła, to uwielbiała być w centrum uwagi.

– To kawiarnia, nie pub, Caitlyn – warknął w odpowiedzi Anthony, ale zaraz zajrzał pod ladę i postawił na niej wódkę nalaną w ładnie grawerowane, szklane naczynie. – Co ty w ogóle tutaj robisz? Tak wcześnie.

Blondynka poszerzyła swój uśmiech.

– Przyszłam tylko napić się dobrej kawy.

Anthony prychnął.

– I dlatego poprosiłaś o szkocką?

Caitlyn udając, że nie słyszy ostatniego pytania, odwróciła się w stronę Matta, który w ciszy im się przyglądał.

– Nie widziałam pana nigdy wcześniej w tej kawiarnii. Czyżby jakaś babcia ją panu poleciła? – Zaśmiała się, krzyżując nogi.

Blondynka doskonale wiedziała, że jest policjantem, że prowadzi śledztwo związane z morderstwami rytualnymi (lecz on, ani nikt w policji nie wie, że są rytualne), że małżeństwo mu się sype oraz, że, gdyby nie tabu, którego Anthony pod żadnym pozorem nie chciał złamać, już dawno rozłożyłby przed nim nogi.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz