Rozdział 38 | Wiem kto jest mordercą

575 62 53
                                    

Izzy w pierwszym odruchu złapała się za gardło, chcąc powstrzymać krwotok. Ale krwi było zbyt dużo, zbyt szybko wylewała się z niej. Płynęła niczym dziki strumień, niczym nieokiełznana rzeka, która zalewała wszystko czerwienią.

Demonica upadła, nie miała siły, by stać. Nie miała siły, by złapać oddech. Walczyła, walczyła, by nie zamknąć oczu. By być w stanie przeciwstawić się swojej siostrze, by móc się uleczyć. Ale wiedziała, że to nie nastąpi. Dwadzieścia lat temu straciła swoją magię.

A teraz straci swoje życie.

Kilka sekund.

Kilka oddechów.

To już jest koniec.

Wiedziała o tym.

– Dlaczego? – wymamrotała, tracąc ostatnie chwile swojego życia na ziemi, by móc zadać pytanie: – Dlaczego, Agatho?

Jej diabelska siostra wybuchnęła śmiechem. Śmiechem, który idealnie pasował do demona.

– Wiesz, siostrzyczko... Miłość wymaga poświęceń. – Uśmiechnęła się, a następnie pochyliła się nad leżącą na zimnej podłodze Izzy. – Kto powiedział, że muszą się poświęcać zakochane osoby?

– Nie rozumiem... – szepnęła, a następnie krzyknęła, gdy diablica w wysokich szpilkach wbiła jeden z korków w jej krtań, przyspieszając krwawienie.

– Nie musisz rozumieć. Liczy dla mnie się tylko to, byś wróciła do piekła. – Poszerzyła swój uśmiech i mocniej przycisnęła buta. Jej prawa stopa przybrała kolor jej wieczorowej sukni. – I byś nigdy więcej go nie opuszczała.

– Wiesz? To się nie stanie. – Niespodziewanie usłyszała męski głos zza pleców, a następnie jej brzuch przebiła strzała.

Czarna strzała, pokryta runami. Broń zabójców demonów. Broń należąca do Petera Sprengera.

– Zdrajca – wyszeptała, myśląc, że to on do niej strzelał. Lecz gdy się odwróciła, poznała prawdę. – Anthony? – wymamrotała, a następnie zamieniła się w popiół.

Skończyła jak każdy inny rasowy demon.

– Anthoś? Jak... skąd masz tę broń... – wykaszlała Izzy, a mężczyzna podbiegł do niej.

– Ci... oddychaj. Vivere est militare* – powiedział, rzucając zaklęcie. – Tota vita discendum est mori**. – Rany na szyi Izzy zaczęły się zasklepiać.

Uratował ją. Uratował życie swojej przyjaciółki.

– Wiedziałam, że przyjdziesz...

***

Belzebub zabijając Jasmine i nakładając na nią klątwę, wysłał dość jasną wiadomość – „To kara za twoje grzechy". Miała ona trafić bezpośrednio do Lawrence'a, lecz diabeł nie wiedział, że ciało wampirzycy pierwszy znajdzie jej mąż Matthew.

Nie żeby go to w jakimkolwiek stopniu miało obchodzić.

– Zostały dwa tygodnie do Halloween. Co zamierzasz zrobić? – powiedział Belzebub, wchodząc powoli do komnaty swojej ukochanej córki. Drzwi prowadzące do niej były ogromne, więc musiał uważać, żeby nie zaskrzypiały.

Włosy Belzebuba znów przybrały różowy odcień, rogi wróciły na swoje miejsce, a oczy znowu połyskiwały złotem. Znowu był księciem piekieł, a nie nic nieznaczącym człowiekiem.

– Hm... Nie wiem, może pójdę się trochę poopalać? Podobno słońce w piekle świeci najjaśniej. – Madeline zaśmiała się w odpowiedzi, a następnie okryła się szczelniej kołdrą. Jeszcze chwilę temu spała, nie chciała, by ojciec zorientował się, że przeszkodził jej w tej błogiej czynności. Była martwa, nie musiała spać, jeść ani oddychać, ale sen wciąż przynosił jej ukojenie, wciąż mogła śnić. – Zabiłeś ją, prawda?

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz