Rozdział 20 | Nie będziesz diabłem palącym zielsko

1.3K 165 113
                                    

Madeline Rossa była wiedźmą mieszkającą od początku XX wieku na Manhattanie. Początkowo zajmowała się produkowaniem leków własnej roboty, które sprzedawały się jak świeże bułeczki podczas pierwszej oraz drugiej wojny światowej, później skupiła się na graniu na giełdzie, zawsze pod fałszywym nazwiskiem, dzięki czemu nie musiała ukrywać tego, że się nie starzeje. Chociaż zaczęła grać po drugiej wojnie światowej, czyli po ponad piętnastu latach po czarnym czwartku*, niektórzy z podziemnego świata uważali, że ona maczała w nim palce. Pytana o ten mroczny dzień, który wydarzył się w dwudziestym dziewiątym, nigdy nie udzielała konkretnej odpowiedzi.

Po dorobieniu się sporej fortuny kupiła penthouse w jednym z droższych apartamentowców w Nowym Jorku. Zamierzała spędzić w nim resztę swojego życia, czy może raczej chociaż kolejne sto lat. Nie prowadziła żadnej działalności, a pomagała tylko tym, którzy ją o to poprosili.

Niedawno otrzymała listowną prośbę od Anthony'ego Widowera, który chciał, by pomogła mu powstrzymać przyzwanie demona. W normalnych okolicznościach z wielką chęcią by to zrobiła, bo, chociaż jej ojcem był Belzebub – „Władca złych duchów", sama nie przepadała za demonami. Zwłaszcza tymi, które samowolnie włóczą się ulicami ludzkich miast. Jednakże tym razem musiała odmówić, podając za powód sprawy prywatne. Nie zdradziła zbyt wiele szczegółów, Anthony również o nie nie pytał. Chociaż był czarodziejem, potomkiem aniołów, wiedział, że wiedźmy, córki diabłów, mają swoje sekrety i sprawy, do których nie warto się mieszać, jeśli nie chce się przedwcześnie kopnąć w kalendarz.

– Jeśli cię znajdzie... – zaczęła Madeline, opierając się o szklane ogrodzenie jej wielkiego tarasu z basenem. Wyczuła za plecami czyjąś obecność – to dla twojej duszy nie będzie już ratunku.

– Nie znajdzie mnie.

Sprawą, przez którą musiała odmówić Anthony'emu pomocy z demonem, był inny demon, który rok temu zapukał do jej drzwi i od tamtej chwili co jakiś czas wpadał do niej z wizytą. A od tygodnia nie opuszczał jej mieszkania, przez co Madeline zaczynała mieć złe przeczucia, wolała go obserwować na wypadek, gdyby wpadły mu do głowy jakieś dziwne pomysły.

– Cóż, pół roku temu powiedziałabym, że to się może zmienić, ale Samael ewidentnie cię nie szuka. Słaby z niego anioł śmierci.

– Szatan – poprawił ją diabeł, stając obok niej. Również spojrzał na panoramę miasta, w którą usilnie wpatrywała się Madeline.

– Król piekła ma wiele imion. – Zaśmiała się kobieta, poprawiając swoją długą, zwiewną, czerwoną sukienkę na ramiączkach w pomarańczowe grochy. Była zbyt barwna i jaskrawa jak na ubranie dla wiedźmy, ale Rossa to nie przeszkadzało, uwielbiała ubrania tego typu. – Przecież wiesz o tym doskonale, prawda Peter?

Mężczyzna wywrócił oczami. Miały one charakterystyczną dla demonów jasnoczerwoną barwę, która na myśl przywodziła rozżarzony metal.

– Cóż, szatan** nie będzie już tylko szukał mnie. On w końcu przyzwał Shikiego – powiedział Peter, opierając się plecami o ogrodzenie.

– Cóż to by wyjaśniało, czemu od tygodnia jesteś w Nowym Jorku. – Westchnęła, spoglądając na niego ze złością i lekkim poirytowaniem bijącym z jej ciemnozielonych oczu. – Gdybyś powiedział mi wcześniej, może razem byśmy go powstrzymali.

– Może. A może zdążyłby cię zabić, zanim byś się zorientowała – mruknął, przeczesując ręką czarne kosmyki, które opadły mu na oczy. – Zapaliłbym coś. Masz fajki?

– Umiem się obronić – prychnęła kobieta, ponownie spoglądając na panoramę miasta. – Wiesz, że nie palę.

– Paliłaś.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz