Rozdział 28 | Umówisz się ze mną, panie Matthew?

778 124 59
                                    

– Myślałam, że zrobiłam już wszystko, czego ode mnie chciałeś. – Królowa elfów ze zirytowana usiadła na swoim obrotowym krześle, wykonanym z czarnej skóry. Z całych sił powstrzymywała się przed podniesieniem głosu.

– Ano.

– To czego tu jeszcze szukasz? – Jej głos brzmiał, jakby był gotów ciąć powietrze, ciąć, siekać i niszczyć. Bardzo, ale to bardzo nie podobała jej się niespodziewana wizyta Lawrence'a, który teraz stał jak gdyby nigdy nic przed nią z szeroko rozłożonymi rękoma i ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

– Przyszedłem tylko spełnić moją część umowy – odparł niewzruszony, wyjmując z kieszeni kurtki złożoną kartkę, a następnie podał ją królowej.

– Chyba sobie kpisz! – syknęła kobieta, czytając treść zawartą na stronie. – To są tylko strzępki informacji!

– Ano. – Mężczyzna pokiwał głową. Mimo że królowa elfów była gotowa rzucić mu się do gardła, ten nie przestawał się uśmiechać.

– Co to ma znaczyć?! Nie tak się umawialiśmy!

– Ano, prawda. Elfy miały zadbać o śmierć Madeline, ale zbyt długo się z tym ociągaliście. Miesiąc minął, a kobieta nie miała nawet zadrapania – mruknął, przymykając powieki i unosząc ręce w geście obojętności.

– Co się dziwisz?! Sam znajdź kogoś, kto spróbuje zabić wiedźmę! To nie takie proste!

– Znalazłem. – Otworzył oczy i złapał kontakt wzrokowy z królową.

– Co? – Kobieta uniosła brwi.

– Straciłem cierpliwość, wiesz?

– Zabiłeś ją? – W oczach elfki dało się dostrzec przerażenie.

– Za kogo ty mnie masz? Nigdy nie podniósłbym ręki na kobietę! – Na jego twarzy pojawił się delikatny grymas, jakby dla podkreślenia powagi sytuacji, ale zaraz zastąpiony znowu został przez złośliwy uśmieszek.

– Jesteś tchórzem, Lawrence.

– Ach, tak? Ja wolę określenie gentleman.

– Zdychaj – syknęła, uderzając dłońmi o blat. Już nie była zirytowana, była wściekła. Zaczęła nawet myśleć nad tym, czy w prawej szufladzie nadal leży jej sprężynowy nóż. – Jeśli Madeline nie żyje, to co cię powstrzymuje przed powiedzeniem mi prawdy?!

– Nic. Po prostu nie chcę – prychnął rozbawiony, jakby właśnie przed chwilą opowiedział tak dobry żart, że sam zaczął się z niego śmiać. – Swoją drogą wiesz, ile lat grozi za napaść na policjanta z bronią w ręku? – dodał, jakby odczytując myśli biegające po głowie kobiety.

– Ty skurwysynu! – warknęła, zaciskając dłonie w pięści. – W tej chwili mów mi, gdzie jest moja córka!

– Nie, nie powiem. – Zaśmiał się, odwracając się na pięcie. – Do kiedyś, pa pa!

– Wracaj tu, ty...!

***

Anthony otworzył kawiarnię o dwunastej dwadzieścia trzy, a o dwunastej dwadzieścia siedem pojawili się w środku pierwsi klienci. Same starsze osoby, które nie musiały być o tej godzinie w pracy.

Oraz Caitlyn, która podejrzanie radosna wparowała do kawiarni.

– Cait! – Mężczyzna, prawie że krzyknął, widząc swoją przyjaciółkę, która ostatnio przepadła jak kamień w wodzie. – Myślałem, że nie żyjesz.

– Ciekawe określenie na „miło cię widzieć" – odparła, zasiadając za barem.

– Gdzie byłaś?

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz