– Myślałam, że zrobiłam już wszystko, czego ode mnie chciałeś. – Królowa elfów ze zirytowana usiadła na swoim obrotowym krześle, wykonanym z czarnej skóry. Z całych sił powstrzymywała się przed podniesieniem głosu.
– Ano.
– To czego tu jeszcze szukasz? – Jej głos brzmiał, jakby był gotów ciąć powietrze, ciąć, siekać i niszczyć. Bardzo, ale to bardzo nie podobała jej się niespodziewana wizyta Lawrence'a, który teraz stał jak gdyby nigdy nic przed nią z szeroko rozłożonymi rękoma i ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
– Przyszedłem tylko spełnić moją część umowy – odparł niewzruszony, wyjmując z kieszeni kurtki złożoną kartkę, a następnie podał ją królowej.
– Chyba sobie kpisz! – syknęła kobieta, czytając treść zawartą na stronie. – To są tylko strzępki informacji!
– Ano. – Mężczyzna pokiwał głową. Mimo że królowa elfów była gotowa rzucić mu się do gardła, ten nie przestawał się uśmiechać.
– Co to ma znaczyć?! Nie tak się umawialiśmy!
– Ano, prawda. Elfy miały zadbać o śmierć Madeline, ale zbyt długo się z tym ociągaliście. Miesiąc minął, a kobieta nie miała nawet zadrapania – mruknął, przymykając powieki i unosząc ręce w geście obojętności.
– Co się dziwisz?! Sam znajdź kogoś, kto spróbuje zabić wiedźmę! To nie takie proste!
– Znalazłem. – Otworzył oczy i złapał kontakt wzrokowy z królową.
– Co? – Kobieta uniosła brwi.
– Straciłem cierpliwość, wiesz?
– Zabiłeś ją? – W oczach elfki dało się dostrzec przerażenie.
– Za kogo ty mnie masz? Nigdy nie podniósłbym ręki na kobietę! – Na jego twarzy pojawił się delikatny grymas, jakby dla podkreślenia powagi sytuacji, ale zaraz zastąpiony znowu został przez złośliwy uśmieszek.
– Jesteś tchórzem, Lawrence.
– Ach, tak? Ja wolę określenie gentleman.
– Zdychaj – syknęła, uderzając dłońmi o blat. Już nie była zirytowana, była wściekła. Zaczęła nawet myśleć nad tym, czy w prawej szufladzie nadal leży jej sprężynowy nóż. – Jeśli Madeline nie żyje, to co cię powstrzymuje przed powiedzeniem mi prawdy?!
– Nic. Po prostu nie chcę – prychnął rozbawiony, jakby właśnie przed chwilą opowiedział tak dobry żart, że sam zaczął się z niego śmiać. – Swoją drogą wiesz, ile lat grozi za napaść na policjanta z bronią w ręku? – dodał, jakby odczytując myśli biegające po głowie kobiety.
– Ty skurwysynu! – warknęła, zaciskając dłonie w pięści. – W tej chwili mów mi, gdzie jest moja córka!
– Nie, nie powiem. – Zaśmiał się, odwracając się na pięcie. – Do kiedyś, pa pa!
– Wracaj tu, ty...!
***
Anthony otworzył kawiarnię o dwunastej dwadzieścia trzy, a o dwunastej dwadzieścia siedem pojawili się w środku pierwsi klienci. Same starsze osoby, które nie musiały być o tej godzinie w pracy.
Oraz Caitlyn, która podejrzanie radosna wparowała do kawiarni.
– Cait! – Mężczyzna, prawie że krzyknął, widząc swoją przyjaciółkę, która ostatnio przepadła jak kamień w wodzie. – Myślałem, że nie żyjesz.
– Ciekawe określenie na „miło cię widzieć" – odparła, zasiadając za barem.
– Gdzie byłaś?
CZYTASZ
Pamiętaj o śmierci
FantasyDemony są wśród nas, chowają się w naszych cieniach, czerpią siłę z naszego strachu. Lecz są też ludzie, którzy wykorzystują demony, kradną ich magię oraz zmuszają je do posłuszeństwa. Panują nad mrokiem, nie zezwalają, by się rozprzestrzeniał, c...