Rozdział 26 | Kocham ludzi!

955 160 75
                                    

Natalie położyła się na łóżku, z którego spoglądała na błyszczący Księżyc. Była pełnia, a on świecił wyjątkowo jasno, wystarczająco, aby oświetlić cały jej pokój, przez co nie mogła zasnąć, a była zbyt leniwa, aby wstać i zasłonić żaluzje. Mogła co prawda obudzić Shikiego, który smacznie sobie chrapał na wielkiej pufie (Natalie kupiła mu ją tydzień temu) obok jej łóżka, ale nie chciała go budzić i o coś prosić, zwłaszcza że była prawie pewna tego, że później jej to będzie wypominał.

– Która jest godzina? – wymamrotała do siebie nastolatka, spoglądając na budzik stojący obok łóżka. Wskazywał on godzinę trzecią trzydzieści trzy, godzinę duchów. – Coraz lepiej. – Westchnęła, przykrywając się kołdrą.

Mówiła cicho, ale nawet jeśli zaczęłaby krzyczeć, to nikt by jej nie usłyszał. Nikt poza Shikim, który już dawno przywykł do jej wrzasków i był w stanie przy nich normalnie spać.

Rodzice Natalie znowu wyjechali, nie byli w domu dłużej niż kilka dni, podczas których zamienili ze swoją córką jedynie parę słów, po wyjściu ze szpitala ani razu nie zapytali ją o samopoczucie.

Tym razem nie wiedziała nawet, kiedy wrócą. To nie tak, że dzięki temu miała wolną rękę i mogła robić, co chciała – w końcu wolna chata dwadzieścia cztery na dobę i jak to tak nie zrobić imprezy?

Tak naprawdę dziewczyna spędzała całe dnie w samotności. Przychodziła do domu i grała, a gdy zgłodniała, to szła do całodobowego, który znajdował się parę budynków dalej. Miała dobrą pamięć, więc nie musiała się uczyć. Cały swój wolny czas spędzała w Internecie.

Poza Elizabeth i Shikim nastolatka nie miała nikogo, dlatego nadal ich nie odtrąciła, mimo że była dla nich wredna i opryskliwa, to nigdy jawnie nie kazała im odejść. Bała się pozostania całkiem sama.

W końcu była tylko człowiekiem.

***

Anthony obserwował przez okno Księżyc, otoczony wianuszkiem gwiazd. Próbował dostrzec jakąś konstelację, ale ze swojego punktu obserwacyjnego nie mógł zobaczyć zbyt dużego kawałku nieba.

Czuł, że w mieście właśnie dochodziło do serii katastrof. Że ktoś gdzieś umierał, ale nie mógł nic z tym zrobić. Potrafił czarować, ale magią, którą się posługiwał, nie mógł zmienić serc ludzi.

Nie mógł ich uratować.

– To rzadkie, zobaczenie ciebie na nogach o tej godzinie – mruknęła Izzy, wchodząc do salonu z kubkiem herbaty. Miała na sobie szlafrok oraz koszulę nocną, a ciemne dołki pod oczyma najwyraźniej wskazywały na to, że i ona nie mogła spać. – Martwisz się? Czy też nie możesz spać?

– Tak, jak zwykle. – Westchnął, odchylając się na kanapie. Przypominało mu się, że jakiś czas temu na niej spała Caitlyn, z którą od dawna nie miał już kontaktu. Zastanawiał się, gdzie ona się aktualnie podziewała, ale nie to mu teraz zaprzątało głowę. – Większość ludzi podczas pełni cierpi na bezsenność.

– Albo zachciewa się im dokonywać morderstw – dodała Izzy, biorąc łyk gorącego napoju. – Cóż, ja lubię obserwować pełnię, gdyż wtedy czuję, jakbym była bliżej z matką.

– Mówisz o Hekate*? – spytał Anthony, przenosząc na nią wzrok.

– Ano, chociaż nigdy jej nie spotkałam. Według legend moją matką była Echidna**, a ojcem zaś Tyfon***, lecz nie wiem, ile w tym prawdy. Niewiele pamiętam ze swojego dzieciństwa, lecz wierzę słowom Hadesa****, który mnie wychował, że matką mą jest Księżyc, a nie zmutowana syrena.

– To smutne nigdy nie poznać swojej rodzicielki, bardzo...

– Nie. – Urwała mu Izzy, przysiadając się do niego na kanapie. – Nie współczuj mi. Nie ma czego. Nie zapominaj, że jestem demonem, który urodził się tylko po to, by strzec wejść do piekieł*****. Nie potrzebuję współczucia.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz