Rozdział 12 | Nie. Jestem. Gejem

1.3K 189 113
                                    

Caitlyn opróżniła barek Anthony'emu. Nie zrobiła tego jednak od razu, gdyż lubiła się delektować trunkiem, czuć jak whisky wypala jej przełyk, jak alkohol dostaje się do krwiobiegu i sprawia, że kobieta powoli traci kontrolę nad swoim ciałem, przyspiesza oddech.

Kiedy łowczyni demonów była pod wpływem zapominała o swoich dotychczasowych troskach. O żałobie, którą nosiła już od trzech lat w swoim sercu. Słyszała już od wielu osób, że powinna podzielić się z kimś swoim bólem, lecz ona nigdy tego nie robiła.

Nigdy nie wspominała o ponurych myślach przebiegających przez jej głowę. Nigdy. Nikomu.

W momencie, gdy chciała zacząć dobierać się do ostatniego kieliszka wódki, drzwi do, opustoszałej już, kawiarni otworzyły się. Anthony uniósł brew, zaciekawiony kogo niosło o tej porze. Było już późne popołudnie, prawie wieczór, większość okolicznych mieszkańców była w podeszłym wieku, dlatego o tej godzinie szli do domów, ta ulica należała do najspokojniejszych w całym Nowym Jorku, temu też przez niedawne znalezienie zwłok mieszkańcy byli poddenerwowani.

– Dobry wieczór, czy jest jeszcze otwarte? – zapytał Matthew, przekraczając próg kawiarnii.

Caitlyn, widząc go podejrzanie się uśmiechnęła, czego zapatrzony w policjanta czarodziej nie zauważył, przez co nie był świadom mrocznego planu, który wykiełkował w głowie pijanej blondynki.

– Tak... jasne... – wymamrotał Anthony, spuszczając z zażenowania wzrok.

– Cieszę się, niby na drzwiach wisi kartka, z napisem otwarte, ale nie byłem pewien, czy kogoś zastanę. – Detektyw podszedł do lady, za którą zasiadała Caitlyn i z pewną dozą niepewności usiadł obok niej. – Straszne tutaj pustki wieczorem.

– Ma pan rację. – Przytaknął Anthony, odwracając się. Dotychczas stał lub siedział na przeciwko Cait, ponieważ była jedyną "klientką" w jego kawiarnii, teraz musiał się przemieścić by dojść do półki, na której w szklanych słoikach znajdowały się ziarna kawy. – Co podać? – zapytał.

– Poproszę... – zaczął, uważnie przyglądając się długiej, ciągnącej się praktycznie nad całą ladą półce. – podwójne espresso.

– Kawę doppio, tak? – Upewnił się Anthony, ściągając z półki specjalną mieszankę trzech różnych ziaren kawy, którą przygotował jakiś czas temu w swoim gabinecie. Czarodziej nie mielił kawy na oczach klientów, ponieważ używał do tego szczypty swojej magii. Nie chciał, aby przypadkowi ludzie poznali jego sekret. – Za dziesięć minut będzie gotowa, musi pan poczekać, ponieważ wyłączyłem jakiś czas temu ekspres, przez co teraz muszę go na nowo uruchomić.

Matthew machnął ręką, uśmiechając się życzliwie.

– Nie ma problemu. Mam czas.

Caitlyn, która dotychczas przysłuchiwała się ich rozmowie z boku, spojrzała teraz z zaciekawieniem na Roosevelta. Kobieta niczym nie dawała po sobie poznać, że jest pijana. Siedziała dumnie wyprostowana, nie chwiała się, ani nie mamrotała pod nosem.

– Już tutaj pana raz widziałam, czyżby wrócił pan licząc, że znów dostąpi zaszczytu przebywania w blasku mojej chwały? – Jednak ona była pijana. Okazywała to tylko w dziwny, narcystyczny sposób.

Anthony słysząc ją, wywrócił oczami.

– Cait sprawdź na górze, czy cię tam nie ma – warknął, chociaż był prawie pewien, że to nie zadziała.

Zadziałało.

Caitlyn wstała i wykonała krok w stronę drzwi prowadzących na zaplecze.

– Jak chciałeś zostać sam na sam z tym przystojniaczkiem, to wystarczyło poprosić – prychnęła, ale nie była zła. Jej "nikczemny" plan zadziałał. – Do widzenia, panie ładny~

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz