Rozdział 24 | Oko za oko, ząb za ząb... potęga za śmierć*

900 153 160
                                    

Na wstępie chciałabym wszystkim podziękować za słowa wsparcia,
które od was otrzymałam; dzięki nim w końcu odzyskałam wenę
oraz chęci do pracy; ten rozdział jest dla Was, moi czytelnicy <3

Przesłuchanie w szkole imienia Catariny River nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Policjanci zamiast z odpowiedzią, wyszli z jeszcze większą ilością pytań biegających im po głowie.

– Beznadzieja – wymamrotał Matthew, zapalając upragnionego od dłuższego czasu papierosa. – Teraz wiem, do jakiej szkoły na pewno nie zapiszę swoich dzieci – syknął, strzepując popiół na ziemię, musiał bardzo uważać, by nie pobrudzić nim sobie butów.

– Niestety muszę się z tobą zgodzić. – Westchnęła Cassandra, spoglądając w niebo. Nagle zaczęło się chmurzyć, a jeszcze parę godzin temu była piękna pogoda. Nieprzyjemna oznaka nadciągającej jesieni. – Okropna jest ta szkoła. Biedne dzieciaki, które muszą do niej chodzić.

– Cóż, nie wyglądało na to, żeby narzekały.

– Ty mogłeś tego nie zauważyć, ale ja widziałam strach w oczach niektórych. – Cass przeniosła spojrzenie na mężczyznę, który właśnie gasił papierosa o podeszwę buta. – Biedne dzieci...

– Raczej bezużyteczni dorośli. – Matthew był zbyt zirytowany niepowodzeniem w śledztwie, aby skupić się na rozpaczaniu nad losem osób, którym i tak nie mógł pomóc. – Trzeba myśleć racjonalnie, Cass, żaden rodzic, któremu zależy na swoim bachorze, nie pośle go do tej szkoły.

Kobieta przeciągle westchnęła, prezentując swoje niezadowolenie, ale nic nie powiedziała. Mimo wszystko wiedziała, że Roosevelt miał rację.

Zapanowała niezręczna cisza pomiędzy dwójką policjantów, przerywana tylko przez odgłos spadających z nieba kropel. Nadciągał sztorm.

– Wróćmy na komisariat, zanim się do reszty rozpada. – Matt zmienił temat. Jemu również nie podobała się nagła zmiana pogody, ale nie należał do osób, które narzekają na rzeczy, których nie są w stanie zmienić, więc nic więcej nie mówił. Jedynie przyglądał się podejrzliwie niebu.

– Tak, to dobra myśl – zgodziła się Cassandra, a następnie oboje udali się do radiowozu.

Żaden z detektywów nie zorientował się, że byli podsłuchiwani. Caitlyn, siedząc na dachu, na którym wciąż znajdowała się krew Shikiego, przyglądała się im z pewną dozą irytacji. Oni niczego nowego się nie dowiedzieli, to i ona niczego się nie dowiedziała. Znaczy policjanci wreszcie odkryli, że wszystkie ofiary łączy budynek tej szkoły, lecz łowczyni demonów miała o tym pojęcie już od prawie tygodnia. Pewnie łatwiej by poszło, jakby połączyli siły, ale blondynka wiedziała, że nie jest to możliwe. W końcu nie pójdzie na komisariat i nie zacznie opowiadać o świecie demonów i nadnaturalnych istot, który od wieków ukrywa się przed ludzkim wzrokiem. Prawie na pewno wzięliby ją za wariatkę.

Musiała więc liczyć, że Lawrence (czy też aktualnie Jake Smith) da im odpowiednie wskazówki, by mogli działać dalej. Jednakże szczerze w to wątpiła, gdyż mężczyzna przez nieporozumienie został oskarżony przez Matthewa o to, że sypia z jego żoną.

A mówiłam temu idiocie, aby jej nie pomagał – pomyślała Caitlyn, odwracając się na pięcie i kierując się w stronę zejścia z dachu. Ona również chciała schronić się przed nadciągającym deszczem.

Burzą.

***

Madeline Rossa, mimo że na taką nie wyglądała, to była już naprawdę starą wiedźmą. Przez te kilka wieków, które zdążyła już przeżyć, kilkakrotnie wchodziła w zatarg z elfami, których zwykła nazywać fałszywymi czarodziejami. Elfy nie zachowywały się jak te znane nam wszystkim z legend i baśni, nie tańczyły wśród lasów, nie żyły w zgodzie z naturą. Chociaż uparcie twierdziły, że ich magia jest szara, ani dobra, ani zła, pochodzi od drzew i jezior, to Madeline zdążyła się już kilkukrotnie przekonać, że to nieprawda.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz