Rozdział 23 | Kawy, herbaty? Czy może wolisz trochę mojej krwi?

1K 149 87
                                    

Matthew wyszedł bardzo zdenerwowany z biura Aileen Davenport, wychowawczyni Michaela Smitha.

Kobieta nie odpowiadała mu konkretnie na żadne z zadanych przez niego pytań. Mężczyzna miał wrażenie, że specjalnie zbywała go z odpowiedziami. A gdy już powiedziała coś więcej niż „nie wiem", w większości dotyczyło to tego, jak bardzo wyjątkowy, świetny i lubiany był Michael. Nic, co mogłoby jakkolwiek pomóc w dochodzeniu.

– Muszę zapalić – warknął Matt, opierając się plecami o ścianę.

– Jak myślisz? Może to, że był taki popularny, sprawiło też, że miał wielu wrogów. – Cassandra nie wydawała się zdenerwowana rozmową z panią Aileen. Bardziej starała się wyciągnąć z niej jak najwięcej. Było widać, że kobieta ma już za sobą parę długich lat w nowojorskiej policji. Matthew, mimo wszystko, nadal był nowicjuszem.

– Chcesz przesłuchiwać całe, pierdolone liceum? – syknął mężczyzna, drapiąc się po karku. Głód nikotynowy dawał mu się we znaki. Roosevelt rzadko palił papierosy, starał się ograniczać. Lecz kiedy był mocno zirytowany lub rozzłoszczony, pojedynczy papieros ulżywał mu w cierpieniu.

– Daj spokój, życia by nam nie starczyło. Jednak możemy przesłuchać tutejszą drużynę futbolową. Smith był jej członkiem, prawda? – Cassandra uśmiechnęła się pogodnie, jakby dzięki temu mogła odgonić od siebie wszystkie przeciwności losu, które czekały na nią za rogiem.

– Myślisz, że oni nam coś powiedzą? – Matt nie był za bardzo przekonany. – Mam wrażenie, że tutejsze dzieciaki nie lubią policji bardziej niż nauczyciele.

– Zgadzam się. – Przytaknęła. – Ale zamordowano im kolegę. Nie wydaje mi się, że chcieliby ukrywać mordercę.

– Chyba że był jednym z nich.

– Matt! – Cassandra spojrzała na niego pełnym niezadowolenia wzrokiem. – Według ciebie każdy tutaj jest podejrzany!

– Cóż, każdy mógł to zrobić. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Może był dupkiem znęcającym się nad słabszymi? To już jest motyw.

– Ech... może. Jednak nie wiem, czy dowiemy się tego od nauczycieli. Oni chyba mają w wielkim poważaniu swoich uczniów. – Westchnęła.

– Cass. Teraz mówi się w dupie. Tutejsza kadra ma w dupie swoich uczniów. – Zaśmiał się mężczyzna, spoglądając na zegar wiszący nad szafkami. Jeszcze pięć minut do przerwy.

– Ech... Matt. Jestem za stara, by używać takich słów. Poza tym nie przystoją one damie – powiedziała, poszerzając swój uśmiech. Chociaż brzmiała poważnie, widać było, że na swój sposób żartuje. – Ciekawe, czy pozostałe dwie ofiary również były z tej szkoły.

– O, widzę, że podobnie myślimy. – Mężczyzna odpowiedział jej uśmiechem. – Jednak cóż, raczej się nie dowiemy. Ofiar nie udało się zidentyfikować, a tutejszy personel nie wygląda, jakby zauważył jakiekolwiek braki.

– Ta... to na swój sposób podejrzane. Dzieciaki, którymi nie interesują się rodzice ani szkoła. Porzuceni przez cały świat, stają się ofiarami seryjnego mordercy. – Kobieta opuściła wzrok, a mina jej zrzedła. – Jakie to przykre.

– Byłby z tego niezły film.

– Matt! – syknęła. – Daruj sobie. W każdym razie, zanim zaczniemy przepytywać uczniów, musimy jeszcze przesłuchać wychowawcę Martina DeVine.

– Miejmy nadzieję, że on powie nam coś więcej.

***

Caitlyn po wyjściu z budynku korporacji nie była wściekła.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz