Rozdział 25 | Wiosna jest królową samobójców*

1K 145 142
                                    

Kolejne dni upływały Anthony'emu we względnym spokoju. Caitlyn zniknęła, nie odpowiadała na płonące kartki (rodzaj magicznych SMS-ów) z pytaniami, gdzie jest i co robi. Pewnie byłoby łatwiej czarodziejowi się z nią skontaktować, gdyby miał coś takiego jak telefon komórkowy, ale nawet taka sytuacja nie skłoniła go do zakupu elektronicznego urządzenia. Staromodny sposób wychowania zrobił swoje.

W końcu nastał drugi października.

– Dzisiaj będzie pełnia – mruknęła Izzy, zamiatając w kawiarni. Było jeszcze parę minut do otwarcia. Czy może raczej do godziny, w której zwykli otwierać, gdyż nie mieli żadnego oficjalnego przedziału, w którym pracowali. Co prawda gdyby kawiarnia znajdowała się w innym miejscu, mogłoby się to negatywnie odbić na jej renomie, nie przeszkadzało to jednak okolicznym, podstarzałym mieszkańcom, którzy zdążyli już do tego przywyknąć.

– Yhym – mruknął Anthony, odkładając kubek na półkę. – Pierwsza tej jesieni.

– Demony będą szaleć. – Izzy nie wyglądała na wzruszoną tym faktem.

– Jak myślisz, Caitlyn została wezwana przez Radę? – Anthony najwidoczniej od dłuższego czasu usilnie myślał nad tym faktem.

– Najprawdopodobniej. – Kobieta wzruszyła ramionami. – W końcu pierwsza jesienna pełnia to moment największej aktywności demonów. Największej ilości samobójstw i morderstw.

– A mówi się, że to wiosna jest królową samobójców*. – Ant prychnął. – W każdym razie trochę się o nią martwię.

– O wiosnę? – Izzy mruknęła sarkastycznie.

– O Caitlyn! – Czarodziej warknął, posyłając demonicy groźne spojrzenie. – To moja przyjaciółka.

– I morderczyni.

– Izzy, kto jak kto, ale ty wiesz, że demonów nie da się zabić – powiedział, na co kobieta w odpowiedzi wywróciła oczami.

– Mam nadzieję, że teraz zdycha w jakimś rowie. – Demonica szepnęła do siebie, tak cicho, aby Anthony nie był w stanie jej usłyszeć, po czym głośniej dodała: – Jak ci tak zależy, to idź jej poszukaj. Masz tylko tysiąc dwieście kilometrów kwadratowych do przeszukania, zakładając, że nadal jest w Nowym Jorku.

– Zabawne. – Westchnął. – Mi chodzi o to, że jeśli ona umrze, to nikt tego nawet nie zauważy.

– Szczury i sępy, a i owszem.

– Izzy. – Czarodziej był już więcej niż zdenerwowany. Jednak postanowił uciąć temat, wiedząc, że na tym polu już nic nie zdziała. – Pamiętaj, żeby być dzisiaj w domu przed dwudziestą drugą. Nie dawaj łowcom pretekstu.

– Wiem, wiem. – Znowu wywróciła oczami. Miała już dość bycia pouczaną, jakby była małym dzieckiem, zwłaszcza że w jej oczach to Anthony miał nie więcej niż dziesięć lat. Służyła mu, odkąd skończył siedem, więc obraz małego, zagubionego chłopca na stałe wyrył się w jej pamięci. – Właśnie, co do tego. – Klasnęła w ręce, jakby coś sobie przypominając. – Muszę na chwilę wyjść.

– Mieliśmy otwierać! – Mężczyzna niemal krzyknął.

– Zaraz wrócę! – To mówiąc, kobieta wybiegła z kawiarni, wpadając w drzwiach na zaskoczonego Matthew Roosevelta, który ze zdziwieniem zapytał:

– Zabrakło kawy? – Uśmiechnął się. – Przyszedłem nie w porę?

Uszy Ant'a zrobiły się purpurowe. Trudno było stwierdzić, czy zarumienił się z zawstydzenia, czy wściekłości.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz