Rozdział 27 | Tak w środku rozmowy próbować pozbawić głowy swojego rozmówcę?

994 136 130
                                    

– Gra się zaczęła. Będziesz moim przeciwnikiem czy może raczej celem? – powtórzył Lawrence, spoglądając z wyższością na Caitlyn. Jego głos brzmiał, jakby należał do kogoś bliskiego utraty wszelkich zmysłów, ale spojrzenie emanowało niebezpieczną pewnością siebie. Kobieta wiedziała, że nie mogła dać się nabrać na jego niepoczytalność. Miała przed sobą geniusza, a nie szaleńca. Geniusza, którego celów nie znała.

– Gra? – powtórzyła niemo, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. – Skoro kochasz ludzi, to dlaczego traktujesz ich, jakby byli nic niewartymi pionkami?! – syknęła, zaciskając mocniej dłoń na rękojeści.

– Oja, oja... chyba się nie zrozumieliśmy. Kocham ludzkość! – krzyknął Lawrence, rozkładając szeroko ręce, niczym bóg. – Ludzie są dla mnie tym, czym dla nich mięso na talerzu!

– Kochasz ich jak jedzenie...?!

– Zapomniałaś, Cait? – parsknął. – Tym właśnie dla mnie jesteś! – Wampir uśmiechnął się szeroko, odsłaniając śnieżnobiałe kły. – Pokarmem!

– Ty... – syknęła, dobywając katany.

Nie zamierzała już dłużej z nim dyskutować.

W jednej chwili doskoczyła do niego i już miała go pozbawić głowy, gdy jej ostrze zostało zablokowane. Ostry dźwięk obijającej się o siebie stali przeciął powietrze. Jednak to nie Lawrence zablokował atak, a Jasmine, która pojawiła się znikąd pomiędzy nimi. Miała w dłoniach dwa krótkie noże, z których pomocą zatrzymała katanę.

Caitlyn nie widziała sensu napierania bardziej, zwłaszcza że blok, który wykonała Jasmine, był doskonały, dlatego odskoczyła do tyłu, zachowując bezpieczną odległość.

– Oja, oja, kto to widział tak w środku rozmowy próbować pozbawić głowy swojego rozmówcę? – Westchnął mężczyzna, przeciągając się.

– Ty jesteś Jasmine, prawda? – Łowczyni demonów zignorowała wampira i zwróciła się do krótkowłosej szatynki.

Jednak ona nie zamierzała jej odpowiedzieć, zamiast tego rzuciła się z nożami na Caitlyn.

Walka była szybka. Stal uderzająca o stal, pojedyncze precyzyjne ciosy, jeden błąd, za wolny blok i któraś z nich straci życie. W momencie, gdy obie od siebie odskoczyły, by zaczerpnąć tchu, zza chmur wyszedł księżyc, oświetlając dach apartamentowca.

Oczy Jasmine zabłysły czerwienią. Pełnia dodawała jej siły.

Caitlyn wiedziała, że nie zdąży przeładować pistoletu, w którym są naboje na demony, że skazana jest na walkę swoją czarną kataną. Że nie ma szans w starciu z dwoma wampirami podczas pełni.

Dlatego gdy Jasmine znów na nią skoczyła, ta zrobiła unik w bok, a następnie ześlizgnęła się po szklanym budynku, na sam dół, i wybiegła na ruchliwą ulicę, na której teraz zrobił się mały korek spowodowany wypadkiem.

Uciekła.

– Suka – mruknęła szatynka, chowając swoje noże. – Nic ci się nie stało, Jake? – Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w oczach łatwo było dostrzec troskę. Wyglądała jak kobieta martwiąca się o swojego ukochanego.

– Nie, nie. – Machnął ręką, przysiadając na murku, który stanowił zabezpieczenie nad przepaścią. – Tylko powiedziała parę wrednych słów.

– Wrednych?

– No... nazwała mnie psycholem. – Wzruszył ramionami. – Nie żebym się nie zgadzał, ale wolę określenie człowiek z wyobraźnią.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz