Rozdział 21 | Elfy z Wall Street

1.1K 154 55
                                    

///przed czytaniem, spójrzcie, czy przeczytaliście 20 rozdział, bo nie każdy dostał o nim powiadomienie uhh///

Gdy Anthony zasnął na blacie w kawiarni, zmożony nadmiarem alkoholu, Caitlyn wyszła, szczelnie zamykając za sobą drzwi, na których wywiesiła kartkę z napisem „zamknięte". Była lekko podpita, lecz nie na tyle, by alkohol zakłócał jej trzeźwe myślenie. Wiedziała już, że mężczyzna zamierza dotrzymać swojej części umowy, w którą wrobiła go blondynka, więc uznała, że i ona nie złamie danego słowa.

Pójdzie do Królowej Elfów.

– Przeklęte skrzaty – mruknęła do siebie Caitlyn, schodząc do nowojorskiego metra. Cały czas pamiętała o tym, jak kilka dni temu ktoś zastawił na nią sprytnie przemyślaną pułapkę, więc uznała, że tym razem, by uniknąć wykrycia, schowa się w tłumie ludzi. Poza tym jazda metrem była zdecydowanie wygodniejsza od biegania po dachach. – Z Brooklynu na Manhattan, trochę mi to zajmie... – Westchnęła, gdy uświadomiła sobie, że czekają ją co najmniej ze trzy przesiadki.

Po upływie niespełna godziny w końcu wysiadła z metra na Broad Street. Od razu uderzył ją widok ogromnych, ceglanych wieżowców, wznoszących się ku niebu. Różniły się one zdecydowanie od małych, kilkupiętrowych kamienic, które znała z Brooklynu. Manhattan sprawiał wrażenie, jakby był zupełnie innym miastem, zupełnie innym światem, w którym nagle znalazła się Caitlyn.

Kobieta miała wrażenie, że wchodząc do metra w małym miasteczku, wyszła w stolicy. Przez chwilę nie dowierzała, że ciągle znajduje się w Nowym Jorku. Jednak nie miała czasu na przemyślenia, ponieważ musiała dojść na Wall Street*, gdzie z tego, co było wiadome kobiecie, w jednym z biurowców pracowały elfy.

Z Broad Street nie miała daleko na Wall Street. Wystarczyło, że przeszła kawałek pieszo i już znalazła się na ulicy, która skupiała główne instytucje finansowe Stanów Zjednoczonych. Lecz zanim skręciła na Wall Street, przystanęła chwilę przy pomniku Waszyngtona, który stał przed schodami prowadzącymi do budynku przywodzącego Caitlyn na myśl świątynie ze starożytnego Rzymu. Było w tym widoku coś niecodziennego, kobieta nie spodziewała się zobaczyć takiej budowli na tle drapaczy chmur. Gdyby była turystką, z chęcią zajrzałaby do środka, aby przekonać się na własnej skórze, co mieści się w środku nowoczesnej świątyni. Jednak tego czasu nie miała, więc zadowoliła się tylko krótkim spojrzeniem, a następnie skręciła w stronę Wall Street.

Szła pewnie przed siebie, nie zatrzymując się. Po chwili minęła ogromny budynek, o wiele szerszy od pozostałych, na którym umieszczono złote litery układające się w trzy słowa – „The Trump Building". Nie był to cel jej podróży, więc tylko rzuciła na to okiem i poszła dalej.

Musiała zachować szczególną ostrożność, ponieważ co chwila natrafiała na roboty drogowe, które utrudniały jej przemarsz. W dodatku samochody ciasno zaparkowane po obu stronach ulicy oraz tłum ludzi sprawiały, że jej spacer z każdą chwilą stawał się coraz mniej komfortowy. W pewnym momencie zaczęła żałować, że nie wybrała opcji z bieganiem po dachach, lecz zaraz wybiła sobie ten pomysł z głowy.

Potknięcie na Brooklynie, nawet z najwyższego tamtejszego wieżowca, mogło się co najwyżej skończyć złamaną nogą. Tutaj w grę wchodziła od razu śmierć.

W końcu, po piętnastu minutach, kobieta znalazła się przed ceglanym biurowcem. Nie różnił się on zbytnio od pozostałych, poza tym, że nad szklanymi drzwiami nie został umieszczony żaden napis, co wskazywało na to, że budynek jest z tych mniej ważnych lub nie stanowi atrakcji turystycznej. Typowa, najzwyczajniejsza w świecie siedziba jakiejś korporacji zajmującej się finansami – tym właśnie był dla przeciętnego Ziemianina, lecz nie dla Caitlyn, która doskonale wiedziała, co znajduje się za drzwiami.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz