Rozdział 30 | Fiat iustitia, et pereat mundus**

827 125 47
                                    

O elfach można powiedzieć dużo okropnych słów.

Można mówić o tym, że są okropnymi kłamcami, chociaż mówią tylko prawdę, o tym, że oszukują, chociaż robią rzeczy tylko prawe, o tym, że uważają się za inną rasę, a nie różnią się zbytnio od wiedźm.

Ale jest jedna dobra rzecz, która pozostaje u nich bez zmian, chociaż mijają stulecia, czasy się zmieniają, imperia upadają, a planeta coraz bliższa jest samoistnej zagłady.

Ponad wszystko cenią rodzinę.

– Ten skurwysyn! – Królowa elfów już dawno zrzuciła wszystko, co znajdowało się na jej biurku, włącznie z bardzo drogim laptopem, więc pozostało jej tylko bezcelowe uderzanie zaciśniętymi pięściami w ścianę. – Od września grałam tak, jak on mi kazał. Ryzykowałam własnym życiem, żeby spełnić jego chore ambicje! A co w zamian dostałam? Kartkę papieru!

Królowa elfów była tak bardzo wściekła, że jej twarz, która zwykle była blada jak śnieg, przybrała barwę ciemnej purpury, a makijaż rozmyły słone, ciągle płynące łzy, które już zdążyły wydrążyć na jej polikach kanion z pudru, tuszu i podkładu. Mimo że kobieta szalała z wściekłości już od paru godzin, wciąż miała siły, aby płakać, ale nie chciało jej się już tych łez wycierać, pozwalała im płynąć dalej i brudzić wszystko wokół.

– Moja córeczka, moja kochana córeczka... – Królowa wyjęła z kieszeni spodni telefon. Był to jeden z najdroższych modeli na rynku. Na tapecie miała wspólne zdjęcie z jej córką. – Znajdę cię. Obiecuję – dodała, przykładając sobie urządzenie do piersi i ściskając je z całej siły, tak jakby dzięki temu mogła być z nią odrobinę bliżej. – Wiem, że ten dupek, Lawrence chce zrobić wszystko, aby nas rozdzielić, ale on jest moją ostatnią deską ratunku. Moją szansą. Tylko on wie, gdzie mogę cię znaleźć.

Królowa elfów niestety nie wiedziała, że Lawrence od początku ją okłamywał. Zapewniał, że z jego pomocą kobieta odnajdzie swoje zaginione dziecko. Musi tylko kogoś zabić, musi dać mu tylko trochę pieniędzy. Musi tylko być mu posłuszna.

Prawda była niestety taka, że królowa już nigdy nie zobaczy swojej córki, nawet jeśli cały świat by jej szukał.

Ponieważ zwłoki dziewczyny już dawno zdążyły zgnić w oceanie.

Elfia księżniczka popełniła samobójstwo.

***

Zanim Shiki oraz Matthew przybyli do kawiarni, Caitlyn i Anthony zdążyli się pokłócić. Zaczęło się niewinnie, od tego, że Caitlyn nazwała Anthony'ego tchórzem. Tchórzem, który boi się swojej matki.

Później łowczyni demonów już się nie powstrzymywała, nazywała go maminsynkiem, idiotą, skurwysynem... z każdym słowem raniła go coraz bardziej, a to wszystko po to, aby osiągnąć jeden cel.

Zaciągnąć go na piętro, gdzie mężczyzna mógł dać upust swoim emocjom, gdzie nie musiał już grać ułożonego baristy, który z wiecznym uśmiechem na ustach wita wszystkich gości.

– Widzisz? – zapytała Caitlyn, gdy Anthony w końcu przestał wrzeszczeć. – To jesteś prawdziwy ty. W końcu mówisz swoim głosem.

– Sprowokowałaś mnie do tego – syknął, po wzięciu głębokiego oddechu na uspokojenie. – Zagrałem dokładnie tak, jak chciałaś, cieszysz się?

Caitlyn prychnęła, rzucając się na kanapę.

– Nie prychaj mi tu! Znikasz na miesiąc, a później zaczynasz mi wytykać, jak mam żyć! Gdzieś ty w ogóle była?

Blondynka westchnęła, przymykając powieki.

– Tu i tam. – Cait nie była zbyt chętna do udzielenia mniej ogólnikowej odpowiedzi, ale czarodziej nie zamierzał dawać jej za wygraną.

Pamiętaj o śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz