Prolog

13.5K 557 211
                                    

A/N: Witam zarówno tych, którzy zawitali tutaj po raz pierwszy, jak i strudzonych wędrowców powracających do tego opowiadania kolejny raz. Strasznie się cieszę, że zdecydowaliście się zapoznać z historią, która była moją pierwszą próbą ubrania myśli w słowa. Nie jest idealna, zdarzają się tutaj błędy, więc jeśli znajdziecie jakiś wyjątkowo rażący przypadek, proszę dajcie znać w sekcji komentarzy. Postaram się poprawić tak szybko, jak to będzie możliwe. Nie mniej jednak, mam nadzieję, że moje pierwsze dziecko przypadnie wam do gustu i zostaniecie ze mną na dłużej.
Buziaki!

Ps. Jestem w trakcie pisania prequelu do tego opowiadania, który nosi tytuł "Zanim staliśmy się szczęśliwi". Z racji tego, że dzieją się tam wydarzenia, których nie planowałam przy okazji pisania "Kiedyś będziemy szczęśliwi", stary prolog został usunięty i zastąpiony tym, w moim odczuciu lepszym i nieco bardziej rozbudowanym. Żeby w pełni zrozumieć to opowiadanie, zapraszam do zapoznania się najpierw z "Zanim staliśmy się szczęśliwi", którego fabuła poprzedza wydarzenia zawarte tutaj. 

https://www.wattpad.com/1117978163-zanim-staliśmy-się-szczęśliwi-prolog

Nela 💖

***

Serce waliło w jego piersi jak oszalałe, kiedy wylądował na balkonie, na którym bywał już przecież dziesiątki razy. Przełknął ślinę i zacisnął palce na swoim kiju, rozwijając go na tyle, by swobodnie dosięgnąć do okna jej sypialni. Biorąc głęboki oddech, zawiesił w powietrzu wyciągniętą pięść. Zawahał się, zastanawiając nad tym, co tak właściwie chciał jej powiedzieć. Jego myśli były zbyt chaotyczne, by zaplanować jakikolwiek scenariusz rozmowy. Chciał się wyżalić? Poszukać w jej objęciach schronienia przed zawirowaniami, jakimi częstowało go ostatnimi czasy życie? A może chciał wyznać jej to, co do niej czuł? Nawet jeśli, to czy mógł bez żadnych oporów powiedzieć jej, że ją kochał? Czy to, co czuł wobec niej, faktycznie było miłością, czy może zwykłym zauroczeniem? Czy był wobec niej szczery? Szczery wobec swoich własnych uczuć, skoro w jego sercu nadal było miejsce dla Biedronki?

Nie miał siły dłużej analizować swoich emocji. Zawsze myślał tylko o innych. Zawsze stawiał siebie i swoje potrzeby z boku. Nie miał ochoty dłużej walczyć.

Słysząc cichy pomruk silniczka maszyny do szycia, zorientował się, że okno było uchylone, co postanowił potraktować jako ostateczny znak od losu. Wślizgnął się do wnętrza pokoju niemal bezszelestnie i wciągając do płuc znajomy zapach cukru waniliowego i cynamonu, złożył swój kij, upinając go na plecach.

Nadal nie zauważyła jego obecności, pochłonięta bez pamięci układaniem na blaszce maszyny niebieskiego tiulu. Dopiero jego ciche chrząknięcie wyrwało ją z transu.

— Można?

Marinette podniosła głowę znad projektu sukienki, która miała być kreacją na bal maturalny dla Mylene i zobaczyła jego sylwetkę. Tak bardzo znajomą, a jednocześnie wyglądającą w tamtym momencie tak bardzo obco. Skinęła głową, a on szybkim susem wskoczył na łóżko.

— Najmocniej przepraszam za najście, Księżniczko. Widzę, że jesteś zajęta, ale...

— Nie odezwałeś się — burknęła, posyłając mu pełne wyrzutu spojrzenie. — Obiecałeś, że dasz znać! Wiesz, przez co ja przechodziłam? Odchodziłam od zmysłów! Myślałam, że coś ci się stało! Sądziłam, że ci się pogorszyło, że może nawet...

— Umarłem? — wszedł jej w słowo, posyłając w jej stronę smutny uśmiech.

— Nawet tak nie żartuj! — pisnęła, opadając obok niego na łóżko.

Niewiele myśląc, oparła głowę o jego ramię i zacisnęła palce na złotym dzwoneczku.

— Chyba tak byłoby dla wszystkich lepiej — szepnął, przymykając powieki. — Tak właściwie to i tak nie mam się, gdzie podziać. Chyba właśnie uciekłem z domu — dodał melancholijnym tonem.

Dopiero teraz, w świetle ledwie tlącej się lampki, znajdującej się na jej biurku dostrzegła na jego twarzy wyraźne zmęczenie. Jego zielone oczy były podpuchnięte i czerwone, a oddech płytki i urywany. Niewiele myśląc, chwyciła do ręki błękitny, puchaty koc i okryła go szczelnie, jakby chciała ochronić go przed całym światem.

— Co się stało? Jak to uciekłeś z domu? — dopytywała, szukając odpowiedzi na jego twarzy.

Czarny Kot uparcie wbijał wzrok w różowy dywan, unikając kontaktu wzrokowego. Bał się, że rozpadnie się pod ciężarem jej zmartwionego, fiołkowego spojrzenia i rozpłacze jak mały chłopiec. Uśmiechnął się smutno i odrzekł:

— Mam ostatnio trochę problemów, zarówno w moim cywilnym życiu, jak i jako Czarny Kot. Widzisz, podobnie jak ty, niedługo mam iść na studia. Całe dnie spędzam nad książkami, bo niebawem czeka mnie matura, a później potwornie trudne egzaminy wstępne. Pewnie nie powinienem ci tego mówić, bo w ten sposób mogę naprowadzić cię na to, kim jestem pod maską — westchnął, uśmiechając się pod nosem. — Biedrona byłaby na mnie wściekła, ale mam to gdzieś. A może i ona miałaby to w nosie? W końcu jestem dla niej tylko partnerem, takim samym jak każdy inny.

Jego słowa dotknęły ją do żywego. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć tego, jak okropnie potraktowała go tamtego dnia, kiedy zrezygnował ze swojego miraculum. Oczywiście wyjaśnili sobie wszystko, a on zarzekał się, że nie żywił wobec niej urazy, jednak jak widać, prawda miała się zgoła inaczej. Sama zresztą wiedziała doskonale, że ich partnerskie relacje zmieniły się i od tamtego czasu były dalekie od ideału. Nie było już flirtowania ani uroczych przezwisk. Nie było kwiatów, ukłonów ani pocałunków w dłoń na pożegnanie. Nie było już jego i jej przeciwko całemu światu.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiWhere stories live. Discover now