37. | Jutro o 17:00 |

5.3K 399 98
                                    

— Czekoladko, ona jest najpiękniejsza na świecie — westchnął z zachwytem Nino. — Ma mój nos i oczy!

Mała Charlotte zaczęła zawodzić w ramionach Nino, więc momentalnie przekazał ją swojej żonie, odskakując jak oparzony.

— Och, ale skalę głosu ma zdecydowanie po mamusi — zażartował, zasłaniając uszy.

Cała czwórka przyjaciół roześmiała się.  Emma natomiast nie odstępowała swojej nowej, przyszywanej kuzynki na  krok. Cały czas trzymała jej rączkę i poprawiała różowy kocyk, którym  noworodek był owinięty.

— Nie płacz, Charlie. Zobacz, wszyscy cię kochamy! Jest twoja mamusia i tata i twoja ciocia Marinette i wujek Adrien.  Ja nazywam się Emma i jestem twoją kuzynką — przemawiała do niej, a  dziecięcy płacz ustał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. —  Wiesz, fajnie, że jesteś dziewczynką. Już niedługo będę miała dwóch  braciszków, takich małych jak ty i będziemy się super bawić. Ja będę się  wami opiekować, bo jestem najstarsza! — oznajmiła z dumą, zadzierając  do góry swój mały piegowaty nosek.

— To prawda! Emma, Charlie, Louis i Hugo będą uroczą paczką przyjaciół. Rośnie nam nowe pokolenie superbohaterów — wtrącił Nino.

— No dobrze kochani. Jest bardzo miło, ale my będziemy się już zbierać — zaczęła Marinette, wstając z krzesła. — Alya,  musisz dużo wypoczywać. Pij wodę i pamiętaj, żeby dzwonić, jeżeli tylko  będziesz czegoś potrzebowała. Odwiedzimy was jutro po południu.

— Mamusiu, ja nie chcę jeszcze jechać do domku. Chciałabym zostać z Charlie! — pisnęła cicho Emma, gładząc drobniusieńkie paluszki Charlotte.

— Skarbie, ciocia Alya  i Charlie muszą odpocząć. Obydwie są bardzo zmęczone. Przyjedziemy do  nich jutro, a już za kilka dni obydwie wrócą z wujkiem Nino do domu i  wtedy będziemy je odwiedzać bardzo często — zapewniła ją Marinette, zapinając jej zieloną bluzę z kapturem.

—  W naszej rodzince zrobi się niebawem bardzo gwarno. Kiedy wasze  chłopaki przyjdą na świat, będziemy mogli kupować do kina bilet grupowy!  Złoty strzał, stary. Jeszcze raz gratuluję! — zażartował Nino, zbijając  piątkę z Adrienem.

Marinette, Emma i Adrien  odwrócili się jeszcze na chwilę, by ostatni raz pomachać świeżo  upieczonym rodzicom na pożegnanie, gdy nagle drzwi szpitalnej sali  otworzyły się na oścież, niemalże uderzając Marinette, która stała najbliżej nich, prosto w twarz.

— Bardzo panią... — zaczęła osoba po drugiej stronie. Stalowe tęczówki zatrzymały się na twarzy Marinette,  lustrując jej drobną sylwetkę od góry do dołu. Jego serce zaczęło bić  jak oszalałe, gdy zobaczył osobę, której nie widział od dnia jej wyjazdu  do Londynu.
Niezręczną ciszę, przerwała Emma, która puściła dłoń Adriena i pobiegła przytulić się do mężczyzny.

— Tatuś Luka! Tęskniłam za tobą! Byłeś na koncercie? — spytała, wtulając się w skórzaną, czarną kurtkę.

— Cześć królewno! Witaj Marinette — przywitał się słabym uśmiechem, nie zaszczycając Adriena nawet spojrzeniem. — Alya, Nino, chciałem wam pogratulować nowego członka rodziny.

— Tęskniłam za tobą! — pisnęła Emma, nie puszczając klapy jego kurtki nawet moment.

—  Ja też tęskniłem, córuś. Strasznie tęskniłem — ostatnie zdanie  wypowiedział, patrząc prosto w fiołkowe oczy, które nie wyrażały w tej  chwili żadnych emocji.

Ręka Adriena  mimowolnie zacisnęła się na barku swojej narzeczonej, a źrenice  zielonych oczu zwęziły się niebezpiecznie, jak u prawdziwego kota.

— Kocurku, chodźmy. Musimy już jechać. Tatuś musi wstać rano do pracy, a ciocia i Charlie mają gościa. Do zobaczenia kochani.

Marinette pomachała ostatni raz w stronę przyjaciółki, a Adrien  wziął Emmę na ręce, mijając gitarzystę i obdarzając go po drodze  nieprzyjaznym spojrzeniem. Dziewczynka pomachała w stronę Luki rączką i  chwyciła szyję Adriena, kładąc główkę na jego barku. Marinette  z kolei spuściła wzrok i gdy już miała wyjść za nimi, dłoń mężczyzny  zacisnęła się na jej przegubie, zatrzymując ją w pół kroku.

— Nettie, musimy porozmawiać. Proszę... spotkajmy się jutro. Zwariuję, jeśli nie porozmawiamy — szepnął, nie puszczając jej dłoni.

— Myślę, że nie mamy o czym rozmawiać, Luka — odparła chłodno, zerkając z niepokojem w stronę Adriena.

— Wiem, narozrabiałem, ale proszę...

— Podobno przyszedłeś odwiedzić Alyę, więc bądź tak dobry i nie nagabuj mojej narzeczonej, Couffaine — syknął Adrien. — Chyba dobitnie dała ci do zrozumienia, że nie macie o czym rozmawiać. Chodźmy Księżniczko.

— Marinette, błagam...

Dziewczyna  popatrzyła prosto w stalowe tęczówki i pokręciła przecząco głową. W jej  oczach krył się smutek i niewyobrażalne rozczarowanie. Gdy już zamykała  za sobą szklane drzwi sali szpitalnej, Luka wyszeptał tak, by tylko ona  mogła to usłyszeć:

— Jutro o 17:00 będę czekał w naszej kawiarni.

Jednak nie doczekał się już odpowiedzi. Zniknęła za drzwiami.

—  Czy przyjdzie taki moment, że on w końcu zniknie z naszego życia? Mam  serdecznie dość tego padalca. Za każdym razem, kiedy tylko się pojawia  dziwnym trafem ściąga na nas same kłopoty i nieszczęścia — warknął  wściekły Adrien, zapinając pas do fotelika Emmy.

— Nie martw się, Adrien. Chodźmy, musimy zrobić po drodze jakieś zakupy. Nasza lodówka świeci pustkami, a Plagg zjadł wszystkie zapasy sera, jakie mieliśmy — odparła, starając się za wszelką cenę zmienić temat.

I  choć gryzły ją wyrzuty sumienia, że nie mówi swojemu narzeczonemu  wszystkiego, wiedziała, że jutro o 17:00 czeka ją spotkanie z Luką Couffaine.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiWhere stories live. Discover now