2. | On jest dla nas martwy |

8.6K 540 391
                                    

Dziewczynka pobiegła do matki i przytuliła ją mocno. Marinette wzięła ją na ręce i ucałowała w policzek, zostawiając przy tym fuksjowy ślad po szmince na drobnej buźce.

— Mówiłaś, że dzisiaj będziesz długo w pracy. Wujek Gabriel się na ciebie pogniewał i cię wyrzucił? — zapytała z troską w głosie, uważnie przyglądając się jej twarzy.

Marinette uśmiechnęła się do niej czule i poczochrała ją po włosach, rujnując do końca i tak już nie najlepiej wyglądające dwa, jasne warkoczyki.

— Nie kocurku, skąd ci to przyszło do głowy? W całej firmie padł prąd, podobno jakaś awaria. Mam wolne, dopóki tego nie naprawią. Zadzwonią po mnie, kiedy zasilanie wróci — odparła, stawiając córkę na ziemi, po czym zwróciła się w stronę przyjaciół, nie zważając zupełnie na to, że obok był ktoś jeszcze.

Ktoś, kto od dobrych kilku chwil nie odrywał od niej swojego spojrzenia.

— Bardzo dziękuję za odebranie małej z przedszkola i przypilnowanie jej. Jesteście nieocenieni i pamiętajcie, kiedy będę już tak znana w Paryżu, jak Chanel, dzielę się z wami moją fortuną po połowie — zażartowała i uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach, co nie umknęło uwadze bacznego obserwatora.

Adrien stał oniemiały, a w jego głowie tłukło się milion myśli na sekundę. To Marinette. To bez wątpienia ona. Tego uśmiechu, nie pomyliłby z żadnym innym. Tak uroczy uśmiech miały tylko dwie osoby na świecie: Marinette i... Biedronka.

Szybko otrząsnął się, odganiając demony przeszłości. Ponownie spojrzał na Marinette, na to jak zmieniło ją te 5 lat. Zdecydowanie czas działał na korzyść dziewczyny. Jej ciemne, gęste włosy, nie były już związane w dwa króciutkie kucyki. Były widocznie dłuższe i upięte niedbale na czubku głowy, a długa grzywka opadała z gracją na jej duże, fiołkowe oczy. Delikatny makijaż oczu i wyrazista szminka w odcieniu fuksji dodawały jej pewności siebie, nic więc dziwnego, że Adrien od dobrych kilku chwil nie mógł oderwać od niej wzroku.

Marinette spojrzała na swoją przyjaciółkę, której wzrok próbował jej przekazać, żeby spojrzała w miejsce, które ta wskazywała. Właśnie wtedy fiołkowe oczy spotkały zielone. Usta dziewczyny ułożyły się w literę "o"jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Blondyn również nie zdobył się na żadne słowa powitania. Między czwórką dawnych przyjaciół zapadła wyjątkowo niezręczna cisza, która trwałaby pewnie jeszcze dłuższą chwilę, gdyby nie przerwał jej dziecięcy głosik:

— To wujek Adrien. Wiem, bo wujek Nino mi powiedział. Dzisiaj wrócił... nie wiem skąd, ale wujek Nino się za nim stęsknił. To podobno twój kolega, nie poznajesz go? — spytała zdziwiona. — Zapytałam wujka Adriena czy jest moim tatą, ale nic mi nie odpowiedział, za to wujek Nino powiedział, że wujek Adrien nie jest moim tatą. Było mi smutno, bo jest bardzo ładny, tak ładny, jak tata Luka, a poza tym cieszę się, że wróciłaś już z pracy mamusiu.

Pomimo tego, że słowa wystrzeliły z dziecięcych ust jak z procy, Marinette i tak zdążyła je wyłapać. Przyzwyczaiła się już do słowotoków swojej córki. Zdecydowanie tę niezbyt korzystną cechę odziedziczyła po swoim ojcu. Gdy sens wypowiedzianych przez Emmę słów dotarł w pełni do świadomości Marinette, jej źrenice zwęziły się nagle. Zaczęła głęboko i powoli oddychać, chcąc uspokoić skołatane nerwy, by w końcu klęknąć i złapać kontakt wzrokowy z córką.

— Emmo Sabine Dupain-Cheng! Nie wolno! Nie możesz pytać obcych mężczyzn! Och, Emma! — jęknęła, chowając twarz w otwartej dłoni.

W zielonych oczach dziewczynki pojawiły się niemal natychmiastowo łezki, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że rozczarowała i najwyraźniej zezłościła swoją ukochaną mamę. Adrien widząc jak napięta stała się atmosfera, postanowił interweniować i odezwać się w końcu.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiWhere stories live. Discover now