29. | Mogę wejść? |

5.2K 418 71
                                    

— Dobra, udało mi się jakimś cudem wybłagać adres Marinette od Sabine. Po prostu... zapomniałam jej powiedzieć, że potrzebuję go, żeby przekazać tobie. Zaraz ci go wyślę — westchnęła po drugiej stronie słuchawki Alya.

— Dzięki. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Ja właśnie jadę do hotelu. Zostawię walizkę, wezmę prysznic, przebiorę się i pojadę tam — odparł Adrien, przytrzymując telefon przy uchu za pomocą ramienia, jednocześnie płacąc taksówkarzowi.

— Błagam cię, nie spieprz tego! Masz ostatnią szansę Agreste. Trzymamy z Nino kciuki. Uściskaj od nas Emmę.

Gorąca woda spływająca po jego twarzy i ciele, nie przynosiła ukojenia jego zszarganym nerwom. Nie miał bladego pojęcia, w jaki sposób zareaguje Marinette na jego widok. Być może dostanie w twarz? W sumie nie zdziwiłby się. Zasłużył. Trzeba było grać w otwarte karty od samego początku, zamiast pogrążać się w swoich kłamstwach w obawie przed odrzuceniem. Z drugiej strony... przecież Marinette go kochała i być istniał jakiś znikomy cień szansy na to, że mogłaby mu wybaczyć...

Gdyby tylko nie wparował wtedy ten zasrany gitarzysta ze swoim przerośniętym ego i skradzionym miraculum węża... no ale za to, że z uśmiechem wymalowanym na tej parszywej gębie, zniszczył życie moje i Marinette, zdążył już dostać w mordę — pomyślał.

Szara bluza z kapturem, jasne jeansy i białe trampki. Ten sam zestaw, który miał na sobie kilka miesięcy temu, podczas ich spotkania w parku. Tego dnia dowiedział się, że jest ojcem, a zaledwie wczoraj dowiedział się, że zostanie nim po raz drugi. Oczywiście czuł radość i rozpierającą go dumę. Z drugiej jednak strony towarzyszył mu ogromny niepokój...

Gdy dotarł pod wskazany adres, dwa razy upewniał się, czy aby na pewno znalazł się we właściwym miejscu.
Nowe mieszkanie Marinette okazało się starym loftem umiejscowionym w okolicy Finsbury Park. Niebezpieczna, szemrana dzielnica. Zimny pot spłynął po jego plecach na samą myśl, że jego ukochana i córka miałyby mieszkać w miejscu takim jak to, gdzie praktycznie co wieczór miały miejsca rozboje, morderstwa i gwałty, a sam park, który znajdował się zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynku, był znaną meliną narkotykową.

Sam nie wiedział, co ma jej powiedzieć. Nie miał w głowie ułożonego żadnego scenariusza, żadnego planu. Po prostu czuł, że nie może zwlekać już ani sekundy dłużej i cokolwiek czeka go po drugiej stronie tych obskurnych drzwi, z których płatami odpadała paskudna, brązowa, olejowa farba, musiał się z tym zmierzyć. Wziął ostatni głęboki oddech, który w założeniu miał pomóc mu ukoić jego rozszalałe z emocji serce i nacisnął dzwonek.

Cisza.

Zadzwonił ponownie.

Dopiero wtedy po drugiej stronie dało się usłyszeć delikatny szmer, jakby ktoś powolnym krokiem zmierzał w stronę drzwi, człapiąc przy tym niemiłosiernie kapciami. Na ten dźwięk, mimowolnie pozwolił, by kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze. To były jej kroki.
Na pewno ma na sobie te śmieszne, różowe, puchate kapcie.

— Kto tam? — zapytała, a jej cichy i słaby głos był ledwie słyszalny przez stare, masywne drzwi, które ich dzieliły.

Wstrzymał oddech, zastanawiając się przez ułamek sekundy, czy podać się za listonosza. Ostatecznie jednak postanowił nie komplikować spraw jeszcze bardziej.

— To... to ja, Adrien.

Po raz kolejny odpowiedziała mu cisza.

— Proszę... czy mogę wejść?

Za drzwiami znów dało się usłyszeć delikatne szmery i ledwie słyszalny głos Marinette, który nakazał Emmie schować się do sypialni. Po dłuższej chwili blondyn usłyszał głośny szczęk zamka i gdy zobaczył, że klamka opada na dół, a drzwi mieszkania uchylają się, mógłby przysiąc, że jego serce zatrzymało się.

Stała tam. Ubrana w zbyt luźną, czarną koszulkę i szare legginsy. Z jej długich, ciemnych włosów upiętych niedbale na czubku głowy, wymykały się pojedyncze pasemka. Sińce pod oczami tak bardzo kontrastowały z nieskazitelną, porcelanową skórą. Malinowe usta, zazwyczaj pokryte satynową pomadką, o najróżniejszych odcieniach pasujących do aktualnego stroju, były teraz wysuszone i spękane.

Stała w lekko uchylonych drzwiach, a jej fiołkowe oczy, pełne zawodu i bólu spoglądały na niego w niedowierzaniu.

— Jak... jak nas znalazłeś? Nie powinieneś...

— Musiałem przyjechać. Nie zrezygnuję z ciebie! Marinette, zrozum, kocham cię i udowodnię ci to! — przysiągł z determinacją.

— Niepotrzebnie się fatygowałeś. Nie mamy o czym rozmawiać — odparła niemal szeptem. — Powinieneś wracać do Paryża. Poza tym...

— Tata! — dziecięcy okrzyk za plecami Marinette spowodował, że Adrien poczuł, jak po raz pierwszy od ponad trzech tygodni na jego twarzy zagościł uśmiech. Dziewczynka ruszyła pędem w kierunku drzwi, mijając w nich swoją mamę i natychmiast wskoczyła w jego objęcia. Gdy tylko jego ramiona zacisnęły się na jej drobnym ciałku, poczuł się tak, jakby trzymał w tej chwili w ramionach swój cały świat. Dziewczynka wtuliła się w niego mocno i zacisnęła rączki na jego szarej bluzie, jakby obawiała się, że za chwilę coś lub ktoś wyrwie ją z jego objęć. Adrien natomiast składał na jej jasnych włoskach nieskończoną ilość pocałunków i przyciskał ją do siebie mocno, pozwalając na to, by jego słone łzy spływały wprost na blond warkoczyki.

— Córeczko... Mój mały kocurku... Tak bardzo, bardzo za tobą tęskniłem...

— A ja za tobą, tatusiu! Wiedziałam, że nas znajdziesz. Wiedziałam, że nas kochasz!

Marinette poczuła, że nadchodzą kolejne zawroty głowy. Zachwiała się delikatnie na nogach, zdecydowała się więc wejść w głąb mieszkania i oprzeć plecami o stojącą w przedpokoju szafę.

— Mamusiu! — pisnęła Emma, zeskakując z rąk Adriena. Obserwując od kilku tygodni kiepskie samopoczucie Marinette, dobrze wiedziała, czym może się to skończyć. Podbiegła do niej, kładąc swoją małą rączkę na jej udzie i posłała w kierunku Adriena zaniepokojone spojrzenie. Blondyn nie czekając na zaproszenie, natychmiast otworzył szerzej drzwi i wszedł do mieszkania. Próbował pomóc Marinette złapać równowagę, jednak ta zdecydowanym ruchem odepchnęła go od siebie na długość ręki, uciekając przy tym od intensywnego, zielonego spojrzenia.

— Nic mi nie będzie — powiedziała, z trudem łapiąc oddech. — Skoro Emma tak cieszy się na twój widok... proszę, rozgość się.

Stawiając ostrożne kroki, skierowała się w stronę ciasnego salonu i usiadła na kanapie. Adrien natychmiast klęknął przed nią i spojrzał w fiołkowe oczy. Tym razem nie udało jej się uciec od tego palącego spojrzenia.

— Kotuś, proszę, zaczekaj w sypialni. Musimy porozmawiać na osobności — zwróciła się w stronę Emmy, lecz widząc jej urażone spojrzenie, dodała ze słabym uśmiechem — Obiecuję, gdy zawołam cię z powrotem, tata nadal tu będzie. Będziesz mogła z nim porozmawiać.

Wychodząc z salonu, Emma wtuliła się w plecy Adriena i rzuciła w jego stronę wymowne spojrzenie. Spojrzenie pełne dziecięcej nadziei na szczęśliwe zakończenie.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz