30. | Nadzieja umiera ostatnia |

5.3K 400 92
                                    

— Przepraszam, Marinette... Powinienem był przyznać się na samym początku. Jestem zwykłym tchórzem... Po prostu bałem się, że kiedy wyznam ci prawdę, nie będziesz mnie już chciała więcej widzieć. Kiedy spotkałem Emmę, wtedy w parku, a ona zapytała mnie o to, czy jestem jej ojcem... poczułem to. Moje serce obudziło się z tego letargu, w jakim znajdowało się przez pięć lat.

Fiołkowe oczy wpatrywały się w niego, weryfikując dogłębnie każde jego słowo. Z każdym wypowiadanym przez niego zdaniem jej opór słabł. Z każdym słowem, miała ochotę rzucić mu się w objęcia i zacząć wszystko od nowa.

— Adrien, ja...

— Nie, proszę. Wysłuchaj mnie do końca — szepnął błagalnym tonem. Nadal klęczał przed fotelem, w którym siedziała i trzymał ją za obie dłonie, patrząc prosto w jej oczy, jak gdyby obawiał się, że jeżeli stracą kontakt wzrokowy, wszystko zostanie zaprzepaszczone. — Jesteś sensem mojego życia, Kropeczko. Zawsze nim byłaś. Bałaś się zrzucić przede mną maskę, bo nie wiedziałaś, czy cię zaakceptuję taką, jaką jesteś naprawdę, a ja... ja tak naprawdę modliłem się. Codziennie modliłem się o to, abyś to ty, Marinette Dupain-Cheng była moją Biedronką. Los z nas zadrwił. Rozdzielił nas i poróżnił, ale Emma jest żywym dowodem naszej miłości. Ta mała istotka przywróciła mi wiarę w to, że może nie wszystko w swoim życiu spieprzyłem. Mamy cudowną, piękną i mądrą córkę i jedyne, o czym marzę, to stworzyć jej razem z tobą rodzinę, na jaką zasługuje. Poza tym wiem, że...

— Będziemy mieli kolejne dziecko — odrzekła, przełykając natrętne łzy, które cisnęły się do jej oczu.

— Wiem o tym, Marinette — odparł spokojnie, gładząc palcami wierch jej dłoni.

— Ale... skąd? Kto mógł ci powiedzieć? Tylko Luka o tym wiedział...

— Luka... popełnił kilka błędów. Dobrze wiesz, że nie darzymy się sympatią. To on przyczynił się poniekąd do tego, że jesteśmy w tym miejscu, gdzie jesteśmy. Mam mu wiele do zarzucenia, mam do niego żal i uwierz mi, że dostał wczoraj ode mnie w pysk, bo sobie na to zasłużył. Jednak nie mogę winić go za to, że cię kocha. Tylko głupiec nie zakochałby się w tobie, Kropeczko. Choć szczerze nienawidzę go za to, co zrobił, to szanuję to, że zajął się tobą i Emmą, kiedy nie było mnie przy was. Jestem mu za to dozgonnie wdzięczny. Był u mnie wczoraj. Porozmawialiśmy sobie jak facet z facetem. Wszystko mi opowiedział, nawet o...

— Yukim...? — spytała szczerze zaskoczona, że muzyk był w stanie otworzyć się przed Adrienem i wyznać mu swój najpilniej strzeżony sekret.
— Chciał, żebym lepiej zrozumiał jego motywy. Teraz już wiem, dlaczego tak bardzo przywiązał się do Emmy i chciał ją chronić za wszelką cenę. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że Kagami... ale to jest w tej chwili nieważne — uciął, nie chcąc drążyć tematu. — To on powiedział mi o ciąży. Przyszedł prosić mnie, żebym za wami pojechał. Oczywiście chciałem to zrobić od razu, kiedy wyjechałyście, ale nie miałem pojęcia gdzie was szukać. Dopiero Alya, Nino i Sass wyjaśnili mi całą sytuację. Od razu się spakowałem i przyjechałem po was.

— Sass...? Czy Luka go zabrał ze szkatułki? — jej oczy zaszły łzami, a dłonie, które trzymał Adrien, zaczęły się delikatnie trząść ze zdenerwowania.

— Po twoim pokazie wyznałem ci prawdę osobiście, a ty wybaczyłaś mi moje kłamstwa i zgodziłaś się zostać moją żoną. Luka użył mocy drugiej szansy. Zjawił się wtedy w altanie i... dalszy scenariusz już znasz.

— Nie mogę w to uwierzyć... — jęknęła, chowając twarz w dłonie. — Jak on mógł ukraść miraculum?! Zaufałam mu... ufałam mu bezgranicznie, tymczasem on...

— Marinette... posłuchaj, nie będę go bronił. To co zrobił, to było nieczyste zagranie, cios poniżej pasa, ale zrobił to z miłości do ciebie... i wiesz co? Myślę, że to było mu potrzebne... Zobaczył, że cokolwiek się stanie, ty i tak będziesz traktować go wyłącznie, jak przyjaciela. Chyba dopiero teraz dotarło do niego, że uczucie, którym cię obdarzył, zaćmiło go do tego stopnia, że skrzywdził cię. Choć mogę powiedzieć o nim wiele złego, wiem, że na pewno nigdy nie chciał cię skrzywdzić. Zresztą... sam również wiele w życiu przeszedł. Strata dziecka nie jest czymś, z czym człowiek jest w stanie pogodzić się z dnia na dzień.

— Adrien, wybacz. Ja muszę sobie to wszystko przemyśleć, poukładać. To dla mnie trochę zbyt wiele jak na jedną rozmowę. Czuję się fatalnie — wyznała, wplatając palce we włosy. — Wiedz, że... kocham cię i choć czuję się zraniona przez to, że nie zdobyłeś się na to, by wyznać mi prawdę od razu... to moje uczucia względem ciebie nigdy się nie zmienią. Co do Luki... sama nie wiem. Muszę to sobie poukładać. Nie chcę dziś składać żadnych deklaracji, to zbyt wcześnie. Jeśli chcesz, możesz iść do Emmy, na pewno czeka na ciebie.

— Czy mogę mieć nadzieję... że między nami nie wszystko skończone? — spytał, choć w głębi duszy drżał w obawie przed odpowiedzią.

Marinette posłała mu ciepły uśmiech i zacisnęła dłonie na podłokietnikach fotela, w którym siedziała.

— Nadzieja umiera ostatnia, Adrien.

***

Po wizycie Adriena, Emma długo nie mogła zasnąć. Co chwilę wypytywała Marinette, czy ona i tata wrócą do siebie i czy zostaną w Londynie na zawsze. Wizyta ojca obudziła w niej nadzieję na lepsze jutro, natomiast Marinette miała w głowie ogromny mętlik. Z jednej strony upewniła się, co do jego uczuć. W końcu zadał sobie trud, żeby znaleźć je i przylecieć tu za nimi. Poza tym ucieszył się na wiadomość o ciąży i prosił ją o drugą szansę, a sama Marinette musiała przyznać, że najbardziej na świecie marzyła o tym, żeby wpaść w jego ramiona i wrócić z nim do Paryża, żeby mogli żyć długo i szczęśliwie. Z drugiej strony nie mogła działać pochopnie. Musiała to wszystko dokładnie przemyśleć. W końcu poprzysięgła sobie, że już zawsze będzie stawiała dobro swoich dzieci ponad swoje uczucia.

Gdy w końcu Emma zasnęła, Marinette poczuła się odrobinę lepiej. Zawroty głowy i uciążliwe mdłości, które męczyły ją przez cały dzień, wreszcie ustąpiły, postanowiła więc wykorzystać tę krótką chwilę na nadrobienie obowiązków domowych. W końcu, po całym wieczorze prania, prasowania i odkurzania, nawet nie wiedząc kiedy, zasnęła w fotelu.

Obudził ją dopiero duszący zapach dymu oraz wycie syreny strażackiej, dobiegające gdzieś z oddali. Gdy otworzyła oczy, jak przez mgłę zobaczyła, że cały salon otoczony jest przez ścianę ognia, która odgrodziła jej drogę do reszty pomieszczeń w mieszkaniu.

— Emma! — krzyknęła, zrywając się z miejsca. Wołała imię córki jak w amoku, jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi.



 

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz