17. | To ty byłaś tą dziewczyną, Biedronko |

5.9K 443 49
                                    

— Pojebało cię facet?!

Mężczyzna w skórzanej kurtce trzymał się za krwawiący nos i łypał groźnie na swojego napastnika. Marinette poczuła, że odzyskuje jasność umysłu i gdy tylko otrząsnęła się z amoku, w jakim znajdowała się jeszcze chwilę temu, zobaczyła Adriena, który w tej chwili położył na ziemię dwóch pozostałych osiłków, co nie było zbyt trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę fakt, iż byli tak pijani, że praktycznie sami nie potrafili ustać na nogach.

— Do samochodu, Marinette! — zarządził Adrien.

Kobieta pędem rzuciła się w stronę zaparkowanego przed bramą parku czarnego audi, odwracając się co jakiś czas i zerkając w stronę Adriena, który z jakiegoś powodu nie pobiegł za nią. Wsiadła do otwartego samochodu i zaczęła przeklinać w duchu za to, że nie nosiła już swojego Miraculum. Z drugiej jednak strony, nie mogła tak po prostu przemienić się w superbohaterkę, skopać tyłek swoim niedoszłym gwałcicielom, po czym z gracją oddalić się dyndając na swoim jojo. Paryż uważał ją za martwą.

Tymczasem Adrien, podniósł leżącego, półprzytomnego, ciemnowłosego mężczyznę w czarnej skórze jedną ręką i przyszpilił go do drzewa, przy którym przed chwilą dobierał się do Marinette.

— A więc dziewczyna ma na imię Ma-Marinette — zająknął się z bólu mężczyzna. — Niezła dupeczka. Skoro chodzi po parku sama, po ciemku, ubrana w ten sposób, to znaczy, że sama się o to prosi. Gdybyś mi nie wyskoczył jak dżin z lampy, to już bym ją teraz pukał. Przerwałeś mi, a tego stary nie lubię.

W tym momencie mężczyzna wyswobodził się od Adriena i tym razem to on wymierzył cios w twarz blondyna, rozcinając przy tym jego łuk brwiowy. Adrien poczuł, jak jego skroń pulsuje ze wściekłości, a w zielonych oczach malowała się już nie złość, tylko istna furia. Wiedział, że nie mógł zmienić się teraz w Czarnego Kota. Nie dlatego, że ta banda kretynów poznałaby jego tożsamość, tylko dlatego, że po prostu od razu użyłby na nich kotaklizmu, lecz nawet jako cywil, Adrien z powodu wyrzutu adrenaliny we krwi, miał w sobie w tym momencie takie pokłady agresji, że nie mógł się pohamować. Chwycił mężczyznę za kark i zaczął uderzać jego głową o drzewo.

— Nigdy — cały park wypełnił się głuchym odgłosem uderzania głową o pień drzewa. — Więcej — kolejne uderzenie — nie zbliżaj się — uderzenie — do mojej kobiety!

W końcu obrócił pół przytomnego mężczyznę przodem do siebie i spojrzał na niego z obrzydzeniem, trzymając go za szyję.

— Mógłbym cię zabić, gnoju, ale nie zrobię tego, bo mam do kogo wracać. Zapamiętaj sobie raz na zawsze. Jeszcze raz spróbujesz skrzywdzić moją Marinette, a zabiję cię bez mrugnięcia okiem.

Adrien popchnął niedoszłego oprawcę Marinette na ziemię, w ten sposób, że cała trójka napastników leżała w tym momencie jeden obok drugiego, po czym natychmiast rzucił się biegiem do samochodu, gdzie czekała na niego roztrzęsiona Marinette. Gdy tylko otworzył drzwi samochodu i zajął miejsce kierowcy, natychmiast przyciągnął ją do siebie i przytulił.

— Ciiii... już jestem. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Nie płacz, Mari. Nigdy więcej nikt nie położy na tobie swoich brudnych łapsk. Nie dopuszczę do tego. Będę cię pilnował i zawsze będę przy tobie — zapewniał roztrzęsioną dziewczynę, gładząc jej ciemne włosy.

— Dz-dziękuję A-Adrien — wyjąkała, nadal tłumiąc w sobie szloch. Siedziała tak wtulona w jego ramiona jeszcze chwilę, po czym podniosła na chwilę swoją głowę do góry i zapaliła lampkę nad lusterkiem, by bliżej przyjrzeć się twarzy byłego modela. — Mój Boże, Adrien, ty krwawisz! Musimy jechać do szpitala!

— Daj spokój, to ledwie draśnięcie. Ten palant wygląda dużo gorzej. Jemu przyda się szpital i to wydaje mi się, że najodpowiedniejsza będzie dla niego intensywna terapia — stwierdził z kamiennym wyrazem twarzy.

— O czym ty mówisz, Adrien? Pobiłeś go?! — pisnęła, zakrywając usta dłonią.

— Powiedziałem Ci, Marinette. Nikt nie będzie cię dotykał bez twojej zgody. Zostawiłaś torebkę w biurze i chciałem ci ją podwieźć, kiedy skończę robotę. Pojechałem pod przedszkole, zobaczyłem twój samochód, więc czekałem tam na parkingu. Wtedy wyszła nauczycielka Emmy i powiedziała, że skończyłyście rozmawiać już dawno temu i że z tego, co widziała przez okno, nie mogłaś odpalić auta. Marinette... gdybym tylko zjawił się chwilę później. Dlaczego ty po mnie nie zadzwoniłaś?! Przyjechałbym po ciebie i to wszystko by się nie wydarzyło!

— Ja.. ja.. nie jestem przyzwyczajona. Zawsze musiałam sobie radzić sama. Zresztą ty masz swoje sprawy, ważniejsze, niż wożenie mnie po mieście — wyjaśniła wyraźnie zawstydzona.

— Ważniejsze sprawy? A co może być dla mnie ważniejsze od ciebie? Od twojego bezpieczeństwa? Kiedy zobaczyłem, co ten gość z tobą robi, miałem ochotę go zabić i uwierz mi, omal tego nie zrobiłem — wyznał zgodnie z prawdą. — W ostatniej chwili opamiętałem się, bo pomyślałem sobie o tobie i o Emmie, że nie mogę trafić do pudła, za pozbawienie życia jakieś mendy, bo wtedy znowu was stracę.

— O czym ty mówisz, Adrien?

Marinette wpatrywała się swoimi fiołkowymi oczami w mężczyznę i choć słyszała każde wypowiedziane przez niego słowo, nie rozumiała żadnego z nich.

— O tym, że kocham cię Marinette. Kochałem cię od pierwszej chwili, gdy cię spotkałem. Odkąd nasze dłonie spotkały się, gdy pożyczałem ci parasol. Kochałem cię przez te wszystkie lata, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Kochałem cię, gdy wyjechałem do Stanów. Gdy wróciłem i zobaczyłem cię wtedy, na placu zabaw, uświadomiłem sobie, że nadal cię kocham.

— A ta... dziewczyna? Ta przez której śmierć wyjechałeś? Przecież mówiłeś, że to ją kochałeś i przez jej stratę postanowiłeś wyjechać... — zapytała, wciąż wpatrując się w niego pytającym wzrokiem.

  — To ty byłaś tą dziewczyną, Biedronko — odparł niemal niesłyszalnym szeptem.

W tym momencie Marinette poczuła, że robi jej się słabo od nadmiaru wrażeń i emocji. Przed chwilą omal nie została ofiarą gwałtu. Uratował ją Adrien, który o mały włos nie zabił jej napastnika, a teraz siedzi z nią w samochodzie, wyznaje jej miłość i mówi jej, że zna jej sekretną tożsamość. Te wszystkie emocje, które skumulowały się w jej głowie, sprawiły, że poczuła się, jakby ktoś położył stos cegieł na jej klatce piersiowej, a ostatni obraz, jaki widziała, zanim totalnie odpłynęła to przepełnione niepokojem, zielone spojrzenie.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiWhere stories live. Discover now