5. | Kocham Cię |

6.8K 481 167
                                    

— Włącz się, błagam, włącz się! Nie możesz mi teraz tego zrobić, nie w tej chwili! Ugh... powinnam się nazywać Marinette – moje życie to porażka – Dupain-Cheng — jęknęła, patrząc zrozpaczona na swój komputer.

Odgłosy błagań, szlochu, dzikiego walenia w klawiaturę oraz całej wiązanki najwymyślniejszych przekleństw dochodziły do uszu Adriena Agresta, odkąd tylko winda w biurowcu Domu Mody Agreste, zatrzymała się na 3 piętrze. Młody mężczyzna niósł właśnie w rękach dwa duże, papierowe kubki ze Starbucks'a i śmiał się pod nosem, uważając, że przekleństwa, które wydobywają się z ust Marinette Dupain-Cheng, brzmią wyjątkowo uroczo.

Stanął w drzwiach biura swojej nowej asystentki i ze zdumieniem odkrył, że dziewczyna stała w otwartym oknie, wystawiając przez nie swojego białego laptopa, wymachując nim desperacko.

— Nie sądzisz, że jeżeli twój komputer spadnie komuś na głowę z trzeciego piętra i go zabije, to ty pójdziesz do więzienia, a ja zostanę bez najlepszej projektantki, asystentki i towarzyszki do porannej latte? — mówiąc to, odłożył kubki z kawą na biurko i skierował się w jej stronę, odbierając powoli z jej rąk niedoszłe narzędzie zbrodni. — Swoją drogą, po co przyszłaś tu w niedzielę?

— Serio Adrien, znowu Starbucks? Już do reszty się zamerykanizowałeś przez ten Nowy Jork. Za chwilę zamiast na croissanty, zaczniemy chodzić na lunch do McDonald's albo Dunkin' Donuts — odparła, marszcząc nos, co wywołało u Adriena niekontrolowany wybuch śmiechu. — Przyszłam tu po laptopa, muszę dziś popracować przez chwilę nad ostatnim konceptem, a on umarł! Poza tym, równie dobrze to ja mogę zapytać ciebie, co ty robisz tu w niedzielę rano, w dodatku z dwoma kubkami kawy, z czego jeden podpisany moim imieniem?

— Już składam zeznania! Po pierwsze, w życiu nie zdradziłbym croissantów twojego taty. Po drugie, zdajesz sobie sprawę, że zrobiłaś właśnie taką samą minę, jaką robi nasza Emma, kiedy mówisz jej, że ma z tobą obejrzeć Titanica? Po trzecie, przyjechałem ponadrabiać zaległości, bo wieczorem mam podwójną randkę, z dwoma pięknymi paniami. Na parkingu zauważyłem czerwonego Mini Coopera z pluszową biedronką na przednim lusterku. Niech pomyślę... ilu naszych pracowników ma taki samochód?

"Nasza Emma" – dopiero po chwili sens wypowiedzianych przez niego słów dotarł do niego. Tak bardzo chciałby móc powiedzieć na głos "nasza córka" ale niestety nie mógł tego zrobić. Jeszcze nie teraz. Oczywiście bardzo chciał uczestniczyć w życiu Marinette i Emmy, być dla niej ojcem, którego ta biedna dziewczynka szukała, odkąd tylko zaczęła pojmować, że brakuje w jej życiu takiej osoby. Nie mógł jednak tak po prostu, wejść tutaj z kawą i powiedzieć: "Hej Marinette, ładna sukienka. A tak w ogóle, to ja byłem Czarnym Kotem i jestem ojcem twojej córki. To jak, mogę się wprowadzić?"

W zielonych oczach mimowolnie zatańczyły wesołe iskierki, kiedy pomyślał o takim niedorzecznym dialogu i przez chwilę autentycznie rozważał taką opcję.

Projektantka odłożyła laptopa i usiadła na biurku, biorąc do ręki kubek podpisany "Marinette" , po czym wzięła mały łyk kawy.

— Gorące! — warknęła ze łzami w oczach. Zeskoczyła z biurka i zaczęła wachlować dłonią wierzch swojego poparzonego języka, na co blondyn ponownie wybuchł śmiechem. — Z czego się śmiejesz?! Boli! — jęknęła, zmierzając w stronę dystrybutora znajdującego się w kącie pomieszczenia.

Nalała do plastikowego kubeczka odrobinę zimnej wody, po czym wypiła ją jednym haustem. Nawet nie zauważyłaby, że z jej oczu mimowolnie, pod wpływem bólu pociekły łzy, gdyby nie to, że chłopak podszedł do niej i otarł je delikatnie swoim kciukiem, drugą ręką przytrzymując jej policzek. W tym momencie znów zielone oczy spotkały fiołkowe, tylko że ten moment trwał o wiele, wiele dłużej, niż powinien w założeniu.

— Po prostu jesteś urocza, kiedy płaczesz. Jesteś również urocza, kiedy przeklinasz na swój sprzęt RTV. Co się stało z tym komputerem? Dlaczego umarł? — dopytywał, zerkając znad jej ramienia na laptopa.

Po chwili wcisnął guzik zasilania, jednak laptop nie włączył się. Postanowił więc sprawdzić, czy zadziała, jeśli podłączy ładowarkę.

— Adrien, na prawdę, ja wiem, że być może nie sprawiam wrażenia dalece inteligentnej osoby, ale uwierz mi, próbowałam podłączyć ładowarkę. Nadal nie działa! — fuknęła, udając urażoną minę. Założyła ręce na piersi, patrząc, jak blondyn wyciąga ładowarkę z prądu i przygląda jej się z uwagą.

— Nigdy nie posądziłbym cię o to, że jesteś niemądra. Faktycznie, laptop się nie włącza — odparł spokojnie. — Faktycznie, to nie wina tego, że nie podłączyłaś do niego ładowarki. Przyczyną jest to, że twoja ładowarka ma złamany kabel i choćbyś przemawiała do niej przez godzinę, tak jak rozmawiałaś z laptopem i tak nie zacznie ładować — posłał przyjaciółce szeroki uśmiech, po czym skierował się do swojego biura naprzeciwko i przyniósł swoją ładowarkę. — Proszę, to powinno pomóc. W całej firmie mamy laptopy tej samej firmy, więc ładowarka powinna działać bez zarzutu — dodał, podłączając sprzęt. Tym razem uruchomił się bezproblemowo.

Zaraz po ekranie powitalnym, pojawiła się tapeta — zdjęcie, z którego spoglądał na niego w tej chwili Luka Couffaine, siedząc obok Marinette na ławce, na tym samym placu zabaw, na którym pierwszy raz zobaczył swoją córkę. Mężczyzna obejmował Marinette ramieniem, a Emma siedziała u niego na kolanach i całowała go w policzek. To był bez wątpienia on. Jego fryzura była teraz nieco krótsza jednak końcówki jego włosów nadal były zafarbowane na niebieski kolor. Miał na sobie podarte, czarne jeansy, białą podkoszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. Wyglądali jak szczęśliwa rodzina. Adrien nieświadomie zazgrzytał zębami i zacisnął dłonie w pięści.

— To ja powinienem tam być z wami — wycedził zupełnie bezwiednie. Na szczęście Marinette była tak szczęśliwa wskrzeszeniem swojego sprzętu, że nawet nie usłyszała tej uwagi. Zamiast tego rzuciła się blondynowi na szyję i pocałowała go w policzek.

— Dziękuję, dziękuję, po stokroć dziękuję! Jesteś najlepszy, kocham cię Adrien! — wykrzyknęła, nie przywiązując wagi do swoich słów.

Po chwili, gdy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała, odsunęła się na krok i wbiła wzrok w podłogę, płonąc rumieńcem. Adrien z kolei poczuł, jak jego do tej pory skute lodem serce, zatrzymało się na moment.

— Przepraszam, chyba do końca nie wyleczyłam się z paplania bzdur na prawo i lewo. Bardzo dziękuję za pomoc z laptopem — szepnęła. Spakowała sprzęt do torby, dopiła swoją kawę i udała się w stronę drzwi wyjściowych. — Do zobaczenia wieczorem. Pamiętaj! Masz dziś podwójną randkę, przygotuj się! — rzuciła na odchodne, zostawiając zdezorientowanego Adriena na środku swojego biura.

— Nie mogę się doczekać — odparł, nadal oszołomiony.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiWhere stories live. Discover now