13. | Tak myślałam, że się tu spotkamy |

5.4K 422 60
                                    

Ogromna dziura w sercu. Tak właśnie czuła się w tej chwili Marinette. Jak gdyby ktoś postanowił wybić w jej sercu głęboką wyrwę, wystawiając jej klatkę piersiową na działanie lodowatego wiatru. Donośny szloch i krztuszenie się łzami było słychać na całym trzecim piętrze biurowca. Gdyby Władca Ciem nadal wcielał w życie swój niecny plan, na pewno stałaby się w tej chwili ofiarą akumy.

Adrien widząc przez szybę bufetu wściekłego mężczyznę, w czarnej, skórzanej ramonesce, który wybiegł przed budynek, odpalając nerwowo papierosa i kopiąc po drodze z całej siły w felgę jego czarnego Audi, wiedział, że to co zastanie na górze, najprawdopodobniej nie nadaje się, do oglądania przez jego córeczkę. Sądząc po zachowaniu Luki, Marinette jest pewnie teraz w totalnej rozsypce. Oczywiście Adrien nie mógł zostawić jej teraz samej. Nie chciał też, żeby dziewczynka widziała swoją mamę w takim stanie, postanowił więc działać szybko.

— Kocurku, ciocia Alya właśnie napisała mi, że strasznie się za tobą stęskniła. Co ty na to, żebyśmy do niej na chwilkę pojechali? — spytał łagodnie, widząc niepokój malujący się w zielonych oczkach dziecka. To niesamowite, ale mógł przysiąc, że Emma w jakiś sposób wyczuwała negatywne emocje Marinette.

Dziewczynka wzięła do buzi ostatni kęs pączka, oblizała swoją brudną od lukru buzię i aż podskoczyła z radości na wiadomość, że odwiedzi swoją ukochaną ciocię. Blondyn, w drodze na parking wyciągnął z kieszeni telefon i w biegu napisał SMS-a do przyjaciółki: "Musisz mi pomóc. Będziemy za 5 minut", po czym nacisnął przycisk "wyślij" i wcisnął gaz do dechy.

Na szczęście godziny szczytu w Paryżu już minęły, dlatego faktycznie, udało im się zaparkować pod kamienicą, w której mieszkali państwo Lahiffe dokładnie pięć minut później.

Alya otworzyła im drzwi w szlafroku, przytuliła swoją chrześnicę, która zaraz pobiegła w stronę Nino, grającego właśnie na konsoli w ulubioną grę Emmy - "Pingwinka". Kobieta spojrzała pytająco na blondyna, na co on odpowiedział niemal bezgłośnie:

— Marinette ma kłopoty, muszę do niej jechać. Proszę, zajmij się Emmą. Naprawdę, ona nie powinna jej widzieć w takim stanie — rzucił zdenerwowanym tonem.

Mulatka nie odpowiedziała nic, tylko pokiwała głową w geście zrozumienia i odezwała się do blondyneczki.

— Kocurku, strasznie się z wujkiem za tobą stęskniliśmy! Mamy dziś zamiar pograć w Pingwinka i zamówić pizzę na wieczór. Może dałabyś się namówić na małą imprezkę piżamową, co ty na to?

Dziewczynka zaklaskała w dłonei z zachwytu i natychmiast zajęła się negocjowaniem z Nino smaku pizzy, jaką mieli zamówić. Po chwili spojrzała na Adriena i mocno go przytuliła.

— Kocham cię wujku. Jedź już, czuję, że mamusia jest bardzo smutna — stwierdziła z troską, przytulając do siebie mocno czarnego, pluszowego kotka. — Musisz ją przytulić. I daj jej czekoladkę. I lody. Mamusia lubi jeść lody, kiedy jest smutna.

Adrien objął dziewczynkę mocno i pocałował czubek jej jasnowłosej główki, zastanawiając się, jak ta mała istotka to robi, że potrafi czytać z ludzi, jak z otwartej księgi. Pożegnał się również z przyjaciółmi, wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon, w stronę biurowca.

Gdy wbiegł zdyszany do pracowni Marinette, to co zobaczył, sprawiło, że jego serce na dobre parę chwil przestało całkowicie bić. Pomieszczenie wyglądało tak, jakby przeszedł przez nie tajfun. Projekty prac leżały pogniecione i podarte na podłodze. W kącie leżały odłamki szkła z rozbitej szklanki. Nigdzie nie było jednak Marinette. W końcu Adrien zauważył w przeciwległym kącie biura, parę świecących, zielonych oczu wpatrujących się w niego w ciszy.

— Lepiej jej nie denerwować — odezwało się kwami — ta dziewczyna potrafi siać większe zniszczenie niż mój kotaklizm, kiedy ktoś jej podpadnie.

Adrien poczuł, jak w jego żołądku nagle pojawił się ciężki kamień. Kamień ciążył mu tak mocno, że nie mógł ruszyć się z miejsca. Kwami podleciało do niego, w ten sposób, że znalazło się na wysokości jego wzroku.

— Plagg... — szepnął łamiącym się od wzruszenia głosem.

— Cieszę się, że mnie jeszcze pamiętasz. Skoro uprzejmości mamy za sobą, mam bardzo ważne pytanie. Masz może kawałek sera w zanadrzu? — spytał ze śmiertelną powagą. — Przez ostatnie dwa tygodnie mieszkałem w piekarni. Oczywiście, najadłem się pysznych, chrupiących bagietek, pachnących croissantów, ale to nie to samo, co dojrzały camembert! — mówiąc to, kwami oblizało się po pyszczku, natomiast Adrien, chwycił stworzonko w ręce i przytulił do swojego policzka.

— Tęskniłem za tobą żarłoku. Więc... opiekujesz się moją córką? — spytał.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteście do siebie podobni. Jeżeli ta mała ma w sobie coś z matki, to tylko piegi na nosie i tendencje do oglądania anime z lat 90-tych po nocach — odparł nonszalancko.

Słysząc te słowa, blondyn mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie. Po chwili jednak, uzmysłowił sobie, po co tu wrócił. Zaczął nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, gdy nagle zauważył otwarte na oścież okno.

— Dawno tego nie robiła. Odkąd urodziła się młoda, Marinette nie nosiła kolczyków. Jeśli chcesz ją jeszcze złapać, chyba musisz przeprosić się ze starym kumplem. Znając tę beznadziejną romantyczkę, na pewno siedzi na szczycie wieży Eiffla i rozczula się nad swoim marnym żywotem. A mówiłem jej sto razy – zamiast facetów, zacznij interesować się serem. Wyjdzie ci na zdrowie. Nie słuchała, więc ma za swoje. No cóż...

Kwami zniknęło na chwilę w plecaczku w kropki, po czym pojawiło się ponownie, trzymając w łapkach pierścień.

Adrien momentalnie założył go na palec i poczuł, jak jego ciało przeszedł przyjemny prąd. Zniknęło uczucie, które towarzyszyło mu przez ostatnie lata, uczucie bycia niekompletnym. Gdy wypowiadał słowa transformacji, poczuł, jak wypełnia go entuzjazm, którego nie czuł od wieków.

Upewniając się, że nikt go nie zauważy, rozwinął swój kij i wyskakując przez okno, zniknął w mroku paryskiego wieczoru.

Gdy zbliżał się do szczytu wieży Eiffla, już wiedział, że Plagg miał rację. W blasku księżyca zobaczył znajomą postać. Taką samą, a jednak tak odmienioną. Wylądował bezszelestnie na tej samej wysokości, na której znajdowała się ona, jednak nie miał odwagi, by się z nią skonfrontować w tej postaci. Stanął więc z tyłu i obserwował jej nienaganną figurę, ubraną w kostium superbohaterki. Był nieco inny, niż ten, który zapamiętał. Miał na sobie więcej czarnych elementów. Jej ciemne włosy były związane w wysoki kucyk na czubku głowy i przewiązany czerwoną wstążką. Zupełnie jak tego dnia, kiedy zobaczył ją na placu zabaw, po powrocie z USA. Stała na krawędzi, a po jej masce spływały łzy. Wyglądała pięknie i zmysłowo, a jednocześnie była tak krucha, jak gdyby miała się rozpaść pod wpływem jego dotyku.  Adrien miał ochotę podejść do niej, przytulić, pocieszyć. Jednak nie mógł tego zrobić. Nie w tej chwili.

Stał tak i podziwiał oświetloną blaskiem księżyca postać jeszcze dłuższą chwilę, nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku, nie sprawiając najdrobniejszego szelestu.
Gdy już miał zamiar powoli się oddalać, jego serce na ułamek sekundy zatrzymało się, kiedy Biedronka niespodziewanie uśmiechnęła się smutno, po czym powiedziała, nie zaszczycając go spojrzeniem:

— Tak myślałam, że się tu spotkamy, Chat.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiOn viuen les histories. Descobreix ara