17:08.
Przyjdzie na pewno. Przecież dobrze wiedział, że Marinette Dupain–Cheng jeszcze nigdy w życiu nie dotarła nigdzie na czas. Na pewno wybiegła z domu na ostatnią chwilę, a na końcu nie mogąc znaleźć klucza, żeby zamknąć mieszkanie, musiała wysypać całą zawartość swojej torebki na wycieraczkę. Potem znalazła w niej jakiś bibelot, którego szukała przez ostatnie pół roku i zaczęła się zastanawiać nad tym, jakim cudem ten przedmiot mógł się tam znaleźć.
Gitarzysta wystukiwał równy rytm swoimi długimi palcami, niemal całkowicie pokrytymi odciskami, powstały mi wskutek szarpania strun swojego ukochanego instrumentu. Jeżeli na tym świecie było coś, co Luka Couffaine kochał bardziej od swojej gitary, to była to właśnie Marinette.
Marinette, która wpadła właśnie do kawiarni z impetem, potykając się o próg i w ostatniej chwili łapiąc się futryny drzwi, cudem uniknęła upadku.
— Uważaj, Nettie. Nosisz pod sercem swój słodki ciężar, powinnaś być nieco ostrożniejsza — powiedział, wstając z krzesła. Uśmiechnął się łagodnie i odebrał od niej pudrowo różowy płaszcz.
— Staram się jak mogę, ale z moją wrodzoną gracją ciężko jest toczyć walkę — odparła, wzruszając ramionami.
Odwzajemniła uśmiech i usiadła na krzesło, odsunięte przez bruneta. Splotła dłonie, opierając na nich swój podbródek i wpatrywała się wyczekująco w stalowe tęczówki.
— Napijesz się czegoś? Może jesteś głodna?— spytał, podając jej kartę.
— Żartujesz? Oczywiście, że jestem głodna. Przecież jestem w ciąży! Już zapomniałeś, ile byłam w stanie pochłonąć poprzednim razem? — zażartowała, składając dopiero co przybyłej kelnerce obszerne zamówienie.
— Oczywiście, że pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć? — zamyślił się na moment, jednak zaraz dodał. — Bardzo ładnie wyglądasz. Ciąża ci służy tak jak poprzednio. Znasz już płeć?
Silił się na obojętny ton głosu, jednak Marinette znała go dobrze. Zbyt dobrze. Potrafiła wyczuć w tym głosie sporą dawkę rozżalenia.
— To chłopcy — odparła, wbijając widelczyk w podwójny kawałek sernika.
— Chłopcy? — powtórzył zdziwiony.
— Bliźnięta.
— Wow, Agreste ma niezły celownik. Gratuluję, to... wspaniała wiadomość — mruknął cicho, rozkruszając swój kawałek ciasta na drobne.
— Luka, do rzeczy. Chciałeś porozmawiać, więc jestem. Nie mam zbyt wiele czasu. O 18:30 muszę odebrać Emmę z zajęć karate, więc jeśli mógłbyś...
— Zapisałaś Emmę na karate? — zapytał zszokowany. — Zawsze byłaś temu przeciwna. Mówiłaś, że to nie jest sport dla małych dziewczynek i starałaś się ze wszystkich sił przekonać ją, żeby chodziła na balet.
Uniósł delikatnie kąciki ust, przypominając sobie ich odwieczne dyskusj na ten temat. Dobrze pamiętał, jak dziewczynka obwiązywała się jego paskiem od szlafroka, udając, że zdobyła czarny pas i trenowała różne ciosy tak skutecznie, że kilka razy zdarzyło jej się stłuc ulubione rzeczy swojej mamy.
— Adrien mnie przekonał. Uważa, że to kształtuje charakter, a kobieta powinna umieć się obronić. W sumie ma rację. Jakiś czas temu, samej przydałaby mi się lekcja samoobrony, kiedy spotkałam w parku kilku podłych typów. Zresztą, w rodzinie Adriena od zawsze było to zamiłowanie do sztuk walki — przewróciła teatralnie oczami. — Felix również trenował karate, Adrien jest szermierzem. To zdecydowanie geny ze strony rodziny Graham de Vanily odezwały się w naszej córce.
YOU ARE READING
Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwi
FanfictionNoc, która splecie ich losy nierozerwalną nicią przeznaczenia na zawsze. Marinette Dupain-Cheng, 24-letnia projektantka, pracująca w domu mody Gabriela Agresta, musi stawiać czoła niełatwemu zadaniu, jakim jest pogodzenie wymagającej pracy z samotny...