15.| Rodzina |

5.9K 441 151
                                    


— Drogie dzieci, jak dobrze wiecie, w tym tygodniu będziemy rozmawiać o zawodach. Przez cały tydzień będziecie zdobywać wiedzę na temat różnych zawodów, natomiast w piątek wasi rodzice zostaną zaproszeni do przedszkola i opowiedzą troszkę o swojej pracy. To doskonała okazja, żebyście dowiedzieli się czegoś nowego na temat pracy waszych rodziców — oznajmiła pani Matthieu, omiatając spojrzeniem grupkę swoich rozemocjonowanych podopiecznych i obdarzając ich ciepłym uśmiechem.

Emma siedziała na dywanie po turecku, lecz myślami była zupełnie gdzieś indziej. Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej. Nawet nie zauważyła, że nauczycielka skończyła już zajęcia i inne dzieci poszły już się bawić, a ona została na dywanie jako jedyna. Widząc to, pani Matthieu podeszła do niej i kucnęła przed nią tak, by znaleźć się na wysokości jej wzroku.

— Emmo, kochanie, czy wszystko dobrze? Dlaczego nie poszłaś bawić się z innymi dziećmi? Stało się coś? — spytała z troską.

Dziewczynka podniosła swój nieobecny wzrok na nauczycielkę i nieśpiesznym ruchem wstała z dywanu.

— Nie proszę pani, nic się nie stało. Pójdę po kartkę, chciałabym narysować obrazek dla mojego wujka, Adriena — odparła markotnie i poczłapała w stronę półki z kredkami.
Nauczycielka odprowadziła ją wzrokiem i uznała, że czeka ją poważna rozmowa z mamą jej podopiecznej.

Emma skierowała się do ostatniego stoliczka na sali, który znajdował się w kącie, tuż pod oknem. Usiadła tam samotnie i zaczęła bazgrolić dziecięcymi ruchami rączki coś, co przypominało domek oraz trzy uśmiechnięte postacie, trzymające się za ręce. Gdy już miała zabierać się za kolorowanie, usłyszała za swoimi plecami rozmowę swoich koleżanek z grupy.

— Pójdę zaprosić Emmę do zabawy. Jest chyba smutna — powiedziała jedna z dziewczynek, bawiących się lalkami.

— Jest smutna, bo jej rodzice nie przyjdą do przedszkola na dzień kariery. Znowu — odparła dziewczynka w dwóch, ciemnych warkoczykach.

— Dlaczego?

— Przecież jej mama nigdy nie ma dla niej czasu. Zawsze jest w pracy. Nie widzisz, że zawsze przychodzą po nią dziadkowie albo jakieś ciocie i wujkowie? — odparł rudowłosy chłopiec, w jeansowych ogrodniczkach.

— A może jej tata przyjdzie? — spytała z nadzieją jasnowłosa dziewczynka, która wcześniej chciała się bawić z Emmą.

— Emma nie ma taty.

— Jak można nie mieć taty?

— Moja mama mówiła, że miała tatę, ale uciekł, bo jej nie chciał — odpowiedziała z chytrym uśmiechem ciemnowłosa dziewczynka w dwóch warkoczykach. — To dlatego, że Emma jest dziwna. Ciągle gada tylko o Czarnym Kocie. Pewnie dlatego jej tata jej nie kocha i poszedł sobie.

Te wszystkie okropne słowa, to było zbyt wiele dla małego serduszka Emmy. Dziewczynka nie wytrzymała i poczuła, jak po jej buźce, zaczęły spływać duże łezki, kapiąc na obrazek i rozmazując go.

W tym momencie, w drzwiach sali "Biedronek" stanął Adrien, wzbudzając krótkie westchnienie u wszystkich trzech nauczycielek znajdujących się na sali.

— Panie Agreste, cóż za niespodzianka. W czym możemy pomóc? — spytała z przesadną słodyczą w głosie jedna z opiekunek.

— Przyszedłem tu, po pewną młodą damę – Emmę Dupain-Cheng. Jej mama dzwoniła dziś rano i uprzedzała, że odbierze ją wujek, zgadza się? — odparł równie przesłodzonym tonem były model.

— Oczywiście, Panie Agreste. Proszę wybaczyć, po prostu nie spodziewałyśmy się, że to pan jest tym wujkiem — odparła zmieszana. — Emmo, kochanie! Ktoś po ciebie.

Widząc swoją córeczkę, siedzącą samą jak palec w kącie, ocierającą nieporadnie rękawkiem zielonego sweterka, czerwone od płaczu oczka, Adrien poczuł, jak jego serce zatrzymuje się. Zazwyczaj Emma zrywała się pędem w jego objęcia, gdy tylko go widziała, tym razem jednak niechętnie wstała, zasunęła za sobą krzesełko i mijając go bez słowa, wyszła do szatni i zaczęła zakładać buciki.

Pani Matthieu podeszła do Adriena i dyskretnie szepnęła w jego stronę:

— Proszę przekazać pannie Dupain-Cheng, że proszę o pilny kontakt. Chciałabym porozmawiać z nią na temat ostatniego zachowania Emmy.

— Oczywiście, przekażę, ale co się dzieje? Widzę, że zachowuje się zupełnie jak nie ona... — spytał z troską, nie spuszczając wzroku z dziewczynki.

— Proszę mi wybaczyć panie Agreste, ale nie jest pan rodzicem, ani prawnym opiekunem, więc nie mogę udzielać panu informacji o dziecku. To niezgodne z regulaminem przedszkola. Przykro mi — odparła wychowawczyni.

Zabolało. Przecież Emma była jego dzieckiem i nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Przez durną biurokrację nie mógł dowiedzieć się, co się stało jego córce.

Pomógł zapiąć dziewczynce kurtkę, założył jej czapkę i szalik, chwycił ją za rączkę i gdy tylko wyszli z przedszkola, skierował się w stronę parku.

— Nie jedziemy do mamy? — zapytała, patrząc niepewnie w stronę zaparkowanego przed budynkiem przedszkola czarnego audi, w którym widziała zamontowany fotelik.

— Najpierw, chciałbym cię zabrać na krótki spacer. Jadłaś obiadek w przedszkolu kocurku?

— Nie jadłam — odpowiedziała zgodnie z prawdą.

— Pewnie było coś niejadalnego, hmm? Pieczona ryba? Wiem, że nie znosisz ryb, tak samo jak ja — stwierdził z serdecznym uśmiechem Adrien.

— Spaghetti — odparła ponuro, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.

Adrien spojrzał na córeczkę zaniepokojony, po czym zaprowadził ją na najbliższą ławkę. Gdy usiedli, spojrzał na pognieciony kawałek papieru, który Emma cały czas ściskała w rączkach.

— Przecież ty uwielbiasz spaghetti. Co się stało, skarbie? Coś cię boli? Źle się czujesz? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Jestem świetny w dotrzymywaniu obietnic! — mówiąc to, puścił do niej oczko, a dziewczynka poczuła, że po jej zadartym, piegowatym nosku spływa kolejna łezka.

— Dzieci się ze mnie śmieją, bo nie mam taty. Słyszałam dzisiaj, jak mówili, że mój tata mnie nie kocha i dlatego sobie od nas poszedł. Powiedzieli też, że jestem dziwna — wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, kopiąc w trawę, znajdującą się pod ławką.

Adrien pobladł. Momentalnie wziął dziewczynkę na kolana i mocno przytulił do siebie, a ona rozpłakała się na dobre. Gładził ją, po błękitnej czapeczce i czuł, jak jego czarna bluza zaczyna robić się mokra od dziecięcych łez.

— Kocurku, to nie prawda. Wierzysz w te bzdury?

— To prawda wujku! Mój tata mnie nie chciał i dlatego sobie od nas poszedł. Nawet nie chciał mnie poznać, bo wiedział, jaka będę beznadziejna. Teraz tata Luka też sobie od nas poszedł i już nie kocha mnie i mamusi. Ty też sobie od nas pójdziesz. Moja mamusia jest ciągle taka smutna. Kiedy myśli, że ja już śpię, to słyszę jak płacze w nocy. Chciałabym, żeby moja mamusia była taka uśmiechnięta jak mamy innych dzieci — łkała, wtulona w Adriena. — Chciałabym, żeby tatuś nas kochał i był z nami. Ten prawdziwy tatuś, mój tatuś. Chciałabym być jego córeczką i żeby był ze mnie dumny. Żeby przyszedł do przedszkola na dzień kariery. Chciałabym, żeby tatuś też zarabiał pieniążki, żeby mamusia nie musiała tak długo pracować, żeby mi kupować różne rzeczy.

Adrien nawet nie zorientował się, kiedy zaczął płakać razem z Emmą. Wtulił swoją twarz, w jej szarą kurteczkę, a łzy same cisnęły mu się do oczu, słysząc ile żalu nosiła w sercu jego córka. Ta mała istotka, zawsze taka wesoła, radosna, zarażająca wszystkich swoim wrodzonym optymizmem, w końcu pękła, a razem z nią, pękło serce Adriena.

— Dlaczego płaczesz wujku? Ciebie też zasmuciłam? Tak jak mamusię? — spytała łamiącym się głosem. — Nie chcę, żeby wszyscy byli przeze mnie smutni. Chciałabym, żeby było jak na moim obrazku...

Mówiąc to, podała Adrienowi, już kompletnie pogniecioną kulkę papieru, którą cały czas trzymała kurczowo w rączkach. Gdy mężczyzna ją rozwinął, z jego oczu popłynęły kolejne łzy. Na obrazku był narysowany dom rodzinny Adriena, a przed domem stały trzy uśmiechnięte od ucha do ucha postaci. W środku stała najmniejsza z nich, trzymając za obie ręce dwie duże postaci. Pod uśmiechniętymi ludzikami widniały kolejno podpisy: "MAMA MARI", "EMMA", "TATA ADRIEN".

— Tak bardzo chciałbym spełnić twoje marzenie kochanie. Tak bardzo chciałbym, żebyśmy wszyscy byli tacy szczęśliwi jak na twoim obrazku. Nawet nie wiesz, jak bardzo marzę o tym, żeby stać się twoim tatą. Kocham cię i kocham twoją mamusię Emmo — wyznał, wpatrując się w obrazek. — Nie wiem, czy mogę ci obiecać, że staniemy się prawdziwą rodziną. Bardzo bym tego chciał, ale nie mogę ci tego obiecać kocurku. Wiedz jednak, że zrobię wszystko, żeby twoja mama też mnie pokochała, a wtedy zajmę się wami i już nigdy was nie opuszczę.

Dziewczynka, słysząc te słowa, popatrzyła na niego swoimi wielkimi, zielonymi oczami i objęła go rączkami jeszcze mocniej niż do tej pory.

— Wiem wujku. Mamusia też cię mocno kocha, czuję to. Zawsze jest smutna, ale nie jak jesteśmy z tobą. Wtedy się uśmiecha i jest wesoła. To będzie nasza tajemnica, dobrze? — spytała już wyraźnie spokojniejsza.

— Umowa stoi. To co, idziemy na pizzę?

— Z podwójnym camembertem! — odparła pogodnym tonem.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz