33. | Jestem tu, Księżniczko |

5.9K 437 87
                                    

Adrien opierał się w otwartych drzwiach sali szpitalnej i przyglądał się całej scenie z delikatnym uśmiechem na ustach. Nigdy nie miał najlepszych relacji z ojcem, jednak ten widok sprawił, że poczuł, jak po jego sercu rozlewa się przyjemne ciepło. Gabriel bez wątpienia stracił głowę dla Emmy. Zresztą, Adrien musiał przyznać, że nie znał nikogo, kto nie miałby słabości do jego cudownej, przesłodkiej córeczki. Wszedł bezszelestnie do pomieszczenia, trzymając w rękach zieloną, papierową torebkę, po czym usiadł na brzegu łóżka i pocałował dziewczynkę w czółko.

— Tak się cieszę, że nic ci nie jest moja mała księżniczko. Strasznie się o ciebie martwiłem.

— Tatusiu, dziadzio Gabriel siedział tu ze mną, żeby nie było mi smutno i opowiadał mi o babci Emilie! Chciałabym, żeby mamusia już wyzdrowiała... Może wtedy zgodzi się, żebyśmy wrócili do domku, do Paryża. Chciałabym znowu tam mieszkać... Miałabym blisko dziadka Gabriela i dziadka Toma i babcię Sabine. No i przede wszystkim ciebie tatusiu i tatę Lukę. Tutaj nie mam się z kim bawić i ciągle pada deszcz... — westchnęła, kręcąc w paluszkach rurką od kroplówki.

Adrien uśmiechnął się smutno i pogłaskał kciukiem jej pokaleczoną od igieł rączkę.

— Zobaczysz kotuś, jak tylko mama wyzdrowieje, zabiorę was stąd. Wrócimy do domku i zamieszkacie ze mną. Będziesz miała swój nowy pokój, może nawet, jeśli mama się zgodzi, kupimy ci chomika i damy mu na imię...

— Proszę wybaczyć, ale na dzisiaj wystarczy odwiedzin. Emma musi odpoczywać. Zapraszam panów jutro, w porze odwiedzin — głos pielęgniarki, która wcześniej zaprowadziła Gabriela na salę, był nieprzejednany i żaden z mężczyzn nie chciał wchodzić z nią w dyskusję.

— Oczywiście. Proszę, kocurku. Kupiłem ci kilka kolorowanek i kredki, żeby ci się nie nudziło. Przyjdę jutro z samego rana, obiecuję — zapewnił, składając na jej główce czuły pocałunek. — Bardzo cię kocham, moja mała księżniczko.

Emma pomachała Adrienowi i Gabrielowi uśmiechając się od ucha do ucha, po czym wyciągnęła z papierowej torebki prezenty od Adriena i ułożyła je na stoliczku obok łóżka. Już miała zabrać się za kolorowanie, jednak przypomniała sobie coś bardzo ważnego. Odsunęła kołdrę i uklękła nieporadnie na twardym materacu szpitalnego łóżka. Złożyła razem dłonie, co było trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę rurkę kroplówki, która plątała się z każdym ruchem jej rączki. Gdy w końcu znalazła dogodną pozycję, wyszeptała:

— Kochana babciu Emilie, jestem Emma, córeczka taty Adriena i mamy Marinette. Wiem, że mnie widzisz i na pewno pilnujesz. Szkoda, że nie mogę cię przytulić tak, jak dziadzia Gabriela. On chyba bardzo za tobą tęskni i tatuś też. Nie chcę, żeby mój tatuś był smutny. Wiesz babciu... tatuś mocno kocha mnie i moją mamusię. Chciałabym, żeby ona wyzdrowiała. Żeby tatuś mógł nas zabrać z powrotem do domku i żebyśmy mogli razem mieszkać. Nigdy nie miałam takiego prawdziwego taty, ale wiem, że mój jest najlepszy na świecie i nie chcę, żeby się znowu smucił. Boję się o mamusię. Bardzo ją kocham i nie chcę, żeby poszła do aniołków. Bardzo bym za nią tęskniła... Wiem, że to ty przysłałaś po mnie Czarnego Kota. Proszę babciu, pomóż mojej mamusi...

Po skończonym monologu dziewczynka wyjrzała przez małe okienko znajdujące się tuż za jej łóżkiem i z zapartym tchem obserwowała, jak pojedyncze piórko o niespotykanym, błękitnym kolorze zawirowało na wietrze idealnie na wysokości jej twarzy, tylko po to, by w ułamku sekundy dosłownie rozpłynąć się w powietrzu.

***

Adrien przyniósł ze szpitalnego automatu dwa plastikowe kubki z kawą i wręczył jeden z nich swojemu ojcu, po czym oparł się o chłodną ścianę poczekalni. Starszy z mężczyzn rozsiadł się na niewygodnym fotelu, po czym wziął jeden łyk gorącego napoju i popatrzył na syna spod szkieł okularów.

— Jesteś bardzo dobrym ojcem, Adrienie. Emma przepada za tobą. Jest rozkosznym dzieckiem. Powinieneś być z niej dumny.

— Jestem z niej bardzo dumny, tato, ale to, jaka jest, to nie moja zasługa. To dzięki Marinette, Emma jest tak cudownym dzieckiem. Pomimo tego, że wychowywała się bez mojej obecności, zawsze była otoczona miłością i dzięki temu, teraz sama potrafi dzielić się tą miłością z innymi.

— Właśnie o tym mówię. Ma twój charakter. Pomimo tego, że ja zawsze byłem... zdystansowany, ty i tak wyrosłeś na wrażliwego i ciepłego człowieka. Wychowywałeś się bez ojca tak jak twoja córka.

— Ale teraz już jestem przy niej i nigdy jej nie opuszczę. Mam nadzieję, że Marinette pewnego dnia wybaczy mi moje błędy i będziemy razem. Jeśli jednak tak się nie stanie...

— Stanie się — uciął szybko, nie chcąc, by jego syn się zadręczał. — Marinette to dobra dziewczyna, ma ogromne serce. Wróżę wam szczęśliwy związek, synu. Cieszę się, że czeka cię dobre życie u jej boku. Teraz trzymajmy kciuki, żeby wyszła z tego cało.

— Masz rację, tato...

Adrien oraz Gabriel byli stałymi bywalcami Emmy. Przez cały dzień, w godzinach odwiedzin, dziewczynka zawsze miała towarzystwo. W dodatku, z Paryża przylecieli Tom i Sabine, co sprawiło dziewczynce ogromną radość.

Od wypadku minęło już 8 dni i Emma mogła w końcu opuścić szpital. Choć Adrien chciał zabrać ją ze sobą, rodzice Marinette zgodnie uznali, że zabiorą dziewczynkę do Paryża, co będzie dla niej lepszym rozwiązaniem niż nocowanie na krześle w szpitalnej poczekalni. Nie mogli zostać w Londynie dłużej, ponieważ piekarnia nie mogła nie prosperować przez tak długi czas. Sama Emma zresztą z uśmiechem i ulgą przyjęła wiadomość, że może wrócić z dziadkami do Francji.

Adrien natomiast całe dnie spędzał przy łóżku Marinette. Tak było i tego sobotniego popołudnia, kiedy siedział na brzegu łóżka i trzymał jej dłoń w swojej ręce, przyciskając ją do swojego policzka.

— Księżniczko, proszę, obudź się już. Potrzebujemy cię. Ja, Emma, twoi rodzice. Wszyscy za tobą tęsknimy. Tak bardzo chciałbym, żeby nasze życie było normalne, tak jak przed tym całym bałaganem... — westchnął cicho, całując wierzch jej sinej dłoni. — Chciałbym znów zabrać was do wesołego miasteczka i do kina... Kiedy wyzdrowiejesz, pojedziemy razem nad morze. Ja, ty, Emma i junior. Lekarze mówią, że go nie straciliśmy, choć nie wiadomo czy rozwija się prawidłowo przez to wszystko... Codziennie modlę się o to, żeby ten koszmar się skończył. Żebyś ty do nas wróciła, żeby nasze dziecko urodziło się zdrowe. Żebyśmy mogli być normalną rodziną. Wiesz Księżniczko, kiedy już do nas wrócisz, poproszę cię o rękę i już nie pozwolę, żeby ktoś zniszczył nasze plany. Jeśli się zgodzisz, urządzimy takie wesele, o jakim będziesz marzyć. Na pewno sama zaprojektujesz swoją suknię ślubną, a Emma poniesie nam obrączki na najbardziej zielonej poduszeczce, jaką tylko znajdziemy. Potem urodzi się nasz synek albo druga córeczka i będziemy szczęśliwą rodziną.

Kocham Cię, Kropeczko.

Kropeczko?

Blondyn poczuł, jak dłoń, którą przyciskał do swojej twarzy, delikatnie drgnęła. Spojrzał na jej twarz i zauważył, że jej powieki zaczynają się delikatnie poruszać, tak, jakby z wielkim wysiłkiem próbowała je otworzyć.

— Halo?! Doktorze? Marinette się budzi! — krzyknął, wybiegając z impetem na korytarz. Nawoływał lekarza, potykając się przy tym o własne nogi.

Gdy tylko doktor Byrne wbiegł do sali, natychmiast wyciągnął z kieszeni fartucha niewielką, srebrną latarkę, którą poświecił najpierw w prawe, potem w lewe oko Marinette.

— Halo? Panno Dupain-Cheng? Budzimy się. Halo? Marinette, czy mnie słyszysz? Jeśli mnie słyszysz, skiń proszę głową.

— Aa- Ad...

— Marinette! Doktorze, ona mnie woła! Marinette, jestem tu przy tobie, jestem tu! — zawołał i natychmiast ujmując jej twarz w dłonie, złożył na jej ustach krótki pocałunek. Po chwili fiołkowe oczy otworzyły się, a dziewczyna wyciągnęła w jego stronę prawie bezwładną rękę. Adrien natychmiast chwycił jej dłoń i zaczął składać na niej niezliczoną ilość krótkich pocałunków.

— Ad... rien.

— Jestem tu, Księżniczko. Tak się cieszę, że się obudziłaś. Boże, tak bardzo się cieszę! — jęknął, przyciskając jej dłoń jeszcze mocniej do swojej mokrej od łez twarzy.

— Panie Agreste, muszę ją zabrać na badania. Musimy sprawdzić wszystkie funkcje życiowe. Wykonamy badanie USG, podepniemy KTG i sprawdzimy stan płodu, a potem zastanowimy się nad dalszym leczeniem. Proszę być dobrej myśli.

Gdy doktor przesunął nieco łóżko Marinette, by zawieść ją na salę obserwacji, blondyn zobaczył, że ukochana uśmiechnęła się do niego słabo i szepnęła coś, co dla lekarza na pewno było jakimś niezrozumiałym mruknięciem, jednak on słyszał to dokładnie i wyraźnie.

— Kocham Cię, Kocie.

Trylogia szczęścia część 2: Kiedyś będziemy szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz