Rozdział II: Nowe horyzonty. część pierwsza

65 7 21
                                    


Z rana słońce grzało niesamowicie. Było ciepło, wręcz za ciepło.

- Zgaście to słońce~~ - wymruczałam. Po chwili jednak doznałam szoku i szybko wstałam. Jak się okazało, kochana Leila oblała mnie wodą. Oczywiście jako pierwsza zwiedziła statek i znalazła wiadro, którym to zrobiła. Byłam przemoczona do suchej nitki. – Dzięki – mruknęłam do niej, po czym czekałam na słońcu aż wyschnę.

- Pomóc?- spytał przechodzący obok mnie Leo, po czym kucnął przy mnie. Wyciągnął do mnie ręce, a mnie zaczęły otaczać jego płomienie. Nie parzyły mnie, były miło ciepłe w odczuciu. Po chwili byłam już sucha. Jednak te jego płomienie są przydatne. Zauważyłam też u niego, że często bije od niego ciepło, które da się z daleka odczuć, tak jakby płonął. Chyba, że to ja mam tylko takie odczucie, no nic. Taki przenośny grzejniczek z niego ^^.

- Sprawdziliście już statek? –spytałam

- Tak, wystarczy jeszcze zanieść te zapasy na statek i możemy wyruszać – odpowiedział Nero, jednocześnie wskazując na kilka skrzyń, pełnych owoców i mięsa, które zapewnie upolowali.

- No to chodźmy – powiedziała przede mną Leila – Nie traćmy czasu .

Będąc już na statku sama go trochę zwiedziłam. Zauważyłam, że statek był całkiem nowoczesny, podobnie jak u Słomianych Kapeluszy i w miarę duży. Miał całkiem sporo pomieszczeń. Na pierwszy ogień poszła oczywiście kuchnia, połączona z jadalnią, gdzie był duży stół, a przy ścianie stała kanapa. Kolejnym pomieszczeniem była siłownia, gdzie mnie zbytnio nie spotkają, bo za leniwa jestem. Następnie kajuty, ale same męskie i całkiem duże. Było ich 7. No nic, wybiorę później swoją kajutę. Potem zaszłam chyba do jakiegoś pokoju medycznego, bo wszystko białe i to typowe łóżko lekarskie, a także zestaw małego chemika chyba .... Aż mnie ciarki przeszły.... Nie przepadam za medycyną, a jak mam się zbadać, to uciekam gdzie pieprz rośnie. Żaden szaman, znaczy się... lekarz, mnie nie dorwie... A sądząc po tym zestawie chemicznym, to prędzej szalony naukowiec.

Ładownie były pełne, widać, że nazbierali dość sporo zapasów. Pokład był obrośnięty sztuczną trawą, przez co dawało fajny efekt. Zostało mi już tylko bocianie gniazdo. Spojrzałam w górę. To nie było takie zwykłe bocianie gniazdo, wyglądało raczej jak mały domek na drzewie. Po chwili namysłu zaczęłam się wspinać po drabince na górę. Mogłam wybrać schodki specjalne, które owijały się wokół masztu, ale nie było by ryzyka.

- Tylko nie spadnij! – usłyszałam Leilę z dołu. W końcu doszłam na szczyt i zobaczyłam bibliotekę, w której był stół, a na nim mapy oraz Log Pose. Wskazywał w trzy kierunki, to znaczy, że jesteśmy na Nowym Świecie, ciekawe czy spotkamy Słomkowych Kapeluszy, Lawa, w jakim momencie i gdzie.. Sufit był w kształcie kopuły, a okna były wysokie, przez co widać było każdy kierunek. Obok jednego z nich leżała luneta, więc podeszłam do niej i otworzyłam okno, po czym spojrzałam przez nią. Niczego nie było widać na horyzoncie, lipa.

Nagle mnie olśniło. Odłożyłam lunetę i szybko biegłam ku wyjściu, a raczej zejściu.

- Leo! – krzyknęłam i skoczyłam na dół, jak assassin skaczący z najwyższego punktu w siano czy w liście. Na szczęście czekał już na dole i mnie złapał. Dobrze, że był niedaleko, bo mogło być po mnie – Dzięki – posłałam mu uśmiech, a on tylko westchnął i odstawił mnie na ziemię. – Kochani, bo jest mały problem – powiedziałam na tyle głośno, by wszyscy mnie usłyszeli. – Pływał ktoś kiedyś statkiem i umiałby prowadzić, jeżeli tak to ujmę? – zapytałam. Brak odpowiedzi. – Nikt się tego nie podejmie?

- Ja mogę spróbować, mam dobrą orientację w terenie, więc powinnam dać radę – powiedziała Leila

- Ja się tym zajmę. Za to ty możesz być strategiem i zajmować się mapami, wraz ze mną. A wy chłopaki będziecie gotować? – zapytałam

Łowcy i nowy światWhere stories live. Discover now