Rozdział 62

473 43 10
                                    


– Jesteś gotowa? – usłyszałam, oglądając po raz ostatni wnętrze chaty.

Minął ponad tydzień od czasu rozmowy, w czasie której poprosiłam Lucyfera o kilka dodatkowych dni, by móc poukładać sobie wszystko w głowie. Niestety, dodatkowy czas niczego nie zmienił. Nadal czułam paraliżujący mnie strach i nadal zastanawiałam się, co powinnam powiedzieć swoim przyjaciołom. Doszły też do tego obawy o to, co się stanie jeśli nie przekonam ich, by dali Lucyferowi spokój. A na pewno, nie miało mi to przyjść łatwo. Ich tutaj nie było. Nie słyszeli tego wszystkiego, co powiedział mi Lucyfer i nie widzieli, jak zachowuje się, gdy nikt nie patrzy. Gdy nie czuje presji odgrywania roli, którą inni mu przypisali. Martwił mnie jednak jego wzrok, gdy mówił, że jeśli nic nie wskóram, on znajdzie sposób na to, by dopiąć swego. Wiele rzeczy ode mnie zależało i miałam już tego szczerze dosyć. Jednak co do jednego, miałam już absolutną pewność. Chciałam zakończyć życie, jakie dotychczas prowadziłam. Miałam dość magii, ratowania bliskich i samej siebie, w czym często ponosiłam porażki. Coś musiało się zmienić.

– Nie jestem gotowa, ale tkwienie tu, niczego mi nie da – odpowiedziałam.

Lucyfer skinął głową i zbliżył się do mnie, kładąc mi dłonie na ramionach.

– Wierzę, że ci się uda. Liczę na to, chyba nawet bardziej, niż ty – dodał, po czym mnie pocałował.

Gdy pocałunek się skończył, a ja otworzyłam oczy, nie byłam już w chacie. Stałam przed drzwiami własnego domu, a wokół mnie panował półmrok. Nie byłam pewna, czy nadchodzi noc, czy też dopiero zaczyna świtać i nie miałam też kluczy do domu, więc musiałam zapukać. Jednak najpierw nacisnęłam klamkę, która niestety nawet nie drgnęła. Chcąc nie chcąc, byłam zmuszona zapukać do drzwi i stanąć oko w oko z Klarą, którą miałam nadzieję zastać w środku, bo nie uśmiechało mi się wchodzenie do domu przez okno.

– Mogłeś podrzucić mnie kawałek dalej – rzuciłam pod nosem.

Słowa kierowałam do Lucyfera, którego ze mną nie było, ale liczyłam na to, że jakoś mnie usłyszy. W końcu, po kilku minutach zbierania odwagi, zapukałam do drzwi. Zrobiłam to za cicho, bo wewnątrz nic się nie stało. Po odczekaniu kilku minut, ponownie uderzyłam kilkukrotnie w drzwi, jednak tym razem, zrobiłam to dużo mocniej, przez co i dźwięk uderzeń był o wiele głośniejszy. To wywołało pożądany efekt, bo już po chwili w korytarzu zaświeciło się światło, a ja usłyszałam kroki na schodach.

– Kto tam? – to był głos mojej kuzynki.

Brzmiała, jakby była przerażona, więc od razu się odezwałam, chcąc ją uspokoić.

– Klara, to ja. Otwórz drzwi – rzuciłam.

Przez kilka sekund, wewnątrz panowała kompletna cisza, ale nie trwało długo, jak do moich uszu doleciał dźwięk otwieranego zamka. Chwilę później, drzwi się uchyliły i ujrzałam w nich zszokowaną twarz kuzynki.

– Wpuścisz mnie, czy będziemy rozmawiać przez szparę w drzwiach? – zażartowałam.

Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, jakby nadal nie mogła uwierzyć, że to ja stoję po drugiej stronie. Kiedy pierwszy szok minął, dziewczyna odsunęła się w bok, bym mogła wejść do środka. Kiedy drzwi się za nami zamknęły, Klara niepewnie dotknęła mojego ramienia.

– Ell, to naprawdę ty? Jak to się stało? Podobno Lucyfer uwięził cię w swoim świecie. Ariok mówił, że nikt nie jest w stanie ci pomóc... – wyrzucała.

– Ariok? Pomagał wam? – przerwałam jej, słysząc imię demona.

Zaskoczyło mnie to, bo uważałam, że Ariok nie zechce pomóc, by nie zdradzać się przed Lucyferem. Jednak, dziewczyna skinęła głową i pociągnęła mnie w kierunku kuchni, by następnie usadzić mnie przy stole i sięgnąć po dwa kieliszki. Nie byłam pewna, co planuje, dopóki nie postawiła przed nami butelki wina. Kiedy oba naczynia wypełniły się czerwonym płynem, a jeden z nich stanął tuż obok mnie, Klara usiadła i wpatrzyła się we mnie.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now