Rozdział 29

474 52 4
                                    


To co się działo, sprawiło że wszystko wokół mnie zaczęło wirować. Czułam wzrastającą we mnie adrenalinę i chęć do ucieczki. Jednocześnie w mojej głowie pojawił się obraz snu, który niedawno mnie nawiedził. Obraz snu, w którym Hakael pozwolił na to, by Lucyfer mnie zabił. Sceneria była nieco inna, ale ich dwoje razem... To działo się naprawdę.

Stałam przed nimi, niczym słup soli, nie wiedząc co zrobić. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, bo bałam się ich reakcji, a przede wszystkim, bałam się tego, co może stać się z bawiącymi się za mną ludźmi. Nie chcąc przedłużać milczenia, zebrałam się w sobie.

– Jak się wydostałeś?! Gdzie jest Ishtar?! To przecież niemożliwe! – wyrzucałam z siebie zdanie za zdaniem, przenosząc wzrok z Hakaela na Lucyfera i z powrotem.

Podskórnie czułam, że za wszystkim stoi Hakael i księga, którą mi ukradł. Nie rozumiałam tylko, jak tego dokonał, skoro rytuał który chcieliśmy wykorzystać, mógł być przeprowadzony jedynie w noc letniego przesilenia. Nie dane mi było jednak zastanawiać się nad wszystkim dłużej, bo moi towarzysze postanowili rozwiać moje wątpliwości.

– Widzisz, gdy jest się na powrót demonem, ma się dużo ciekawsze pomysły na rozwiązanie pewnych kwestii. Przerobiłem nieco rytuał, który znalazłaś i zaryzykowałem. Jak widać, zabieg okazał się skuteczny – oznajmił z wesołym uśmiechem Hakael.

Patrząc na jego roześmianą twarz, czułam jak wzrasta we mnie nienawiść. To on go uwolnił. Sprowadził znów na ten świat, wiedząc jak wyglądało to ostatnim razem. Przez to nie miałam już żadnych złudzeń co do tego, jakie zło tkwi w Hakaelu.

– A co z Ishtar? – zapytałam, chociaż bałam się jego odpowiedzi.

– Cóż... - zaczął Hakael, ale Lucyfer nie pozwolił mu dokończyć.

– Ishtar dostała to, na co zasłużyła. Zdradziła mnie kilka razy, więc ją ukarałem – jego rozbawiony ton wprawił mnie we wściekłość.

– Gdzie ona jest?! – syknęłam, zbliżając się do Lucyfera na odległość kilku centymetrów.

Ten ani myślał dać się zastraszać, łapiąc moją szyję w żelazny uścisk i przyciągając mnie do siebie.

– Nie prowokuj mnie wiedźmo! Ishtar nie żyje i za chwilę podzielisz jej los, jeśli... - urwał, bo zza moich pleców dobiegł nas czyjś głos.

– Ell?! – to był głos Luka.

Poczułam dreszcz na myśl o tym, że Luke mnie szuka i za chwilę zbliży się do nas na tyle, by zdać sobie sprawę z tego, co się tu dzieje. Słyszałam jego kroki, najpierw na drewnianych stopniach altany, a potem na żwirowym podjeździe. Zbliżał się ku nam, najwyraźniej nie dostrzegając nas jeszcze. W duchu modliłam się, by zawrócił zanim nas ujrzy. Tak też się stało, bo kątem oka widziałam, jak przystaje, by po chwili wrócić w stronę altany. Nieco zdziwił mnie fakt, że nas nie zauważył. Stał tyko kilkanaście metrów od nas, jednak światła było tu niewiele, więc trzeba było wytężyć wzrok, by móc dostrzec cokolwiek. Odetchnęłam z ulgą i zwróciłam twarz w kierunku moich towarzyszy.

– Czego chcecie?! Po co tu przybyliście?! – znów syknęłam, przyzywając w myślach Gabriela i Michała, bo tylko oni byli w stanie odczytać moje telepatyczne błagania.

Oczywiście, mogłam wezwać też mojego kota, ale on raczej nie przydałby mi się do niczego, poza wzbudzeniem fali śmiechu u nieproszonych gości.

– Chciałem się z tobą przywitać. Nie cieszysz się, że wróciłem? – sarkazm w głosie Lucyfera i uśmiech Hakaela działały na mnie, jak płachta na byka.

Testament: Ostateczne spotkanieHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin