Rozdział 21

567 68 10
                                    


Nie pozwoliłam, by panika odebrała mi możliwość racjonalnego myślenia, więc odsunęłam od siebie najgorsze scenariusze, jakie uformowały się w mojej głowie i postanowiłam działać. Uleczyłam kiedyś mamę Sam, więc i tym razem zamierzałam zrobić dokładnie to samo. Skupiłam się na tym, by ponownie zebrać moc. Nie ograniczałam się do jej ilości tylko pozwoliłam jej płynąć. Gdy czułam, że moja skóra wręcz płonie od jej nadmiaru, przystawiłam ręce do rany na brzuchy Klary. Dziewczyna straciła już przytomność i przestała się wiercić, co ułatwiło mi sprawę. Moc wypłynęła z moich dłoni, oplatając wciąż krwawiącą ranę. Skóra nie zabliźniła się od razu, tylko pozwoliła, by moja energia najpierw wpłynęła do środka rany. Trwało to dłuższą chwilę, a ja nie wiedziałam, czy faktycznie pomagam swojej kuzynce, przez co zaczęłam się niecierpliwić. W końcu jednak, blask mojej energii przygasł wewnątrz rozcięcia, a ja zauważyłam, że krew nie wypływa z niej już tak, jak wcześniej. Ponownie skupiłam się na przepływie mocy, która teraz otoczyła już rozszarpaną od ostrza skórę i zaczęła ją zabliźniać. Widok ten uspokoił mnie całkowicie, a gdy rana zamknęła się całkiem, adrenalina opuściła moje ciało, przez co poczułam ból na całym ciele. Zapewne spowodowany upadkiem w ciężkie, drewniane krzesła, w które wepchnął mnie Hakael. Chcąc jednak zająć myśli, przemyłam brzuch Klary, by usunąć z niego resztki krwi. Zimna woda spływająca po skórze ocuciła moją kuzynkę, która zerwała się na równe nogi, jak oparzona.

– Co się stało?! – wrzasnęła, rozglądając się na boki.

Ja jeszcze siedziałam na podłodze, lecz nie chcąc rozmawiać z Klarą w ten sposób, podniosłam się na równe nogi. Nie wiedziałam czy dziewczyna w ogóle pamięta, co właściwie się stało.

– Nie pamiętasz? – zaczęłam.

Klara skupiła wzrok na jakimś odległym punkcie, usiłując przypomnieć sobie wydarzenia z przed kilkunastu minut. Jej twarz powiedziała mi, że mimo wszystko pamięta to, co się stało. Upewniłam się w tym, gdy dziewczyna zadarła swoją bluzkę, łapiąc się za miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się rana zadana ostrzem.

– On mnie dźgnął... – wydukała, spoglądając na mnie z przerażeniem.

Westchnęłam i odrzuciłam na stół mokrą ściereczkę, którą przemywałam ciało Sam. Materiał z białego zmienił barwę na czerwoną, pod wpływem ilości krwi, jaka w niego wsiąkła.

– Wiem... – bąknęłam tylko, spuszczając wzrok.

– Ell, musimy stąd uciekać. On stał się niebezpieczny. Gdyby nie ty, pewnie już bym nie żyła. To już nie jest kiepski żart. On chciał mnie zabić – mówiła Klara, a ja czułam zbierające się pod powiekami łzy.

Nazajutrz patrzyłam, jak moja kuzynka pakuje walizki ze swoimi rzeczami do samochodu. Gdy zamknęła bagażnik podeszła do mnie, by po raz kolejny przekonać mnie, że powinnam z nią jechać.

– Nie, Klara. Zostanę tutaj. Moje miejsce jest przy nim, a przynajmniej czuję, że powinnam tu być – starałam się wyjaśnić, jednak moja kuzynka nie wydawała się być przekonana.

– Boję się o ciebie. On jest niebezpieczny. A jeśli wróci i będzie chciał zrobić ci krzywdę? – przekonywała, jednak ja pozostałam niewzruszona.

– Będzie, co ma być. Chcę tu zostać i zobaczyć, co będzie dalej. Nie możemy przecież opuścić go wszyscy, bo dopiero wtedy może stać się coś złego. Poza tym, ja go kocham i nie mogę zostawić go tak po prostu – tłumaczyłam.

Klara westchnęła i pokręciła głową.

– Nie przekonam cię? – zapytała po raz ostatni.

Testament: Ostateczne spotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz