Rozdział 37

475 50 0
                                    


Teraz, gdy już wiedziałam że Hakael pomoże mi dostać się do piekła, musiałam odczekać na właściwy moment. Nie do końca wiedziałam czy czas w piekle i na ziemi płynie w ten sam sposób, musiałam więc poczekać, aż będę miała kilka godzin tylko dla siebie. Liczyłam, że mój plan pójdzie tak, jak go sobie założyłam i zdążę wrócić z powrotem, nim ktokolwiek zorientuje się, że mnie nie było. Nie miałam też zamiaru czekać, aż Haiot upora się z eliksirem dla mnie. Chciałam jedynie uzyskać dostęp do Lucyfera, by móc z nim porozmawiać. Porywałam się na samobójczą misję, ale i tak to było lepsze, niż pojawienie się w piekle z Tamaelem i ryzykowaniem, że ani ja, ani on nie wrócimy stamtąd. Póki co, musiałam ukryć sztylet, który zabrałam Hakaelowi. Bałam się, że jeśli będę nosić go przy sobie, ktoś to zauważy i zorientuje się do kogo należy. Był zbyt charakterystyczny. Udałam się więc do siebie, gdzie schowałam przedmiot w komodzie pod ubraniami. Nikt, oprócz mnie tu nie zaglądał, liczyłam więc na to, że będzie on bezpieczny. Zamierzałam zejść do piekła w ciągu kilku najbliższych dni i chciałam wiedzieć nieco więcej na temat tego miejsca. Postanowiłam zatem, że jeszcze raz będę musiała pomówić z Hakaelem, nim zdecyduję się na jego pomoc. Lekką głupotą z mojej strony było to, że wierzyłam mu w każde słowo, ale uznałam, że mówi szczerze. Znałam go już, zarówno jako demona i jako anioła, więc byłam w stanie ocenić czy jego słowa są prawdziwe. Oczywiście, nie miałam stuprocentowej pewności, więc musiałam zaryzykować. Gdy opuściłam swoją sypialnię, usadowiłam się w salonie, chcąc przemyśleć swój plan. Z chwilą, w której zajęłam miejsce na sofie, tuż obok mnie pojawił się Merlin, którego od dłuższego czasu zaniedbywałam. Kot jednak, nie wydawał się być tym faktem oburzony. Kiedy poczułam jego miękkie futro, od razu przyciągnęłam zwierzaka do siebie i wtuliłam twarz w czarną, puchatą sierść. Kot miauknął, a potem zaczął przeciągle mruczeć, co od razu mnie uspokoiło. Siedziałam tak i myślałam nad tym, co postanowiłam, aż w końcu zmorzył mnie sen. Obudziłam się dopiero wówczas, gdy wchodząca do domu Klara, zatrzasnęła za sobą drzwi. Światło w salonie wciąż było zapalone, więc dziewczyna weszła, by sprawdzić czy ktoś jest w pomieszczeniu. Spojrzałam zaspanym wzrokiem na jej roześmianą twarz.

– Zakładam, że spotkanie się udało – rzuciłam, ziewając przy tym.

Moja kuzynka posłała mi szeroki uśmiech, po czym opadła z lekkością na ulubiony fotel Hakaela.

– Było w porządku – odparła, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.

Spojrzałam na nią i pokiwałam głową.

– Tylko tyle? – zaczęłam, chcąc wydusić z niej coś więcej.

Dziewczyna wzruszyła ramionami, czerwieniąc się delikatnie.

– No wiesz, on jest taki... – urwała, patrząc przed siebie.

– Jaki? – znów ją ponagliłam.

– Sama nie wiem. Dobrze się czuję w jego towarzystwie i zupełnie zapominam o tym, że nie jest człowiekiem. Chociaż, gdy sobie to przypominam, czuję się dziwnie. W końcu, to nienaturalne. Być z kimś, kto nie jest człowiekiem – skrzywiła się.

Zaśmiałam się, czym zwróciłam jej uwagę.

– Czemu się śmiejesz? – obruszyła się, więc pośpieszyłam z tłumaczeniem.

– No wiesz. Nie zapominaj z kim ja byłam do tej pory – przypomniałam jej.

– Wybacz. Nie pomyślałam. Nie chodziło mi o to, że jesteś dziwna... – zaczęła dukać.

Machnęłam ręką i podniosłam się z kanapy.

– Daj spokój. Wiem, co chcesz powiedzieć. Na początku też się tak czułam, ale gwarantuję ci, że to mija – puściłam jej oczko i skierowałam się do wyjścia.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now