Rozdział 49

434 42 4
                                    


Nie bacząc na to czy dziewczynie spodoba się to co zamierzałam zrobić, skierowałam dłonie w stronę jej szyi, chcąc odsunąć nieco włosy, które uniemożliwiały mi dokładne przyjrzenie się bliznom. Rachel się to chyba jednak naprawdę nie spodobało, bo do tej pory milcząca, teraz zaczęła wrzeszczeć i uderzać mnie na oślep. Wystraszona jej zachowaniem i niespodziewanym wrzaskiem, jaki rozległ się po pokoju, odskoczyłam do tyłu, upadając na łóżko. Dziewczyna jednak nie uciekła, ale wdrapała się na mnie i z wielką, wręcz nieludzką siłą, zaczęła drapać moją skórę, wrzeszcząc przy tym, ile sił w płucach. Czułam, że w niektórych miejscach, Rachel uszkodziła moją skórę i z ran potoczyła się krew. W końcu, moja dezorientacja minęła i zaczęłam odpychać od siebie napastniczkę, która wpadała w coraz większą furię. Nasze wrzaski zaniepokoiły chyba pół szpitala, bo po chwili drzwi naszego pokoju otworzyły się z hukiem i pojawiło się przy nas dwóch, rosłych pielęgniarzy, którzy z wielką trudnością zdjęli ze mnie dziewczynę. Ta szamotała się i wyrywała, chcąc po raz kolejny mnie zaatakować. Całe widowisko przyciągnęło na miejsce, nie tylko personel szpitala, ale także innych pacjentów, którzy z przerażeniem obserwowali całe zajście, kuląc się po kątach. Ostatecznie, nie mogąc dać sobie z nią rady, jeden z pielęgniarzy wstrzyknął jej coś i po kilku minutach, wrzaski ucichły, a dziewczyna odpłynęła. W całym tym ferworze, nie zauważyłam że w pokoju znów pojawił się Tamael, ale tym razem w towarzystwie moich bliskich, na których twarzach także malowało się czyste przerażenie.

– Co się tu dzieje? – zapytał mnie Tamael, podchodząc i oglądając moje podrapane ciało.

Skóra paliła mnie w miejscach, w których Rachel mnie zadrapała, ale byłam tak zaskoczona całym zajściem, że ledwie rejestrowałam ból.

– Nie wiem! Ta wariatka się na mnie rzuciła! – wrzasnęłam.

Inni pacjenci, zerkali na mnie i na pozostałe osoby w pomieszczeniu, kuląc się ze strachu, dopóki pielęgniarki nie zabrały ich z mojego pokoju i jego najbliższego otoczenia.

– Rachel nigdy się tak nie zachowywała, musiałaś coś jej powiedzieć lub zrobić coś, co wywołało u niej taką reakcję – rzucił Tamael.

Spojrzałam na niego spode łba, ale zdecydowałam się powiedzieć, co wywołało w niej taką reakcję.

– Chciałam obejrzeć blizny na jej szyi i wyciągnęłam rękę, by odsłonić jej włosy, a wtedy ona zaczęła wrzeszczeć i rzuciła się na mnie. To był impuls. Nie chciałam być wścibska. Po prostu, przypomniała mi kogoś, co miał podobną ranę i zrobiłam to nieumyślnie – przyznałam.

Mężczyzna, który nadal oglądał moje skaleczenia, pokręcił głową i przywołał na twarz swój standardowy uśmiech.

– Rachel została w dzieciństwie zaatakowana przez bezpańskie psy. Ledwie uszła z życiem. Nikomu nie pozwala na dotyk sam w sobie, a co dopiero na dotykanie jej blizn. Przepraszam. Powinienem był cię uprzedzić – wyjaśnił.

Dwie godziny później, gdy pożegnałam się ze swoimi bliskimi, niepewnym krokiem weszłam do wspólnego salonu. Siedziało tu kilka innych osób, każde pogrążone we własnym świecie. Był już wieczór i pielęgniarki powoli nakazywały rozchodzić się do swoich pokoi. Nie chciałam jeszcze spać, ale nie chciałam też się sprzeciwiać, bo w innym wypadku mogłam siedzieć tu dłużej, niż było to konieczne. W końcu, i do mnie podeszła jedna z pielęgniarek.

– Ellisa Blackwood? – zapytała, więc skierowałam twarz w jej stronę.

– Doktor prosi cię do siebie – oznajmiła.

Zdziwiłam się, bo pora była już naprawdę późna. Jednak, jak sama sobie nakazałam, nie chcąc się sprzeciwiać, ruszyłam za pielęgniarką, która zaprowadziła mnie wprost pod drzwi gabinetu. Gdy zapukała i odczekała na odzew, wprowadziła mnie do środka, a sama zniknęła za drzwiami już chwilę później. Ja zaś, stałam na środku staroświeckiego gabinetu, pełnego książek i dziwnych obrazów. Ciemne, skórzane kanapy i fotele, idealnie współgrały z mahoniowymi biblioteczkami, półkami i biurkiem, za którym siedział Tamael. Nie miał już na sobie białego kitla, a zwykły garnitur. A jedynym elementem, którym przypominał mi Tamaela z mojej rzeczywistości, były jego okulary w czarnej oprawie. Stojąc i czekając, rozejrzałam się też po wnętrzu. On sam zaś, wpatrywał się w ekran laptopa, który był chyba jedynym nowoczesnym elementem całego wyposażenia. Widząc, że ignoruje on moją obecność, odchrząknęłam, by zwrócić jego uwagę.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now