Rozdział 65

412 42 8
                                    


Tamael przymknął powieki i docisnął dłonie do mojej głowy, a następnie zaczął mamrotać coś pod nosem. Nie rozumiałam słów, które wymawiał, bo były one rzucane w niezrozumiałym dla mnie języku, ale po chwili poczułam, jak moc demona wpływa w głąb mojej czaszki, przez co zrobiło mi się słabo, a w ustach poczułam słodki smak. Kiedy zrozumiałam, że dłużej już nie wytrzymam, przed oczami zaczęło robić mi się ciemno, a ja zaczęłam odpływać. Gdy myślałam już, że za moment zemdleję i nic nie powstrzyma moich przyjaciół od uwięzienia mnie, Tamael zabrał dłonie, a mnie dobiegł czyjś słaby głos.

– Puśćcie ją! Mówi prawdę!

Gdy moc Tamaela uszła z mojej głowy, odzyskałam ostrość widzenia i siłę, która wcześniej ze mnie uleciała. Rozejrzałam się dookoła, chcąc zlokalizować głos, który usłyszałam i tego, do kogo należał. Dostrzegłam go w drzwiach salonu. Wyglądał mizernie, ale był cały i zdrów.

– Haiot? – zapytał Gabriel, nadal mnie podtrzymując.

Michał także stał tuż obok mnie, ale jego wzrok był utkwiony w Haiocie. Zresztą, jak innych obecnych, nie wyłączając z tego mnie. Anioł widział zaskoczenie malujące się na twarzach wszystkich zebranych, więc ruszył wolnym krokiem w naszym kierunku, zajmując miejsce na sofie.

– Skąd się tu wziąłeś? – zapytał Tamael, odchodząc ode mnie i zbliżając się do anioła.

Dzięki temu i dlatego że Gabriel i Michał mnie puścili, odzyskałam wolność i sama także opadłam na fotel, chcąc odzyskać równowagę i wysłuchać Haiota, który wręcz spadł mi z nieba, jeśli tak mogłam to określić. Teraz to on był atrakcją dnia, co przełożyło się na grad pytań, jaki wcześniej spotkał mnie. Jednak anioł uciął ich dopytywanie, unosząc do góry dłoń.

– Dość! Myślę, że Ellisa wszystko wam powiedziała, a przynajmniej tak sądzę, patrząc na to, co tu zastałem. Lucyfer uwolnił mnie, mówiąc mi, że poprosiła go o to Ell. Zresztą, on sam nic mi nie zrobił. Moje wyczerpanie, to akurat wina demonów, które mnie pilnowały, ale o ile zdążyłem zauważyć, Lucyfer zajął się nimi w niezbyt miły dla nich sposób.

Jego rewelacje sprawiły, że wszyscy znów skupili się na mnie.

– Ellisa, co tam się stało? Dlaczego Lucyfer cię uwięził? – zapytała Oliwia.

Westchnęłam i zignorowałam chwilowo jej pytanie, zwracając się do Tamaela.

– Co ty mi zrobiłeś?! Głowa mi pęka! – warknęłam.

Demon, jak zawsze ze znudzoną miną, wzruszył ramionami, ale odpowiedział na moje pytanie, podczas gdy ja masowałam swoje skronie.

– Łączy nas krew, którą masz w sobie. Powiedzmy, że dzięki temu jesteś jak komputer, a ja jak haker, który potrafi włamać się na twardy dysk. Przez to już wiem, że ty to ty i Lucyfer z nikim cię nie zamienił, ani też nie rzucił na ciebie żadnego zaklęcia – wyjaśnił.

Chciałam posłać mu kpiący uśmiech, ale raczej wyszedł mi z tego dziwaczny grymas.

– Dzięki. To naprawdę dobra wiadomość.

Demon ponownie wzruszył ramionami, nic nie robiąc sobie z tego, że po jego magicznych wyczynach, moja głowa jest teraz, jak bomba zegarowa. Jednak staruszka, która wcześniej zadała mi pytanie, też nic sobie nie zrobiła z mojej zbolałej miny.

– Ellisa! Co tam się stało?! – chyba brakowało jej cierpliwości na to, co działo się wokół.

Opuściłam dłonie i spojrzałam na wszystkich.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now