Rozdział 4

1K 102 15
                                    

Byłam podekscytowana i wystraszona zarazem. Gdy zbliżyłam się do regału w moje nozdrza uderzył silny odór stęchlizny. Pokój musiał być zamknięty naprawdę długo, zważywszy na zapach, jaki się z niego wydobywał. Zmarszczyłam nos, chcąc pozbyć się odoru z nosa, ale nic to nie dało. Ciekawość była jednak silniejsza, więc chwyciłam spróchniały regał i z trudem przesunęłam go po ziemi, zahaczając przy tym o stary, zniszczony dywan. Otwór był już na tyle duży, że dało się przez niego przejść, bez konieczności przeciskania się.

- Jak to znalazłeś? - Zapytałam Hakael'a, który stał już obok mnie, razem z Klarą.

- Przez przypadek. Chciałem sięgnąć jedną z książek, ale się zachwiałem i straciłem równowagę, więc złapałem się tego, co było pod ręką. - Wyjaśnił, a ja uniosłam brwi.

- Straciłeś równowagę? Ty? - To było dziwne.

- No co? Po prostu się zachwiałem. - Odparł.

- A nie mogłeś użyć mocy, żeby ściągnąć książkę z półki?

- Nie pomyślałem.

Fakt, przez mieszkanie z nami, Hakael zachowywał się czasem, jak człowiek, którym nie był. Uznałam zatem jego wyjaśnienia za zadowalające i na powrót zerknęłam do pomieszczenia. Było ciemne, więc niewiele myśląc sięgnęłam do kieszeni, z której wyjęłam komórkę. Włączyłam latarkę w telefonie, ale przyzwyczajona do starego telefonu, który został zniszczony, gdy byłam w zamku Lucyfera, trochę zajęło mi wykonanie tej czynności. W nowym telefonie wszystko było w innym miejscu. Gdy w końcu światło z telefonu błysnęło jasną poświatą, skierowałam urządzenie przed siebie. Pokój był niewielki i zasłany taką ilością rupieci, że w środku mogła przebywać tylko jedna osoba.

- Kto wchodzi pierwszy? - Odezwała się Klara, tuż za moimi plecami.

Chwilę wszyscy milczeliśmy. Chyba nikt nie miał ochoty mieć wątpliwej przyjemności zwiedzania ciasnego, śmierdzącego pokoju, w którym aż roiło się od kurzu i pajęczyn. W końcu przerwałam ciszę.

- Ja wejdę. - Powiedziałam, a towarzysząca mi dwójka skinęła głowami.

Odganiając zwisającą z framugi pajęczynę, postąpiłam krok do przodu i znalazłam się wewnątrz tej rupieciarni. Odór zgnilizny i pleśni uderzył we mnie ze zdwojoną siłą, zmuszając mnie, bym wolną ręką zasłoniła usta i nos. Operując trzymanym w dłoni telefonem, oświetliłam kolejno poszczególne części pomieszczenia. Po mojej lewej stronie stał stary fotel bujany, otulony pajęczynami i brudem, niczym kocem. Na jego siedzisku ktoś ułożył kilka porcelanowych lalek. Niektóre z nich nie miały oczu, więc widok był iście porażający. Fotel stał w kącie, ale tuż obok niego stał stary, drewniany kufer. Na jego wieku widniały jakieś napisy, ale z tej odległości, nie byłam w stanie ich odczytać. Przesuwając źródło światła w prawą stronę, dostrzegłam dziecięcy rowerek, który wyglądał, jak z innej epoki, a tuż obok okrągły stolik, który wspierał się na jednym słupku, z którego odchodziły trzy odnóża. Jedno z nich było ułamane, więc stolik przechylał się nieznacznie w kierunku podłogi. Powierzchnia jego blatu była czymś ozdobiona, ale i ten znajdował się zbyt daleko, bym mogła stwierdzić, co tam jest. Ponownie przesunęłam dłoń, oświetlając kolejną część pomieszczenia. Światło latarki padło na niski regał, który sięgał może do mojego brzucha. Z niego także zwisały pajęczyny, ale jego półek nie zdobił jedynie kurz. Stały tam opasłe tomiska ksiąg, które wyglądały na niezwykle stare. Do głowy od razu przyszła mi myśl, że być może tu, znajdę coś, co pomoże nam uwolnić Ishtar.

- Co widzisz? - Dźwięk głosu Klary sprawił, że podskoczyłam ze strachu, upuszczając telefon na podłogę.

Przymknęłam na moment oczy, chcąc uspokoić rozkołatane serce, a potem schyliłam się, by podnieść telefon. Miałam nadzieję, że upadek na twarde podłoże, nie spowodował żadnych usterek.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now