Rozdział 9

905 95 14
                                    

Gdy się ocknęłam, krzesło ustawione na wprost mnie, było puste. Byłam sama. Czułam, że moja twarz jest opuchnięta, a ból złamanego nosa był nie do zniesienia. Miałam niewyraźne spojrzenie, ale rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co pomogło by mi stąd uciec. Oprócz krzesła, byłam tu jedynie ja i samotna żarówka, zwisająca niedbale z sufitu. Poza tym, otaczały mnie tylko, gołe, betonowe ściany i zimna cementowa posadzka, która była także moim siedziskiem. Dostrzegłam jednak schody, które znajdowały się na drugim końcu pomieszczenia, ukryte delikatnie za betonowym filarem. Cała obolała, zmieniłam pozycję, bo leżąc z podwiniętymi pod siebie nogami, te tak mi ścierpły, że ledwo mogłam nimi ruszać. Raczona jedynie dźwiękami pobrzękujących łańcuchów, usadowiłam się wygodniej. Gdy znów nastała cisza, starałam się wyłapać, jakieś inne dźwięki, które mogłyby świadczyć o tym, że demon wciąż tu ze mną był. Zakładałam, że przeniósł nas do jakiegoś domu, więc mógł teraz być na piętrze, obmyślając dalszy plan na to, co ze mną począć. Widać, złamanie mojego nosa, usatysfakcjonowało go na tyle, że na razie postanowił dać mi spokój.

Nie widząc nic, co mogłoby mi pomóc, przyjrzałam się uważniej łańcuchom na swoich nadgarstkach. Były to zwykłe kajdany, na dodatek zardzewiałe. Na szczęście, przymocowano je do osobnych łańcuchów, toteż miałam pewną swobodę ruchów. Sięgnęłam do kieszeni płaszcza i wyjęłam z niej kluczyki do auta. Były zamocowane na metalowym kółeczku, bo obok nich przypięłam też zapasowy kluczyk, z uwagi na to, że stary czasem się zacinał. Zdjęłam oba klucze z metalowej obręczy i schowałam je do kieszeni, a samą obręcz starałam się odgiąć tak, by móc skorzystać z niej, jak z wytrychu. Szło mi kiepsko, a palce bolały mnie od mocowania się z niewielkim kawałkiem metalu. W końcu jednak, udało mi się odgiąć żelastwo, chociaż kosztowało to moją skórę wiele wysiłku, bólu i krwi, bo metal poprzecinał moje dłonie w niektórych miejscach. Byłam jednak tak zadowolona, że nie zwracając na to uwagi, zaczęłam majstrować przy małym zameczku. Grzebałam w nim i grzebałam, ale bez rezultatu.

- Dalej, Ell! Dasz radę! Nie z takich opałów wychodziłaś cało. - Mówiłam do siebie, chcąc podnieść swoje morale.

Moje próby zostały jednak przerwane, bo do moich uszu doleciał dźwięk otwieranych drzwi i kroków na schodach. Wepchnęłam prowizoryczny wytrych do kieszeni płaszcza, a chwilę później w pomieszczeniu zjawił się Tom.

- Nareszcie się ocknęłaś! - Klasnął w dłonie, widząc mnie siedzącą na podłodze.

- A co, nie masz znajomych, z którymi mógłbyś pogadać? - Bąknęłam zawadiacko, chociaż liczyłam się z tym, że moje odzywki skończą się kolejnymi obrażeniami.

Demon zmrużył na chwilę oczy, ale po chwili roześmiał się, potrząsając palcem w moją stronę.

- Muszę ci przyznać, że masz jaja. Większość ludzi na twoim miejscu byłaby przerażona i błagała mnie o litość. - Rzucił rozbawiony.

- Wybacz, ale nie mam zamiaru cię o nic prosić, więc jeśli po to tu przyszedłeś, to możesz już sobie iść. - Odparłam.

Tom jednak nie wyszedł, a zajął miejsce na krześle, wyciągając z kieszeni swój telefon i wpatrując się w jego ekran.

- Wybacz, ale muszę załatwić kilka spraw. - Wyjaśnił, posyłając mi przepraszający uśmiech, po czym znów zajął się swoim telefonem.

Byłam w kiepskim położeniu, bo z nim siedzącym tu, nie mogłam uwolnić się z kajdan.

Ratunku! - Krzyknęłam w duchu, tracąc nadzieję na to, że zdołam stąd uciec.

Kilka godzin wcześniej

Testament: Ostateczne spotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz