Rozdział 54

488 38 29
                                    


W tym samym czasie – Woodshill

Wszyscy zebrani wpatrywali się w Arioka, który wyglądał na niezwykle zadowolonego. Siedział rozparty w fotelu, bawiąc się sygnetem na swoim palcu. Wyglądał na tak zrelaksowanego, że miałam ochotę powiedzieć mu, jakąś kąśliwą uwagę. Powstrzymałam się jednak, bo od niego wiele teraz zależało. Cisza, jaka zapadła w pokoju po jego pojawieniu się, nie została przez nikogo naruszona, więc jako że tu mieszkałam, poczułam się w obowiązku, by przerwać niezręczne milczenie.

– Jak to się stało, że się tu zjawiłeś? Przecież nikt cię nie wzywał – zaczęłam.

Mężczyzna przyjrzał się swoim, zbyt długim paznokciom i uśmiechnął się złowieszczo w stronę swoich dłoni. Zmarszczyłam brwi, bo jego osoba działała na mnie niepokojąco.

– Cóż. Gdybyście żyli na tym, czy innym świecie tak długo jak ja, wiedzielibyście, kiedy ktoś desperacko potrzebuje waszej obecności – wyjaśnił, spuszczając wzrok z dłoni i przenosząc go na nasze zaskoczone i zniesmaczone twarze.

– Zatem, zapewne wiesz dlaczego cię potrzebujemy – rzucił Tamael, a mężczyzna pokręcił głową.

– Masz mnie za jasnowidza? Wiem tylko, że mnie potrzebujecie i wnioskuje, że ma to związek z panną Blackwood, ale pewności nie mam – dodał.

Czekaliśmy na to, czy powie coś więcej, ale on chyba czekał na jakieś konkrety z naszej strony. Nikt jednak nie kwapił się do opowiadania, więc i tym razem, to ja podjęłam się wyjaśnień.

– Uważamy, a nawet jesteśmy pewni, że Lucyfer porwał Ellisę. Nie ma jej nigdzie w naszym świecie, więc zakładamy, że jest w piekle – rzuciłam.

Mężczyzna złożył dłonie w coś na kształt piramidy, po czym przyłożył je sobie do ust, zatapiając się w myślach. Nie wyglądał już na rozbawionego. W końcu, po kilku minutach, znów się odezwał.

– To dlaczego jeszcze nie sprawdziliście piekła? – zapytał spokojnie.

Tamael spojrzał na Gabriela, a potem na nas wszystkich, by po chwili na powrót skupić się na Arioku.

– Gdybyśmy mogli tam wejść, to już byśmy to zrobili, nie uważasz? – warknął.

– A co was powstrzymuje? – zapytał, chociaż byłam pewna że zna odpowiedź i tylko się z nami droczy.

– To chyba jasne, nieprawdaż? My nie możemy tam wejść, Tamael jeśli się tam pojawi to zginie, a żywi ludzie nie mają tam wstępu – syknął Gabriel.

Demon udawał, że znów się zamyślił, by po chwili odezwać się równie spokojnym tonem, co wcześniej.

– I do głowy przyszedł wam pomysł, by to mnie wysłać do piekła na zrobienie zwiadu i ratunek dla waszej ukochanej Ellisy? Niech zgadnę. Uznaliście, że jeśli ja zginę, to żadna strata, więc spokojnie mogę się dla was narazić. Mam rację? – trafił.

Słysząc jego doskonałą analizę sytuacji, wszyscy ponownie umilkliśmy. Przytaknięcie, mogło się równać z tym, że demon zniknie i zostawi nas w punkcie wyjścia. Zaprzeczenie zaś, byłoby jawnym kłamstwem, bo nikt z nas, nie miał żadnych powiązań z Ariokiem, więc jego zniknięcie niewiele by nas obchodziło. Nastał impas, który i tym razem musiałam przerwać ja, jeśli chciałam jeszcze kiedykolwiek ujrzeć swoją kuzynkę.

– Masz rację. Do takiego wniosku doszliśmy, ale nie tylko to było powodem, dla którego pomyśleliśmy o tobie – rzuciłam.

Demon uniósł nieznacznie brwi, dając mi niemy sygnał do kontynuowania wypowiedzi. Wszyscy zebrani w salonie, spoglądali na mnie z niepewnością, bojąc się zapewne, że zbytnia szczerość nie przyniesie zamierzonego celu. Uznałam jednak, że w tym wypadku, szczerość może być naszym jedynym ratunkiem.

Testament: Ostateczne spotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz