Rozdział 25

521 54 6
                                    


Droga, która się przed nami rozciągała, nie była długa. Po prawej i lewej stronie otaczały nas lasy, a ruch o tej godzinie nie był wzmożony, więc jazda była przyjemna. Niemniej jednak, odczuwałam stres. Bałam się pytań, jakie mogą paść z ust Sam w moim kierunku. Początkowo nic nie wskazywało, by moja przyjaciółka miała ochotę na rozmowę, bo w samochodzie włączone było tylko radio, w którym transmitowano bezsensowną audycję polityczną. Znudzona wysłuchiwaniem kłótni pomiędzy politykami przeciwnych partii, sięgnęłam do przycisku i zmieniłam stację. W aucie rozległy się dźwięki spokojnej ballady. Zerknąwszy na Sam, dostrzegłam że ta skinęła głową. Uzyskując jej aprobatę, rozsiadłam się wygodnie w fotelu i postanowiłam zacząć rozmowę.

– Wiesz już, jaką chcesz suknię? – miałam nadzieję, że jeśli zejdziemy na temat ślubu, uniknę niewygodnych pytań.

– Przymierzałam kilka w Stanach i wiem, o jaki krój w przybliżeniu mi chodzi. Ale szczerze mówiąc, nie jestem pewna czy moje wybory były słuszne. Dlatego jedziesz ze mną. Musisz mi doradzić, żebym nie wyglądała, jak wariatka – skwitowała z uśmiechem.

– I uznałaś, że ja, która unika sukienek i butów na obcasie, będę w stanie ci doradzić? – odparłam, także się uśmiechając.

Przyjaciółka zrobiła zamyśloną minę, a następnie dostrzegłam malujące się w jej oczach przerażenie, które naprawdę mnie rozbawiło. Wyglądała tak, jakby w ostatniej chwili zrozumiała, jak wielki błąd popełniła wybierając mnie na swoją pomocną dłoń. Nie dała jednak upustu swoim obawom.

– Dasz sobie świetnie radę – rzuciła w odpowiedzi i zapatrzyła się na drogę.

Skinęłam głową, chcąc zapewnić ją o tym i zaczęłam zadawać szereg innych pytań dotyczących ślubu. Kogo zaprosiła, jak wygląda miejsce, gdzie miało się to odbyć, jakie będzie jedzenie i wiele innych, dzięki którym droga upłynęła nam szybko. Gdy znalazłyśmy się w Ravenhall, było prawie południe. Sam musiała już znać umiejscowienia sklepów do których chciała się udać, bo bezbłędnie odnalazła pierwszy z nich. Gdy zaparkowała auto, moim oczom ukazał się elegancki dwupiętrowy budynek, z wielkimi oknami, przez które można było dostrzec rzędy manekinów ubranych w przeróżne suknie. Począwszy od białych, a skończywszy na czarnych. Nawet nie wiedziałam, że można kupić suknię ślubną w takim kolorze. I szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że Sam będzie obstawać raczej przy tych tradycyjnych. Zwłaszcza, jeśli miała nadzieję, że naprawdę jej doradzę przy tak ważnym dla niej wyborze. Przełknąwszy ślinę, zaczekałam aż przyjaciółka będzie gotowa, po czym obie ruszyłyśmy w stronę szklanych drzwi. Ilość dostępnych sukni sprawiła, że zrobiło mi się słabo. Widziałam wprawdzie te manekiny, jednak nie odzwierciedlały one faktycznej ilości, jaka dostępna była już wewnątrz sklepu. Nim panika zdążyła mnie całkowicie ogarnąć, znikąd pojawiła się przed nami młoda dziewczyna. Drobna, elegancko ubrana i sympatyczna, jednak na moje oko, nie należąca do świata ludzi. Jej nieskazitelna cera, i oczy w odcieniu bzu, nie pasowały do typowo ludzkich. Sam również to dostrzegła, bo nie zdołała ukryć delikatnego wzdrygnięcia ciała. Nasza rozmówczyni, widząc reakcję mojej przyjaciółki, delikatnie posmutniała na twarzy, ale nie odezwała się słowem na temat zachowania potencjalnej klientki. Za to ja, nie omieszkałam spiorunować wzrokiem swojej towarzyszki, na co ta się otrząsnęła i odezwała do wciąż stojącej przed nami sprzedawczyni.

– Dzień dobry, dzwoniłam do państwa kilka dni temu w sprawie przymiarek kilku modeli sukien na dziś – zagadnęła, siląc się na uprzejmy i luzacki ton.

– Oczywiście, panna Doe jak mniemam? – upewniła się kobieta.

– Tak, to ja – potwierdziła moja przyjaciółka.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now