Rozdział 11

891 94 10
                                    




Przespałam prawie cały dzień. Gdy się obudziłam, słońce chyliło się już ku zachodowi. Uleczyłam obrażenia na twarzy, ale ciało wciąż miałam obolałe. Podniosłam się niechętnie, przecierając twarz dłońmi. Obok mnie spał Merlin. Uśmiechnęłam się na jego widok i przejechałam ręką po jego delikatnej sierści. Kot spojrzał na mnie sennym wzrokiem i miauknął na znak, że pieszczota mu się podoba.

- Uratowałeś mi życie. - Powiedziałam, wciąż go głaszcząc.

Nie chcąc mu przeszkadzać w drzemce, zwlokłam się z łóżka i skierowałam do drzwi. Wiedziałam, że nie ominie mnie rozmowa z Hakael'em, więc nie chciałam jej odkładać na później. Zeszłam po schodach i poszłam najpierw do kuchni, by zrobić sobie kawy i coś zjeść. Anioł siedział w swoim ulubionym fotelu w salonie, a w jego rękach widniała tutejsza gazeta. Wyglądał przy tym, jak człowiek. Brakowało mu tylko ciepłych kapci i psa pod nogami, no i może drewnianej fajki w ustach. Zaśmiałam się pod nosem, na samo wyobrażenie tej scenki, czym przyciągnęłam jego uwagę. Nie czekając, aż zapyta mnie z czego się śmieję, weszłam do kuchni. Gdy zrobiłam wszystko, po co przyszłam, skierowałam się do salonu, gdzie zajęłam miejsce na sofie. Hakael nie odzywał się słowem, zaczytany w jakiś artykuł. Chciałam mieć kłótnię za sobą, więc pierwsza się odezwałam.

- Co czytasz?

Anioł westchnął, odłożył gazetę, po czym nie odpowiadając na pytanie zadane przeze mnie, skierował rozmowę na to, co wydarzyło się wczoraj.

- Możesz mi teraz powiedzieć, co się stało? - Widziałam, że starał się zachować spokojny ton, ale jego mina świadczyła o tym, że jest wściekły.

- To był, jakiś maniak. Zaatakował mnie. - Ucięłam, choć wiedziałam, że nie uwierzy w takie wyjaśnienia.

- Ell, proszę cię. Nie bagatelizuj tego i powiedz mi prawdę. - Dodał, czekając aż znów się odezwę.

Zapatrzyłam się w kubek, który trzymałam w dłoniach. Musiałam powiedzieć, co zaszło, choćbym miała usłyszeć, to znienawidzone przez wszystkich "a nie mówiłem".

- To był demon, z którym się spotkałeś. - Zaczęłam, po czym widząc jego zmarszczone brwi, dodałam. - No ten, który miał niby, jakieś zaklęcie dla ciebie. Gdy dałeś mu swój telefon, wziął mój numer. Chciał się umówić ze mną po dobroci, bez atakowania nikogo z naszych przyjaciół. Wmówił mi, tak jak tobie, że ma ważne informacje. Z początku zachowywał się, co prawda dziwnie, ale myślałam, że naprawdę chce być anonimowy. Tłumaczył, że pomoże nam, ale nie chce być wiązany z zaklęciem, które miał mi rzekomo dać.

- No dobrze, ale co się stało? Dlaczego cię zaatakował? - Dopytywał.

- Nie miał żadnego zaklęcia. Powiedział, że należy mi się kara za to, co spotkało Lucyfera. Mówił, że przeze mnie, ludzie nie boją się już demonów i innych istot, i że przez to wszystko, wielu z nich zaczęło interesować się magią i religią. Mówił, że do piekła trafia teraz mało dusz, więc silniejsze demony, wyładowują swoją agresję na tych słabszych. - Wyjaśniłam.

- Czyli, innymi słowy, w piekle panuje wojna domowa, a on chciał cię za to ukarać? - Upewnił się.

Skinęłam głową na znak, że też tak to zrozumiałam. Potem opowiedziałam mu, gdzie mnie przetrzymywał. Hakael przerwał mi jednak.

- A jak uciekłaś, skoro byłaś zakuta w łańcuchy? - Był wyraźnie zaciekawiony.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Merlin mnie uratował. - Odparłam z dumą, że to właśnie mój kot, wykazał się odwagą i uwolnił mnie z rąk, tego pożal się Boże, pajaca.

Testament: Ostateczne spotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz