Epilog

496 57 28
                                    


Rok później

Opuściłam Woodshill niespełna dwa lata temu. Od tego czasu, nie pojawiłam się tam ani razu i chociaż miasteczko wpłynęło diametralnie na moje życie, nie tęskniłam za nim. Podobnie, sprawy miały się z moją ucieczką od magii. Obiecałam Olivii, że porzucę to życie, ale nie byłam w stanie spełnić do końca tej obietnicy. Trzymałam się z dala od zaklęć i szukania kłopotów, ale moi przyjaciele, z którymi nadal miałam kontakt, nierozerwalnie przynależeli do świata magii. Tak samo, jak większość ludzkiej populacji. Życie każdego człowieka na Ziemi, było w jakiś sposób związane z nadprzyrodzonymi siłami i nie dało się tego całkowicie uniknąć. Nie po tym, gdy po pierwszym starciu z Lucyferem, wiele istot ujawniło swoje istnienie. Poza tym, krew płynąca w żyłach moich i Klary, od dawna była naznaczoną mocą, więc i my nie mogłyśmy się jej wyprzeć.

Patrząc na swoje życie w Woodshill i to, jak wiodłam je teraz, sama nie byłam pewna, co było bardziej pokręcone. Obecnie, znów mieszkałam w Londynie, wiodąc nudne i spokojne życie. Nie robiłam w nim nic, co mogłoby zagrozić życiu mojemu lub moich bliskich. Pracowałam w bibliotece, w wolne dni widywałam się z przyjaciółmi, a wieczorami czytałam książki, wychodziłam do kina lub spędzałam czas na spacerach. Kiedy byłam sama, zdarzało się, że tęskniłam do chwil, kiedy żyłam w starym domostwie w otoczeniu aniołów, demonów i wielu innych istot. Jednak to uczucie szybko mijało, na samą myśl o tym, jak wiele razy ocierałam się wówczas o śmierć.

Siedząc teraz w kawiarni, popijając sok i oglądając spieszących się ludzi, uśmiechnęłam się pod nosem. W ciągu kilku lat, moje życie wywróciło się do góry nogami, tylko po to, by zatoczyć koło i wyrzucić mnie w tym samym punkcie. Przez wiele lat marzyłam o tym, by znaleźć swoje miejsce na Ziemi. Nie przypuszczałam tylko, że tak wiele będę musiała przeżyć i doświadczyć, nim je odnajdę.

Było wczesne popołudnie i wokół mnie było wiele osób. Każda z nich gdzieś pędziła, każda załatwiała swoje sprawy, ale w pewnym momencie poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Czułam to wyraźnie i wrócił niepokój, który odczuwałam tak wiele razy już wcześniej. Zaczęłam wiercić się na krześle i rozglądać dookoła. Pogoda była ciepła i przyjemna, więc siedziałam na zewnątrz, doskonale widząc stąd ulice, chodniki, sklepy i wiele innych miejsc. Nikt nie zwracał na mnie większej uwagi, ale ja nadal szukałam tej jednej osoby, której wzrok przewiercał mnie na wylot. Przeczesywałam wzrokiem każdy punkt w moim zasięgu. Czułam coraz większe zdenerwowanie i w końcu dostrzegłam oczy, które spoczywały na mojej twarzy. Z dala ode mnie, po drugiej stronie ulicy, opierając się o mur, stała osoba. Jej uwaga była całkowicie skupiona na mnie, a teraz także i ja, całkowicie skupiłam się na niej. W końcu, postać ruszyła ze swojego miejsca i zaczęła zmierzać w moim kierunku. Obserwowałam, jak przechodzi przez ulicę, mija przypadkowe osoby, aż wreszcie dociera tuż do mojego stolika.

– Długo miałam na ciebie jeszcze czekać? – rzuciłam, udając gniewny ton.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i zajął miejsce na wprost mnie.

– Wybacz. Musiałem spotkać się z siostrą, a to nie takie łatwe, gdy jest się człowiekiem, a twoja rodzina nie mieszka w pobliżu – odparł, puszczając mi oczko.

Zmarszczyłam brwi.

– To ty masz siostrę? Czy ona też jest aniołem?

– I to niejedną i tak, wszystkie są aniołami, w odróżnieniu ode mnie, ale to Hesed miała coś, na czym bardzo mi zależało.

– Lucyferze, możesz mówić jaśniej.

Najwyraźniej, po roku wspólnego życia, nadal nie wiedziałam wielu rzeczy o kimś, z kim wiązałam swoje życie. Ostatecznie, na moją prośbę o wyjaśnienia, mężczyzna znów się uśmiechnął i położył na stoliku niewielki woreczek, przewiązany dziwacznym sznurkiem. Obie rzeczy wyglądały na bardzo stare.

– Co to jest? – zapytałam, spoglądając na niewielkie zawiniątko.

Lucyfer wzruszył ramionami.

– Odpakuj i wtedy porozmawiamy – rzucił tajemniczo.

Zmarszczyłam brwi, ale sięgnęłam po niewielki pakunek, zerkając też na mężczyznę, który wyglądał na nieco zdenerwowanego. Zanim zdążyłam rozwiązać sznurek, ten zaczął mówić.

– Hesed lubuje się błyskotkach. Poprosiłem ją o tą konkretną, więc...

Nie dokończył, ale ja zdążyłam już otworzyć pakunek i zastygnąć w bezruchu, wpatrując się w to, co skrywał kawałek materiału.

– Powiesz coś? – odezwał się, gdy moje milczenie się przedłużało.

Otrząsnęłam się z szoku i chwyciłam w palce misterny pierścionek. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest on wytworem ludzkich rąk.

– Czy to jest to, o czym myślę? – wydusiłam, a mój towarzysz uśmiechnął się nieznacznie i skinął głową.

Po chwili, ja także się uśmiechnęłam i założyłam pierścionek na palec, tym samym odpowiadając pytanie, które nie padło głośno.

Nie musiałam już unikać magii. Całe moje życie było nią wypełnione. I nie chodziło tu o zaklęcia, magiczne istoty i świat pełen niedorzecznych sytuacji. Chodziło o chwile, takie jak te. O ostateczne spotkanie, w których twój największy wróg, pod wpływem wspólnie spędzonego czasu, stał się najważniejszą osobą w twoim życiu.

W końcu, znalazłam swoje miejsce na świecie i nie wiązało się ono z miastem, w którym mieszkałam, ale z tym, kto w nim był wraz ze mną, bo to z tymi osobami tworzyłam swoją historię. Teraz wiedziałam już, że nigdy nie będę żałować żadnych decyzji, jakie podejmowałam w przeszłości, bo to one przywiodły mnie do tej chwili. Chwili, która zmienia wszystko w naszym życiu i sprawia, że każdy dzień jest pełen magii, którą wystarczy dostrzec.


Kochani, dobrnęliśmy do końca. Wiem, że długo to trwało i nie ukrywam, że byłam już zmęczona tą opowieścią. Mam jednak nadzieję, że Ci którzy zostali i dotrwali ze mną do końca, poczują się nasyceni. Wiem, że nie da się uszczęśliwić każdego, ale liczę na to, że Was nie zawiodłam.

Dziękuję Wam za wytrwałość i cierpliwość. Gdyby nie Wy, pewnie nie udałoby mi się skończyć tej opowieści.

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników.

Trzymajcie się ciepło i zdrowo :)

See-What-I-See

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now