Rozdział 16

819 93 31
                                    

Sen nie nawiedził mnie tej nocy, więc gdy tylko zegarek wskazał piątą rano, wstałam z łóżka. Po szybkiej toalecie, skierowałam się na dół. Starałam się schodzić po cichu, by nie zbudzić Klary, która zwykle wstawała dopiero po szóstej. Osobiście uważałam to za nieludzką porę do zrywania się z łóżka, ale moja kuzynka tłumaczyła to latami spędzonymi w klasztorze, gdzie o szóstej rano była już dawno po porannej modlitwie. Była wręcz dumna z tego, że udawało jej się spać, aż do tak "późnej" pory. Oczywiście do teraz dziewczyna modliła się każdego ranka i wieczora. Nie raz z jej pokoju dobiegały mnie odgłosy modłów, które wypowiadała, klęcząc na dywanie obok łóżka. Odczuwałam wówczas wyrzuty sumienia i lekką zazdrość, że nie potrafiłam pokładać wiary w Bogu, tak jak robiła to ona.

Na zewnątrz wciąż panowała noc, więc będąc w kuchni musiałam zapalić światło, by móc dostrzec cokolwiek. Nie chciałam jednak oświetlać całego wnętrza, więc zapaliłam tylko małą lampkę, stojącą na parapecie jednego z okien. Jej blask uspokajał mnie delikatnie, tworząc w pomieszczeniu domową i bezpieczną atmosferę.

Gdy już zrobiłam sobie kawę, usiadłam na krześle, wsłuchałam się w otaczającą mnie ciszę i skierowałam swój wzrok w okno, za którym rozciągał się widok na ośnieżone pola i lasy, graniczące z terenami wokół domu. Mój posępny nastrój przywołał do mnie Merlina, który nie bacząc na moje karcące spojrzenie, wskoczył na blat stołu, układając się tuż obok ręki, w której trzymałam kubek. Chciałam zrzucić kota na podłogę, ale jego mruczenie podziałało na mnie uspokajająco, więc porzuciłam ten pomysł i w zamian, zaczęłam drapać go za uchem.

Zastanawiałam się też, gdzie podział się Hakael, zważywszy na to, że idąc do kuchni, nie dostrzegłam jego sylwetki w fotelu, w którym miał zwyczaj siadać. Zaniepokoiło mnie to, więc wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam na obchód pokoi. Na dole go nie znalazłam, mimo że nie pominęłam też biblioteki, tajemniczego pokoiku oraz składziku, w którym Klara trzymała swoje towary. Czułam rosnącą w sobie adrenalinę, gdy w końcu skierowałam swoje kroki na górę. Obeszłam wszystkie pokoje, nie pomijając także pokoju Klary. Tam znalazłam jedynie, wciąż śpiącą dziewczynę. Zajrzałam nawet na poddasze, gdzie wysłuchałam tylko kilku kąśliwych uwag od Toma. Nie odpowiedziałam na nie, tylko skierowałam się do swojej sypialni. Był to ostatni pokój, do którego jeszcze nie zajrzałam. Wparowałam tam, niczym taran, zapalając przy okazji światło. Obrzuciłam pomieszczenie wzrokiem i dostrzegłam anioła siedzącego w fotelu. Jedną dłonią zasłaniał twarz, a jego oczy były przymknięte. Wcześniej go nie dostrzegłam, bo nie zapalałam w pokoju światła, a gdy byłam w łazience, drzwi do niej były zamknięte. Strach na moment mnie opuścił, jednak widząc go nieruchomego, znów się przestraszyłam. Podeszłam do niego powoli, po czym uklękłam tuż przy oparciu siedziska i położyłam rękę na jego dłoni.

- Hakael? - Zaczęłam.

- A co, jeśli nic sobie nie przypomnę. Co, jeśli ten facet mi nie pomoże? - Odparł, sprawiając tym samym, że mój strach nieco odpuścił.

Jednak jego postawa, wciąż była niepokojąca. W dalszym ciągu miał zamknięte oczy i nadal nie podnosił głowy, ani nie odsłonił twarzy.

- Nie wiemy tego. Możemy mieć tylko nadzieję, ale jeśli się nie uda, to trudno. Jakoś sobie z tym poradzimy. - Odpowiedziałam, chcąc dodać mu otuchy.

Anioł spojrzał w końcu na mnie, ale jego słowa nie sprawiły, bym poczuła się lepiej.

- Jeśli nic sobie nie przypomnę, to nie widzę dalszego sensu w tym, bym dalej z wami mieszkał.

Wybałuszyłam na niego oczy, a w ustach poczułam suchość. Nie wyobrażałam sobie tego, żeby nie mieszkać wraz z nim.

- O czym ty mówisz? - Zaśmiałam się nerwowo.

Testament: Ostateczne spotkanieWhere stories live. Discover now