43. Przyjaciółka (?)

1K 57 27
                                    

Alec wpatrywał się w monitor i pulsujący w tym samym miejscu czerwony punkcik. Wiedział, że on tam jest. I wiedział, że jest potężny, skoro do tej pory nikt go nie odnalazł. Nie jest łatwo oszukać nocnego łowcę, a on robi to bezustannie od kilku dni. Musi mieć wielką moc, skoro potrafi tak długo oszukiwać łowców. Nawet runa widzenia nie zdaje tu egzaminu... Lekko niepokojące. 

Alec oderwał wzrok od ekranu ale nie potrafił odsunąć myśli od tego tematu. Skoro jest tak potężny, to może jednak kogoś ze sobą zabierze? Ale dziś były tam już dwie ekipy... Jace jest zajęty treningiem... Zadecydował, że pójdzie sam. Nie będzie się zbliżał, po prostu sprawdzi jak się rzeczy mają... I sporządzi jakiś rzetelny raport, na którym będzie się można oprzeć przy dalszym planowaniu.  A to przecież pomoże wszystkim, prawda? I przy okazji zdejmie z Magnusa ciężar szukania Azazela. Kiedy powróci z potwierdzoną teorią, czarownik będzie niewątpliwie zadowolony. Obmyślą plan działania i ruszą, by go pokonać. 

Zabrał więc raporty, które czytał i odniósł je na jedno z biurek, przekazując dyżurującemu łowcy. 

Poszedł do zbrojowni po swój łuk i krótki miecz, którym lubił walczyć. Nie planował tego, jednak świadomość, że idzie na spotkanie Wielkiego Demona, łatwiej było zaakceptować, kiedy czuł zimną stal na udzie. Kiedy wychodził, raz jeszcze wszedł do dyżurki sprawdzić, czy pulsująca kropka nadal jest w tym samym miejscu. 

Była. 

Odwracając się od monitora napotkał pytające spojrzenie dyżurnego. 

W kilku słowach powiedział co planował. Młody łowca przytaknął tylko. Nie jego rzecz kwestionować czy negować podjęte przez przełożonego decyzje. 

Alec wyszedł.

Wsiadł do swojego auta  i w dwadzieścia minut dojechał na miejsce. 

Na dworze było już ciemno. Ponura okolica nie zachęcała do zwiedzania, więc zaopatrzony w sensor skierował się wprost ku wylotowi tuneli. Starał się kroczyć cicho. Śnieg ciągle padał i świeży puch ułatwiał mu zadanie, skrzypiąc lekko pod udeptującymi go butami. Alec doszedł do wejścia i sięgnął po swój kamień. Dobrze, że pamiętał, by go ze sobą zabrać. Jego mleczne światło zalało przestrzeń dookoła. 

Spojrzał na sensor. 

Nic. 

Jak to możliwe? W Instytucie monitory wskazywały to miejsce bez przerwy. Sensor tutaj, tak blisko celu nie pokazuje nic. 

O co chodzi? Przecież powinien tu być... 

Dziwne...

Kroczył przed siebie, krok za krokiem posuwając się do przodu, oświetlając kamieniem ściany tunelu. Pamiętał, że to właśnie tu niegdyś widział te dziwne runy, czy cokolwiek to było. Dlatego instynktownie wybrał ten tunel. Ale wydawał się być pusty i poza kilkoma szkieletami kotów a może psów; Alec nie potrafił tego określić, nic nie zaśmiecało tego miejsca. 

To również wydało mu się dziwne. Zazwyczaj takie miejsca zamieszkane są przez bezdomnych, którzy gromadzą w nich swoje dobytki. A tu nie było nawet jednej puszki, ani jednej sztuki odzieży, żadnego koca, żadnych śmieci...

Nic...

To wydało mu się upiorne. Poczuł, jak przez plecy przebiega mu zimny dreszcz. Zatrzymał się na chwilę, by oświetlić kamieniem ściany tunelu, ale poza tymi samymi runami, które widział wcześniej, nie odkrył niczego nowego. Może tylko to, że było ich jakby więcej. Opuścił kamień  i wyciągnął sensor raz jeszcze, ale upewnił się tylko, że nadal nic nie wskazuje. Rozważał, czy pójść dalej, czy zawrócić, przyznając się tym samym do porażki. 

Magnus Bane I Dziwne Jego PrzypadkiWhere stories live. Discover now