50. Żegnaj...

694 30 25
                                    

Zapraszam na ostatni rozdział mojego opowiadania...

- Czyli miałem rację? Nie pomyliłem się w swoich przypuszczeniach? To ty sprawiłeś, że się ode mnie odsunął? To twoja wina... Jak mogłeś?!

Jeszcze przed chwilą, kiedy wszedł do domu, magia buzowała w jego organizmie z całych sił. Chciał niszczyć, zetrzeć to miasto z map świata, zatopić, spalić, zdmuchnąć.  Po spotkaniu z Catriną, którego w tym momencie bardzo żałował, ledwo panował nad swoimi emocjami. Ta krótka chwila, kiedy przenosił się, czy może bardziej uciekał z jej domu nie wystarczyła, by wyciszyć emocje, którymi kipiał. Jak to się stało, że nigdy nie zauważył afektu Catriny? Spędzali ze sobą tyle czasu, rozmawiali o wszystkim, dzielili się każdą myślą... Nie każdą, jak się okazuje... Nie potrafił jeszcze nazwać swoich uczuć w związku z tym. Czuł się w jakiś sposób zdradzony, okłamany i teraz, kiedy Alec zerwał ich związek - opuszczony. Była pierwszą osobą, jaka przyszła mu do głowy, kiedy odczuł potrzebę rozmowy... Przedtem byłby to Alec, jednak w zaistniałej sytuacji oczywistym było, że to nie z nim będzie rozmawiał. Idąc do niej po pocieszenie, potrzebował przyjaciela a nie wyznania miłości...  Wychodząc z portalu, czuł potrzebę zniszczenia.

Teraz jednak... Stojąc przed swoim ojcem, który z niewzruszonym wyrazem twarzy przyglądał się, jak na niego krzyczy... Nie czuł nic.

Ramiona opadły mu a całe powietrze zeszło z niego, kiedy uświadomił sobie, że jego wrzaski, pretensje nie mają w tej chwili najmniejszego sensu, bo stało się. 

Alec opuścił jego życie... 

Asmodeusz widząc, że jego syn chwilowo skapitulował, wstał ze swojego fotela, w którym zwykł siadać i podszedł do niego. 

- Posłuchaj, bo powiem to tylko raz. Jesteś czarownikiem. W tym świecie nosisz miano Wielkiego. Rozumiem, że to zaszczytny tytuł? W takim razie jak to się stało, że pozwoliłeś się tak potraktować? Brak ci dumy? Jesteś królewskim synem, nie ma już nikogo, kto odebrałby ci ten tytuł. Kiedyś być może to ty będziesz władał a pozwalasz traktować się jak pierwszy lepszy z pospólstwa. Nie tak cię uczyłem. I zanim przerwiesz mi, mówiąc, że niewiele miałem wspólnego z wychowywaniem cię, to pozwól, że przypomnę, ile czasu spędziłeś ze mną w Czarnych Salach. Wystarczająco, byś zrozumiał kim jesteś. Tej wiedzy ci nie żałowałem. 

Ty jednak wolałeś spoufalić się z łowcą. Łowcą demonów! To potwarz! Pozwoliłeś się uwieść i porzucić! 

- To twoja wina, że tak się stało! To ty namąciłeś mu w głowie!

Asmodeusz podszedł jeszcze krok bliżej.

- A jeśli nawet poddałem mu jakieś wątpliwości...? Zasiałem ziarno, które wzrosło...? Czy siła jego charakteru nie powinna nad tym zwyciężyć? Ale on się temu poddał, jego duma nie pozwoliła mu na to, by ktoś wytykał mu słabości. Wiesz, że pycha kroczy przed upadkiem? 

- Nienawidzę cię! Wynoś się z mojego domu! 

Ojciec zmrużył oczy z namysłem.

- Nienawidzisz...? Hmm... Mogę to przyjąć. Nie oczekuję, że mnie pokochasz, jednak wiedz, że to nie nienawiść jest przeciwieństwem miłości. Jest nim obojętność. 

- Nie chcę cię słuchać, nie chcę cię w moim domu... Wynoś się!

- Wyznacz czas. Jestem gotów, by wyruszyć. W każdej chwili. 

- Jutro. 

- Zatem postanowione. - Asmodeusz chwilę przyglądał się czarownikowi.

- Chodź ze mną. 

Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadkiजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें