18. Dwie perspektywy

2.3K 156 21
                                    

Jace szedł energicznym krokiem do pokoju Aleca. W ręku niósł kawę w jego ulubionym kubku. Pomyślał, że jego brat z chęcią powita dzień czarnym, słodkim napojem, przy którym może uda im się pogadać o wczorajszej misji. Zapukał do drzwi ale nikt nie odpowiedział. Jace pomyślał, że Alec pewnie jest pod prysznicem więc nacisnął klamkę lecz kiedy wszedł do pokoju zastał zaścielone łóżko i otwarte drzwi do łazienki, która była pusta. Aleca nie było. Potem pomyślał, że skoro wstał wcześniej to jest już na treningu. Poszedł więc w stronę sali treningowej pewny, że tam spotka brata. Ale i tu go nie było. Zaczął się zastanawiać czy w nocy nie wrócił do Magnusa po rozmowie z matką i w tym momencie go oświeciło. Przecież rozmawiał z matką!

Kiedy wczoraj wrócili z misji w niepełnym składzie, z ranną Izzy i na dodatek nie potrafili podać szczegółów, wytłumaczyć co się stało, Maryse była... oględnie mówiąc... niezadowolona. Po tym jak Isabelle trafiła na szpitalny oddział odnalazła Jace'a i Clary i udzieliła im reprymendy, chwilowo skupiając całą swoją złość na dwójce, która została. Nadmieniła przy tym, że i Alecowi się dostanie kiedy tylko wróci do Instytutu. Potem już się z nim nie widział, ale domyślał się, że nie usłyszał od matki nic przyjemnego. A co robił Alec, kiedy chciał uspokoić skołatane myśli? Szedł strzelać. 

Wyszedł z Instytutu do przylegającego do niego parku, gdzie Alec miał swoje stanowisko łucznicze. I rzeczywiście tam był. Stał tyłem, skupiony na strzelaniu. Zanim do niego podszedł, Jace obserwował go przez chwilę, jak metodycznie powtarza każdy ruch, w dokładnie ten sam sposób. Po wypuszczeniu strzały sięgał do kołczanu po następną, nakładając na cięciwę. Naciągał ją niemal do samego policzka, celując. Kiedy był pewien celu, uwalniał cięciwę puszczając ją z palców, nie zmieniając przy tym pozycji ciała ani odrobinę. Poruszał się dopiero wtedy, gdy strzała sięgała celu, biorąc następną. I tak w kółko. 

- Długo będziesz tam stał i się gapił? Chcesz czegoś konkretnego? - Alec nawet się nie odwrócił wypowiadając te słowa, tylko sięgnął po kolejną strzałę, którą przymierzył i po chwili strzelił. Tak jak poprzednie trafiła prosto w środek tarczy.

- Kawę ci przyniosłem... Pomyślałem, że może chcesz się napić... I pogadać?

Alec odwrócił się i popatrzył chwilę na Jace'a, po czym podszedł do tarczy i wyciągnął z niej wszystkie strzały. Włożył je do kołczanu i wrócił na miejsce, siadając na ławce obok jego stanowiska, dając tym samym znak bratu, że zgadza się na jego propozycję. Jace usiadł obok niego, podając mu kubek z kawą. 

- Nie jest już gorąca. - Stwierdził Alec, upijając łyk.

- Byłaby, gdybym znalazł cię w łóżku, jak się spodziewałem. Ale ty wstałeś dziś skoro świt, więc...

- Nie umiałem spać. - Uciął Alec. - Martwiłem się o Izzy, poza tym męczyły mnie różne myśli. 

- Matka ci nagadała? Nam też się dostało. Ale nie możesz się przejmować wszystkim co ci mówiła. - Próbował pocieszać Jace. - A co do Isabelle... To nie była twoja wina. Ani nikogo innego. Takie rzeczy zdarzają się na misjach. Przecież to jest wpisane w to, do czego zostaliśmy powołani. To mogłeś być ty, albo ja... Ktokolwiek. Padło na Izzy.  Poza tym na szczęście nic się jej nie stało. Po nałożeniu iratze, bolała ją tylko głowa. Zostawili ją na noc w szpitalu na obserwację, na wszelki wypadek. Ale takie są procedury, sam  to doskonale wiesz. - Alec w milczeniu pił kawę, słuchając słów brata. 

- Powiedz lepiej jak ci poszło u Magnusa. - I obserwując jak wyraz twarzy Aleca lekko się rozchmurza a na policzki występują rumieńce, szybko dodał. - Mam rzecz jasna na myśli to, czego dowiedziałeś się o tym monstrum, z którym walczyliśmy. - Twarz Aleca spochmurniała na nowo. 

Magnus Bane I Dziwne Jego PrzypadkiWhere stories live. Discover now