31. Nadchodzi...

1K 79 33
                                    

Jakże październikowo piękny Dzień Dobry!

Jak się macie? U mnie za oknem przecudnie świeci jesienne słoneczko...

Przychodzę z rozdziałem, tym pogmatwanym przez złośliwość rzeczy nieożywionych. 

Jakoś zakończyłam myśl, którą chciałam zawrzeć w tym skasowanym rozdziale i tak oto wyszły dwa, ale myślę, że już jestem w miejscu, w którym chciałam być. 

Jak zapewne się domyślacie i czujecie, czytając to opowiadanie, nie zostało już zbyt wiele do opowiedzenia, więc za czas niedługi pożegnamy naszych chłopców.

Będziecie tęsknić? Ja będę. 

Mam ogrom przemyśleń odnośnie tego opowiadania, nagromadzonych przez te miesiące tworzenia. Podzielę się nimi z Wami, ale to później. 

Teraz, pragnę gorąco podziękować Wam za gwiazdki, komentarze, za wszelkie przejawy obecności i każde najmniejsze słowo wsparcia.

 Dziękuję! Jesteście moim cudem!!

A teraz zapraszam :)

Wasza MarzeniemCzyimśByć


Po wyjściu z Instytutu, Magnus miał mieszane uczucia. 

Nie łatwo było mu opowiadać o swoim ojcu, dotychczas, oprócz Catriny i Ragnora nie dzielił się z nikim wiedzą na jego temat. Osoba Władcy Czarnych Sal, zazwyczaj skrzętnie ukrywana niepokojąco często pojawiała się ostatnimi czasy. Ale Magnus wiedział, że musi poinformować łowców, by byli przygotowani na jego przyjście. 

Co innego obraz Clary. Nawet teraz, kiedy szedł do domu, czuł oplatające go zimne macki strachu i nie miało to nic wspólnego z ogólnym zimnem na dworze. Nawet nie zauważył, że zaczął padać śnieg. Szedł, zajęty własnymi myślami, rozpamiętując widziane dziś malowidło.

Doskonale znał to miejsce, choć był tam zaledwie raz. Raz wystarczył, by nie chciał tam nigdy powrócić. Niepokój, jaki poczuł w związku z tym, że obraz, z takim oddaniem szczegółom namalował ktoś, kto tego nigdy nie widział, odebrał mu na krótką chwilę zdolność oddychania, ale starał się tego nie okazać przy Clary.

Równy stukot obcasów na parkowej alejce przynosił chwilowe ukojenie i sposobność uporządkować myśli. Z rękami głęboko wciśniętymi w kieszenie, przemierzał Central Park w drodze do domu. Kiedy w głowie ujrzał twarz Aleca, kiedy opowiadał mu o swoim śnie, na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. 

Alec i jego dylematy. Pragnienia i poczucie obowiązku. Walczące ze sobą sprzeczności. 

Magnus z zainteresowaniem obserwował rozwój emocji u Aleca, jak zmaga się ze swoimi postanowieniami, jak podejmuje decyzje. Magnus zgadzał się na wszystko. Gotów był wziąć od Aleca wszystko, co tylko będzie mu w stanie dać. Cieszył się każdą najmniejszą chwilą w jego towarzystwie, najmniejszym gestem w jego kierunku, zainteresowaniem, każdym uśmiechem, pocałunkiem, pieszczotą. 

Dlatego właśnie, kiedy Alec do niego przyszedł, poczuł taką ogromną ulgę. Kiedy wszedł do mieszkania, napięcie z Magnusa zeszło a on sam poczuł, jak elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Kiedy Alec był z nim, miał wszystko. 

Wiedział jednak, po co do niego przyszedł. I był gotowy, by zmierzyć się z demonami własnego strachu. Był gotów na szczerość. 

Lecz kiedy Alec przyciągnął go do pocałunku, kiedy spojrzał w ten bezkresny błękit i kiedy zobaczył w nim siebie, upewnił się, że należy do niego. 

Magnus Bane I Dziwne Jego PrzypadkiWhere stories live. Discover now