26. Ławkowe rozważania.

1.2K 88 94
                                    

Z OKAZJI URODZIN (MOICH URODZIN) DAJĘ WAM ROZDZIALIK. MALEŃKI, KRÓCIUTKI, ALE TRZEBA SIĘ CIESZYĆ TYM CO JEST A JA SIĘ CIESZĘ. MAM NADZIEJĘ, ŻE I WY BĘDZIECIE.

ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA ŚWIĘTEGO PATRYKA- DZIŚ WIELKIE ŚWIĘTO W MOJEJ UKOCHANEJ IRLANDII!! Slàinte!!

Stukot ciężkich butów Aleca niósł się po wyludnionej ulicy, kiedy ten wracał nad ranem do Instytutu. Magnus proponował, że otworzy dla Aleca portal ale odmówił mu. Chciał się przewietrzyć, zebrać myśli, złapać jakiś dystans do wszystkiego, co wydarzyło się tej nocy. Równy rytm kroków pozwalał ukoić rozszalałe emocje...

Niby wszystko było dobrze. Niby w jakiś sposób znaleźli drogę do siebie  po tamtej rozmowie i kochali się raz jeszcze, ale nie było już takich fajerwerków. Raczej próba udowodnienia, że jednak wszystko jest okej, że nie ma żalu. 

Każdy dotyk, pocałunek, każdy ruch i westchnienie było tak idealne, tak doskonałe, że aż karykaturalne. 

I każdy z nich to wiedział. Nie, żeby nagle przestali się kochać, ale między nimi wyrósł mur, w tej chwili nie do przeskoczenia. 

Alec zmęczył się szybkim tempem, postanowił więc usiąść na jednej z ławek w parku, w którym właśnie się znajdował. Nie przeszkadzało mu, że jest zimno, że na ławkach zalega śnieg, pragnął jedynie ciszy i spokoju by pomyśleć... Musiał to zrobić, nim wróci do Instytutu, nim odda się na pastwę swojego rodzeństwa i matki. 

Tak wiele się wydarzyło tego wieczora i nocy. Zbyt wiele. Był przyzwyczajony do tego, co stało się w Sylwestra - nie raz ucierpiał podczas różnych misji. Ale to zawsze były fizyczne ograniczenia, które goiły się same z siebie lub za pomocą runy uzdrawiającej... 

Teraz jednak czuł, że musi dać z siebie coś więcej, że to nie tylko kwestia czasu a samo się zagoi. To będzie wymagało od niego pracy. I czuł, że nie będzie to łatwe. 

Doszedł do swojej ulubionej ławki w parku. Jeziorko było teraz zamarznięte a plac zabaw opustoszały. Ale czego spodziewać się przed piątą rano pierwszego stycznia?

Widać było, że nikt tędy nie chodził. Śnieg leżał na ziemi nie zmącony niczyimi stopami, skrząc się niebieskawo w świetle parkowych latarni. 

Było cicho i pięknie. 

Alec potrzebował ciszy... i chwilowej samotności.

Usiadł na ławce i wpatrywał się w zamarzniętą taflę. Myśli kotłowały mu się w głowie. Myśli, których nie potrafił uporządkować...

Wszystko szło dobrze. Naprawdę było dobrze! Więc dlaczego siedzi tu na mrozie zamiast leżeć w ciepłym łóżku przy Magnusie? 

Oparł się o zimną ławkę i odchylił głowę do tyłu opierając ją o jej kant, pozwalając by na twarz opadały mu płatki śniegu, który właśnie zaczął padać. To wszystko było takie trudne!

Wiedział o tym od początku. Ale przez te parę tygodni, krótkich miesięcy, rzecz między nimi rozwijała się nad wyraz dobrze. Nie kłócili się. Zawsze mieli pomysł jak spędzić ze sobą czas i zawsze to były trafione pomysły. Lubili podobne rzeczy. Akceptowali swoje wady i małe dziwactwa... Chodzili na kompromis. Ale ta jedna rzecz... To było Alecowe tabu. I dziś Magnus przekroczył umówioną granicę. 

Alec nigdy nie rozmyślał o niej. Pamiętnej burzowej nocy, kiedy przyszedł do mieszkania Magnusa z zamiarem zerwania znajomości, wtedy, kiedy usłyszał prawdę o sobie i kiedy zobaczył jak bardzo go zranił... Złamał się. Ale podjął decyzję, nakreślił granice, których mieli nigdy nie przekroczyć. 

Magnus Bane I Dziwne Jego PrzypadkiWhere stories live. Discover now