16.Nieoczekiwany zwrot sytuacji

2.4K 180 24
                                    

Trzy dni później Alec pracował w swoim gabinecie uzupełniając raporty, sprawdzając dokumenty i... ciągle myślał o Magnusie. Trzy dni minęły od ich pierwszej randki, trzy dni od ich pierwszego pocałunku, trzy dni w ciągu których nie mieli okazji się spotkać. Trzy dni, w czasie których Alec nie potrafił się na niczym skupić, ciągle myśląc o przystojnym czarowniku, rozpamiętując smak jego ust i zastanawiając się, czy to wszystko przydarzyło mu się naprawdę. Co prawda Magnus dzwonił do niego każdego dnia i wieczorami rozmawiali przez chwilę, niemniej jednak Alec nie znalazł nawet krótkiej chwili na wspólne spotkanie. Ciągle miał coś do zrobienia. Pomijając jego stałe obowiązki, treningi, dyżury; Maryse zawalała go tonami papierów, które musiały być uzupełnione na wczoraj. Czyli w trybie pilnym. Było tego tak dużo, że kiedy ogarniało go zmęczenie i frustracja zastanawiał się, czy matka robi to specjalnie, jakby wyczuwała, że bardzo zależy mu na wolnej chwili i celowo uniemożliwiała mu to. Zastanawiał się też, dlaczego tylko on to robi, raporty powinny być pisane na bieżąco a nie uzupełniane po dwóch dniach lub nawet czasem później. Gdyby osoby za to odpowiedzialne robiły to po każdym zadaniu, Alec nie musiałby siedzieć teraz i sprawdzać kto, gdzie, kiedy i z kim. Zajmowało to trzy razy więcej czasu i według niego było bezcelowe.

Było już dobrze po dwudziestej pierwszej i mijała druga godzina jego pracy, gdy w jego telefonie zabrzęczał dzwonek. Z uśmiechem na ustach sięgnął do kieszeni po telefon myśląc, że to Magnus dzwoni, lecz gdy spojrzał na wyświetlacz, jego uśmiech zniknął a on sam zerwał się zza biurka i czym prędzej wybiegając z pokoju skierował się do zbrojowni. Kiedy tam dotarł na miejscu zastał już Izzy, Clary i Jace'a, którzy mieli na sobie już stroje bojowe i teraz przypinali do ubrań wszelkiego rodzaju broń. Sam zrzucił bluzę, którą miał na sobie i w pośpiechu wkładał na siebie skórzaną kurtkę a adidasy zamienił na buty, które dostał od Magnusa.

- Jace, co wiemy? - Zapytał, kiedy schylił się, by zawiązać sznurowadła.

- Trzy demony na Brooklynie. Jest wysoka aktywność, może być więcej.

- Na Brooklynie? - Alec wyprostował się na te słowa. - Magnus... - Wyszeptał z przerażeniem na twarzy.

- Spokojnie Alec, nie wiemy, czy chodzi o niego. Demony pokazały się dość daleko od jego domu, może nie ma to z nim nic wspólnego. - Uspakajał Jace, zapinając na udzie paski od pochwy na nóż.

Alec nie słuchał. Ze stojaka zabrał łuk i kołczan pełen strzał i czym prędzej wybiegł ze zbrojowni krzycząc. - Chodźcie, nie ma czasu!

Isabelle zapięła swoją kurtkę i rzucając ostatnie spojrzenie na stół, z którego brali przygotowaną broń, stwierdziła - Nie wziął swoich noży. Wezmę je dla niego. - I ruszyła za nim. Jace poczekał na Clary, która zabrała ze stołu swoje miecze po czym łapiąc ją za rękę, wybiegli z pomieszczenia.

Po dziesięciu minutach jazdy byli na miejscu. Alec wysiadając z auta rozglądał się uważnie, badając teren, starając się zapamiętać jak najwięcej. Stali przed starym, opuszczonym gmaszyskiem, w którym niegdyś znajdował się szpital. Budynek stał na uboczu, w starej części dzielnicy. Niewiele było tam światła, głównie na skutek przepalonych, bądź powybijanych żarówek w ulicznych lampach. Jednak dało się zauważyć, majestat jak i grozę byłego szpitala. Kiedy reszta ekipy stanęła przy nim, Alec rozdzielił zadania.

- Jace, ty pójdziesz z Clary przodem. Isabelle idzie za wami, ja was ubezpieczam z tyłu. Macie swoje kamienie? - Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi, dał im znak, by ruszali. Nim wbiegli po schodach do drzwi wejściowych i zajęli pozycje, Clary zdążyła przeskanować budynek.

Od lat pracowali ze sobą, byli dobrze zgrani i wiedzieli czego mogą od siebie wymagać i oczekiwać. Przez ten czas wypracowali sobie dobry system, który sprawdzał się za każdym razem. Jace ze wsparciem Clary szedł przodem i brał na siebie pierwsze ataki. Najczęściej bez skrupułów zabijał swojego przeciwnika, czasem tylko ranił, pozwalając Clary bądź Izzy, w zależności która z nich akurat była przy nim dokonać reszty. Isabelle ze swoim biczem była równie niebezpieczna. Kiedy Jace walczył, ona brała na siebie inne ataki a bicz pozwalał jej na to by inne demony nie zbliżyły się za bardzo. Każde zetknięcie się z nim było dla nich śmiertelne. Clary była wybitna pod względem urządzeń technicznych. Sprawdzała wszystkie odczyty i na bieżąco aktualizowała dane. W związku z tym zawsze wiedzieli z jakimi siłami się mierzą i jaki sposób walki wybrać. Alec natomiast zajmował taką pozycję -najczęściej starając się być nieco wyżej od reszty -by ogarniać wzrokiem walczących jednocześnie lustrując teren dookoła i wypatrując niespodziewanych zagrożeń. Jego łuk miał spory zasięg, więc niejednokrotnie miał okazję eliminować zagrożenie jak tylko się pojawiało.

Magnus Bane I Dziwne Jego PrzypadkiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ